Zebrałem kilka garści odwagi, by spojrzeć Mint w oczy, i...uśmiechnąłem się. Moja manipulacja przyniosła oczekiwany efekt, nadszedł moment oczyszczenia poprzez ten gniew i nienawiść, jaka się w tym momencie pojawiła. Trzeba będzie tylko kontrolować wulkan emocji, aby nie nastąpiła zbyt gwałtowna erupcja, dopóki z czasem nie przyjdzie zrozumienie i równowaga. Jak to mówią, chcesz pokoju, szykuj się na wojnę. Miałem szczerą nadzieję, że teraz już wszystko będzie iść ku polepszeniu sytuacji. Nie zwracałem raczej uwagi na poszczególne słowa, jednak ostatnie zdanie utkwiło mi wyraźnie w głowie. Czego ty ode mnie oczekujesz? Czego ja chcę od klaczy, którą tak naprawdę wolałbym widzieć jako jedną z tłumu poddanych mi koni, część historii, o której mnie tyle uczono? Nie polubiłem jej nowej wersji, ale wciąż pamiętałem to zauroczenie. Chciałem po prostu pomóc.
— Tego, że dostrzeżesz swoje szczęście. Oczekuję, że będziesz szczęśliwa. - odparłem cicho, odwracając się i zakłusowując w stronę stada, tym samym kończąc dyskusję i pozostawiając Mint z jej przemyśleniami sam na sam.
~Trochę czasu później~
Obudziłem się dziś wczesnym rankiem, właściwie przed wszystkimi, a jednak wszystkie obowiązki wykonałem z opóźnieniem. Spytacie, dlaczego? Kilka godzin stałem na uboczu, zmuszając się do przeżucia choć kilku kęsów trawy i znosząc ból głowy. Potem objawy ustąpiły jak kopytem odjął, a ja mogłem wrócić do życia.
~Wehikuł czasu start~
Zrobiłem kilka ostatnich kroków kłusa i zatrzymałem się, dysząc ciężko. Dopiero po pół minut zdołałem uspokoić oddech. To była zaledwie rozgrzewka. Co się ze mną dzisiaj dzieje?
— Witam szanownego pana. - usłyszałem za sobą znajomy głos. Odwróciłem się z uśmiechem ku partnerce i sprzedałem jej delikatnego całusa.
— A gdzie Moa?
— Bawi się z resztą źrebaków. Potrafi o siebie zadbać. - odparła z dumą w głosie. - Wyglądasz jak zmokły bażant. - dodała, lustrując mnie od kopyt do czubka głowy.
— Dbam o formę. - oznajmiłem z lekką pretensją.
— W takim razie ci pomogę. - tuż po tej wypowiedzi w moją stronę poleciał cios. Zablokowałem go, aczkolwiek z pewnym trudem. Zaśmialiśmy się krótko, po czym Mivana nieoczekiwanie wtrąciła z zaniepokojeniem:
— Schudłeś. - nie mogłem temu zaprzeczyć.
~~~
Pomimo brania przeróżnych leków i ziół objawy nie dawały za wygraną. Najgorsza była jednak dziwna słabość, niemoc, sprawiająca, że każdy krok wydawał się wyzwaniem. Wewnętrzny przerażający głos z każdym dniem stawała się coraz bardziej wyraźny. Podczas jedzenia trawy ni stąd, ni zowąd kaszlnąłem gwałtownie. Otworzyłem szeroko oczy, wpatrując się w czerwone plamki które pojawiły się na ziemi. Prędko przetarłem miejsce kończyną, po czym zacisnąłem zęby i ruszyłem szybkim marszem na poszukiwania.
~Wehikuł czasu stop~
Mint zastałem przechadzającą się po lesie i nucącą coś pod nosem. Na mój widok natychmiast zamilkła.
— Hej. - mruknąłem na przywitanie.
— Witaj. Co się stało, że spodobało ci się moje towarzystwo? - jej wyraz pyska nie wyrażał żadnych emocji.
— Nie przyszedłem do Mint, tylko do głównego medyka. - wysyczałem niemalże przez zaciśnięte zęby. Do klaczy chyba dotarła powaga sytuacji. Opisałem dokładnie swoje objawy, pomijając jedynie kaszel z krwią. Nie chciałem martwić Miv, gdyby jakimś "cudem" dotarły do niej te informacje. Siwo-jabłkowita w milczeniu przebadała mnie, od czasu do czasu kiwając tylko głową i mrucząc niezrozumiale do siebie. Czułem narastające we mnie napięcie i zniecierpliwienie. To nie może być nic poważnego; po prostu do tej pory używałem złych remediów. Moja towarzyszka zmarszczyła brwi, przyglądając mi się uważnie.
— Kaszlałeś może...krwią? - spytała z wahaniem. Zaległa cisza była dostatecznie jasną odpowiedzią. Dostrzegłem na pysku Mint szok i strach. Coś było bardzo nie tak.
— Jestem tylko koniem...nigdy nie mam stuprocentowej pewności, tak naprawdę wszystkie diagnozy są jedynie spekulacjami. Twoje objawy są dość nietypowe...
— Mint, proszę cię. Zrób mi tę jedną przysługę i przestań owijać w bawełnę. - westchnęła cicho.
— To może być rak. - poczułem się tak, jakby cały mój świat obrócił się o trzysta sześćdziesiąt stopni.
— To nie był śmieszny żart. - prychnąłem ze złością, kładąc po sobie uszy.
— Nie, Shi. To był smutny żart. To nie był żart...
<Mint? Hello darkness my old friend>
Rozumiem, że to jeden z planów "jak udupić swoją postać w sekundę" xD
OdpowiedzUsuńJa już ci robię eskortę, idziesz się leczyć, jak zdechniesz to zdechniesz po raz drugi
OdpowiedzUsuńGdzie, do psychiatryka? XD
UsuńDo szpitala patafianie
UsuńDo psychiatryka będzie czas Owco *)
Usuń