I tak nie przyczyniłam się za bardzo do wojny, ale czułam się spełniona. Przecież to byli ci napastnicy... Szkoda tylko, że moje obawy się spełniły. Zawsze mogło nie być tej potyczki. Udałam się w stronę Yatgaar.
- Przez jakiś czas mi coś śmierdziało, ale pokładam nadzieję w Khonkhu, że dobrze zakończył starcie — odezwałam się zamyślona.
- Mhm...- odpowiedziała tak, jakby nie mogła już na mnie patrzeć — Idę nazbierać trochę trawy. Zapasy wkrótce się skończą, a dalej trudno cokolwiek wygrzebać.
- Nie, nie musisz- odpowiedziałam — Mamy dużo jedzenia.
- Ani się odwrócisz, a zniknie- odezwała się ze złością.
- Ostatnio byłaś dosyć chora, nie chcę cię przemęczać, ja pójdę.
- Uwierz, nie raz mimo zdrowia czy woli, coś robiłam. A spacer dobrze mi zrobi...
- Jak chcesz- odeszłam od klaczy z uniesioną głową. Z daleka widziałam, że doprowadzam ją do szewskiej pasji. Zresztą jak zwykle...
Minęła spora część dnia. Ya jakoś podejrzanie zbierała trawsko. Co chwilę się dekoncentrowała i myślami odchodziła od rzeczywistości. Kiedy mnie zobaczyła, starała się nie ogłupiać, aż w końcu mnie odprawiła. I w stosunku do jej wcześniejszego zachowania, trochę głupie było to, że Khonkh odprawił wieczorne podsumowanie zwycięstwa z przemową dla każdego. Ya dość mocno podwinęła się noga, ale ja raczej nie wypadłam lepiej. Pod koniec konferencji spojrzeliśmy na siebie z Khokhem. Widać, że też kończyły mu się pomysły, na to co stało się Ya.
<Bosze, co to jest XD W każdym razie... teraz jestem ciekawa, co powie Khokh, Ya wykaże się po Khokhu>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!