Wiedziałem, że cała nasza misja niesie ze sobą ogromne ryzyko. Ponadto przed wejściem do przesmyku miałem bardzo złe przeczucia. W końcu oni mieli nad naszą dwójką (czwórką, jeśli liczyć Hasminę i Fenrira, którzy, miałem nadzieję, podążają za nami) ogromną przewagę, zwłaszcza na tak małej przestrzeni. Wkrótce moje obawy się spełniły. Zachowanie ogiera, który do nas podbiegł, wprawiło w osłupienie mnie i Yatgaar, ale też sprawiło, że staliśmy się w pełni gotowi do działania. Po chwili koń przypuścił atak w moją stronę, ale nim zdołałem zareagować, Yatgaar rzuciła się w jego stronę ze swoją włócznią. Byłem w szoku jak szybko rozegrała się przede mną ta scena, ale już po chwili u mych stóp leżał martwy ogier, a koniec włóczni klaczy ociekał krwią. Wokół zapanowało niebezpieczne poruszenie.
- Co ty wyprawiasz?! Zabiłaś jednego z moich najlepszych towarzyszy!- niemal od razu dało się słyszeć krzyki przywódcy stada, który zaczął się przedzierać przez tłum w naszą stronę. Yatgaar podniosła na niego swoje żądne krwi spojrzenie.
- Sheep, spokojnie- powiedziałem, obawiając się, że klacz gotowa jest rzucić się ze swoją włócznią na wszystkich zgromadzonych. Byłem jej wdzięczny za uratowanie życia, ale przede wszystkim musiałem ją teraz uspokoić. Po chwili Yatgaar spuściła wzrok, jednak nadal dało się zauważyć, że jest cała spięta. Podobnie zresztą jak ja.
- On nas zaatakował-powiedziałem twardo, starając się brzmieć jak najspokojniej. Zdawałem sobie jednak sprawę, że nic to już nie da. Miałem tylko nadzieję, że Fenrir i Hasmina są gdzieś w pobliżu.
- To nasze tereny, więc miał prawo!- odwrzasnął ogier.
- Przybyliśmy do was w pokoju i chcieliśmy pokazać lepsze tereny, a w zamian zaatakowano nas!
- Ale ostatecznie to członek mojego stada stracił życie! Za to zostaniecie odpowiednio ukarani!- zawołał Walker.- Złapać ich- dodał po chwili, a z tłumu wyłoniła się dwójka dobrze zbudowanych ogierów. Wiedziałem, że nie mamy szans w walce, a zostanie tutaj oznaczałoby prawdopodobnie śmierć. Jedyną naszą nadzieją była ucieczka, ale nie w obecnej sytuacji.
- Jaką otrzymamy karę?- zapytałem. Walker uśmiechnął się z satysfakcją.
- Za tak niegodny czyn obowiązuje kara najsurowsza ze wszystkich. Z tego też powodu kiedy tylko wydostaniemy się z przesmyku wymierzymy waszej dwójce odpowiednią karę- odparł Walker. Nie miałem pojęcia, czemu postanowił zwlekać, ale było to dla nas ogromną korzyścią. W końcu znaliśmy te tereny nieco lepiej niż oni, przebyliśmy je już raz. Razem z Yatgaar ponownie mieliśmy straż, tym razem liczniejszą, w dodatku o wiele bardziej przykładającą się do powierzonego im zadania. Stado urządziło ceremonię pogrzebową i ruszyło dalej. Szliśmy na samym końcu, pilnowani dokładnie przez dwójkę koni. Jak się spodziewałem, okazało się później, iż Walker nie ma pojęcia jak iść, więc chcąc nie chcąc musiał poprosić o pomoc swoich skazanych. Razem z Yatgaar specjalnie poprowadziliśmy ich dłuższą, bardziej zawiłą drogą. Mimo że nie dane nam było porozmawiać na osobności, miałem wrażenie, że klacz doskonale rozumie mój plan. Nie wiedziałem, czy go popiera, ale jak na razie starała się go realizować. Gdy byliśmy niedaleko wyjścia z przesmyku, zapadła zmierzch, więc zarządzono postój. Naszych strażników na noc zmieniła kolejna dwójka. Razem z Yatgaar pożywiliśmy się, a potem udaliśmy, że idziemy na spoczynek. Teraz za wszelką cenę nie mogliśmy zasnąć. Mając zamknięte oczy starałem się mimo zmęczenia zachować trzeźwy umysł. Skupiałem się na odgłosach dokoła, które powoli cichły. W końcu nie było już słychać żadnego szurania kopytami czy rozmów. Cisza wypełniony była tylko cichymi odgłosami oddychania. Kiedy otworzyłem oczy, niemal równocześnie szturchnąłem stojącą obok Yatgaar. Ta natychmiast uniosła łeb i spojrzała na mnie wyczekującą. Popatrzyłem w stronę naszych strażników. Jak się spodziewałem, jeden z nich spał, kiedy drugi trzymał wartę.
- Wezmę tego, który nas teraz pilnuję- powiedziałem. Nie czekając na odpowiedź klaczy, jak najszybciej i najciszej zbliżyłem się do ogiera. Nie było to trudne. Stał do nas bokiem i dość blisko, więc natychmiast się przy nim znalazłem. Ogier spostrzegł ruch i odwrócił się w moją stronę, ale zrobił to zbyt późno. Jeden zamach mieczem wystarczył, by zakończyć jego żywot. Wyraz zaskoczenia na jego pysku nie zdążył się nawet przeistoczyć w przerażenie, kiedy jego serce przecięło twarde ostrze. Ciało upadło powodując doskonale słyszalny hałas, jednak wszyscy w pobliżu spali zbyt głęboko, by to usłyszeć. Spojrzałem w stronę Yatgaar, która stała nad drugim trupem.
- Teraz szybko uciekamy. Być może gdzieś dalej są jacyś inni strażnicy, którzy to słyszeli- powiedziałem. Klacz spojrzała na mnie, ale nie zdołałem dostrzec wyrazu jej pyska. Musiałem za to przyznać, że wyglądała naprawdę upiornie stojąc tak nad martwym ciałem. To już jej drugie morderstwo tego dnia, a ona nie zdaje się za bardzo tym przejmować- pomyślałem, ale przegoniłem tę myśl, gdyż nie miałem teraz czasu się nad tym zastanawiać. Rzuciliśmy się do biegu w bliżej nieznanym kierunku. Kierowaliśmy się po prostu na północ, przynajmniej według moich założeń. Ucieczka przebiegała dobrze przez pierwszych kilka minut, póki nie usłyszeliśmy za sobą pogoni. Cóż, czego innego mogliśmy się spodziewać... Obejrzałem się za nas. W lekkiej poświacie księżyca i gwiazd dało się dostrzec cztery sylwetki.
<Yatgaar? Nie najlepsze, wiem, ale zupełnie nie miałam pomysłu, a nie chciałam dłużej zwlekać. I postanowiłam, że Khonkh będzie już tam miał swój miecz>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!