Westchnąłem z irytacją. Mogłem mieć jedynie nadzieję, że zdążymy się ze wszystkim uwinąć, zanim Iris zdradzi naszą pozycję. Wtem dało się słyszeć jakieś rozmowy i śmiechy. Głosy na pewno nie należały do żadnych zwierząt, a już tym bardziej do koni. Wszyscy troje naraz podnieśliśmy głowy i nadstawiliśmy uszu. Wyjrzałem zza sterty odpadków i moim oczom ukazał się niezbyt przyjemny obraz. W stronę wysypiska szła wesoło grupka ludzkich młodych, żartując, rozmawiając, śmiejąc się i wymachując jakimiś kijami. Po cichu cofnąłem się do tyłu.
- Zmywamy się- powiedziałem. Iris i Amigo posłusznie zawrócili. Jednak klacz nie byłaby sobą, gdyby czegoś nie zrobiła. Znów zahaczyła kopytem o jakiś metalowy przedmiot, który z gracją stoczył się w dół stosu. Zanim zdążyło do kogokolwiek z nas dotrzeć, co właśnie się stało, grupka dzieci już przybiegła na miejsce. Wszyscy stanęli wmurowani. Były to dwie dziewczynki i trzech chłopców.
- Koniki!- wrzasnęły dwie dziewczyny i rzuciły się w nasza stronę. Zarżałem ostrzegawczo, a one zatrzymały się.
- Zostawcie te szkodniki! Jak zwykle przyszły niszczyć, same kłopoty z tymi dzikimi końmi!- zawołał jeden z chłopaków.
- Lećcie po innych, a my się nimi zajmiemy na razie!- zawołał drugi. Tak myślisz? To zdecydowanie przewyższa twoje możliwości! Zarżałem głośno i stanąłem na tylnych nogach, przednimi wymachując wściekle na wszystkie strony w powietrzu. Jak sądziłem, cała piątka wrzasnęła i w popłochu uciekła z powrotem do miasta.
- Nie ma na co czekać, uciekamy!- krzyknąłem i w trójkę rzuciliśmy się do biegu.
<Amigo?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!