Polecane posty ---> Zmiany w składzie SZAPULUTU

20.03.2018

Od U'schii do Yatgaar ,,Jak jeszcze wyżyje się na nas życie"

Poczułam suchość w ustach. Może nie było tu największych zasobów luksusu — konie ściskały się i wpadały na siebie, a rusz którychś spadł, przygniatał parę poprzedników, ...ale przynajmniej uniknęliśmy tragicznych skutków tego psikusa matki natury. Przesunęłam się trochę w tył, zwalając z nóg Yatgaar zmęczoną nieustanną wędrówką. Dostrzegłam w jej oczach gniewne iskierki. Próbowała się pozbierać, lecz niestety Khonkh przygniótł ją swoim wielkim cielskiem, choć nie był jakąś „wielkowagą”, cóż i tak uniemożliwił jej, wstanie. Wiedziałam, iż niedługo ja skończę w takim stanie... Rozejrzałam się, nie mając miejsca nawet na pełny obrót głowy w prawo i lewo. Kiedy wniosłam oczy do góry, ujrzałam przeźroczyste sople.
Niebezpieczeństwo czekało na każdym nawet najmniejszym kroku.
*********************************************************************************************************
Kiedy ucichł trochę wiatr, wychyliłam nieśmiało łeb, próbując dopatrzyć się tego, co dzieje się na zewnątrz. Niestety te cztery litery nie chciały nawet drgnąć. A jak zasłania mi widok cała grupka koni, to nie jest łatwo... Szczególnie z moim wzrostem. Chociaż większości z nas to były takie miniaturki, to jak stanął sobie Khonkh, stanęła Yatgaar i Mikado, no to...no
Po prostu trudno się dopatrzyć. Nawet prosty noruch potrafi to sobie wyobrazić, więc myślę, że gdyby ktoś chciał sobie zobaczyć moje życie oczami wyobraźni, to tę sytuację zilustrowałby bezbłędnie. Jednakże pozostała część mogłaby być niemałym problemem. Na moim pysku wymalował się smutny uśmiech. Usłyszałam dość spory łomot. Pewnie Yatgaar wstała. Ehh... Narażać nasze uszy na słuchanie takiego hałasu. Westchnęłam. Dość mocny wicher znowu zaczął się bawić krzewami i drzewami. Po chwili jednak usłyszałam gruby głos Khokha, w którego tonie było coś takiego, jakby próbował powstrzymać wybryki natury.
- Ruszajmy, nie traćmy czasu... W każdej chwili, czy to teraz, czy przeczekamy, może zdarzyć się jakiś wypadek.
W tej chwili na jego głowie roztrzaskał się sopel. Pysk przez chwilę wykrzywił w grymas z bólu... Odłamki wpadły mu do oczu, które zaczęły łzawić. Zza ucha płynął mu dość pokaźny strumień krwi. Pewnie ci "medycy"będą się jakoś usprawiedliwiać, że czegoś nie wzięli. Akurat wtedy, kiedy ich pomoc jest najcenniejsza. Teraz czas na nich. To ich chwila... Niech sobie leczą. Spojrzałam na Yatgaar niewidzącym wzrokiem. Nawet nie ukrywała, że boi się o Khonkha. Może i ja bym tak zrobiła, ale praca koni od medycyny przysparzała mi sporo nerwów.
- Niech konie niepotrzebne się ewakuują — odezwałam się w końcowym etapie leczenia — A jego wynieście jakoś z tej jaskini, raz, raz!
Wszyscy spojrzeli na mnie jakby z niechęcią. Jednego konia jednak trochę się odróżniał. Odczytałam z niego „Boisz się?”
Nie powiedział tego na głos, bo zapewne znał powagę sytuacji.
- Nie- odpowiedziałam w myślach.
Wszyscy powychodzili. Również ja zaczęłam kierować w stronę wyjścia. Nagle spojrzałam w stronę Khokha. Nie odwzajemnił on tego. Za to patrzył tęsknym wzrokiem za Yatgaar.
- Nic ci nie jest- stwierdziłam z ulgą w głosie.
- Nic, nic -patrzył na mnie uważnym wzrokiem.
- Poradzisz sobie z tym zapachem medycznych tajników?
- Muszę- uśmiechnął się lekko i posłał mi wdzięczne spojrzenie.
Wyszłam z jaskini. Przystanęłam, na chwilę oglądając widoki. Nikt wcześniej nie zwracał na nie uwagi. Nawałnica nam je zabrała.
<Yatgaar?>

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!

Szablon
Margaryna
-
Maślana Grafika