-Witaj, nazywam się Kasja i pouczę cię dziś trochę o tym, jak powinno się walczyć. Widzisz, mamy wojnę i musisz na temat coś wiedzieć-powiedziała klacz, uśmiechając się do mnie. Ja nic nie odpowiedziałam i nie ruszyłam się nawet z miejsca.
-No, dalej, przedstaw się. Kasja jest bardzo miła i nie musisz się jej bać-powiedział mój ojciec. Skoro ona tak mówił, to postanowiłem mu zaufać.
-Jestem Vayola-powiedziałam cicho, podchodząc niepewnie do klaczy.
-Miło mi cię poznać. A teraz pożegnaj się z tatą, pójdziemy się trochę pouczyć-powiedziała Kasja. Jak to pożegnaj?-pomyślałam i odwróciłam się w stronę Kirka. To pytanie musiało być wręcz wymalowane na mojej twarzy.
-Nie patrz tak na mnie. Pójdziesz sobie teraz grzecznie z Kasją, a zajmę się paroma innymi sprawami. Tylko uważaj na siebie i słuchaj dokładnie swojej nauczycielki-powiedział mój tata. Chciałam zaprotestować, ale zrozumiałam, że to nie miałoby większego sensu. Wszystko już zostało postanowione. Niechętnie poszłam więc z Kasją. Dotarliśmy na skraj bazy klanu, gdzie klacz zaczęła mi tłumaczyć różne rzeczy. Połowy z nich nie rozumiałam, ale starałam się powtarzać po Kasji, kiedy mnie o coś pytała.
-Dobrze, całkiem nieźle sobie radzisz. Teraz pokażę ci kilka nieskomplikowanych ciosów, których w razie potrzeby mogłabyś użyć-powiedziała klacz. Zrobiła kilka dziwnych według mnie ruchów kopytami, po czym kazała mi je powtórzyć. Zrobiłam to bez większego problemu.
-Brawo, poradziłaś sobie bardzo dobrze! Na dziś koniec naszych zajęć, wracamy do Kirka-powiedziała Kasja. Poczułam się niezwykle dumna, że mnie pochwaliła. Po powrocie tata, w nagrodę, że tak dobrze sobie poradziłam, zaproponował spacer. Ucieszyłam się, mimo że miała iść z nami Kasja. Zdążyłam ją już trochę polubić. Mogliśmy jednak przejść się tylko po obrzeżach bazy. Byłam tym zasmucona, gdyż miałam wielką ochotę poznać świat poza jej granicami. Jednak mój ojciec i wszyscy inni stale mówili coś o wojnie i o tym, że wszyscy musimy się mieć na baczności. Ja nie za wiele rozumiałam z tego wszystkiego oprócz tego, że nie wolno było nikomu opuszczać tego miejsca. A ja nie zamierzałam łamać tego zakazu. W trakcie naszego "spaceru" natknęliśmy się na Mindy, która szła z jakimś srokatym ogierem.
-Hej Eragon!- zawołała Kasja. Koń zatrzymał się i podszedł do nas, a Mindy wraz z nim. Przywitał się z moim tatą i Kasją.
- To jest Eragon. On także jest nauczycielem i będzie cię uczył-wyjaśnił mój tata.
-Witaj, Vayola-powiedział srokaty ogier.
-Dzień dobry. Ale mnie już uczy Kasja-odparłam.
-Tak, ale ja przekażę ci wiedzę o czymś innym. Ja uczę samoobrony, a Kasja walki-powiedział Eragon.
-A czym to się różni?-zapytała zaciekawiona.
-Właściwie to niczym. Przynajmniej według mnie-wtrąciła się Mindy.-Ej, Vayola, chcesz się pobawić w berka?!-dodała po chwili. Spojrzałam na mojego tatę, który skinął głową. Podeszłam więc do Mindy. Dorośli stali kawałek dalej i rozmawiali między sobą.
-A co to za zabawa?-spytałam.
-Wiesz, najpierw jedna z nas goni, aż dotknie drugą i krzyknie: "Berek!". Wtedy ta druga zaczyna gonić pierwszą, rozumiesz?
-Chyba tak-odparłam. Zaczęłyśmy bawić się w berka. Gra średnio mi się podobała, bo Mindy była ode mnie szybsza i zwinniejsza. Po jakimś czasie byłam wyczerpana, a ona nadal miała jeszcze chęci na dalszą zabawę. Na szczęście dorośli zaczęli się żegnać i musieliśmy się rozejść. Reszta dnia minęła mi bardzo szybko. Dokończyliśmy nasz spacer, a potem od razu poszłam spać, bo byłam naprawdę zmęczona.
~Nocą~
Obudziłam się w środku nocy. Na początku nie wiedziałam dlaczego, ale potem usłyszałam dziwne szmery i hałasy. Brzmiały jak czyjeś głosy.
CDN.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!