Biegłem powoli, przemierzając tereny stadne. Byłem lekko zmęczony i ciężko stawiałem każde kopyto na ziemi, jednakże nie zwalniałem tempa. Wiatr bawił się moją grzywą niczym dziecko latawcem, a ja sam się tym upajałem. Na horyzoncie ujrzałem jednak Marabell. Zwolniłem... Ona zaś odwróciła się i niemrawo rzuciła na powitanie.
- Cześć Mikado... Przechodziła tu Kasja i Cię poszukiwała. Prawdopodobnie gdzie szlaja się między stadem — klacz odsunęła się jeszcze na parę milimetrów ode mnie.
- Ahh...dzięki, no ...i witaj, a teraz zmywam się jej szukać.
Zawracając, przez chwilę zastanawiałem się, czy to nie była wymówka na szybko. Jednakże z zamyślenia wyrwała mnie Kasja. Niby szpieg, a jednak niezbyt dobrze ją znałem. Prawdę mówiąc, zagrzewam się tu kilka lat, a tak naprawdę to nie z widzenia znam tylko władcę i Marę. Oj, Mikado czas to zmienić... Przywitałem się, klacz również. Nic specjalnego. Przez jakiś czas nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że jej błyszczące oczy są tak entuzjastyczne, jakby miała nawet w zagrożeniu śmiercią, skakać ze szczęścia. Poza tym rzadko patrzy się na kogoś tak „z góry”, choć Mara była niższa, byłem przyzwyczajony raczej do tych wyższych. Klacz zaczęła paplać coś ciekawego o Khokhu i o misji... No to fajna misja... Zostało tak mało koni do tego przeznaczonych... Przecież ostatnio Khokh ich wybierał... Przez chwilę zapadła błoga cisza. Aby tak nie stać i ją wypełnić odezwałem się z zamyśleniem.
- Czyli zostaliśmy tylko my? To znaczy...większość koni przecież idzie na patrol. Przecież ktoś musi tu zostać i pilnować porządku.
-A jak myślisz? Przecież widzisz, ...widzisz dokładnie, że tak.
Westchnąłem. Przynajmniej znowu nie będę sam. Tylko co zrobię, jeśli ta sprawa będzie wymagała większej roboty?
<Kasja? Porwali nam wszyskich — nawet Marę>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!