Ułożyłem się w miękkim, świeżym puchu obok Mivy, modląc się, by ta chwila mogła trwać wiecznie. Patrząc w niebo, równocześnie wodziłem wzrokiem po kokieteryjnych liniach mojej towarzyszki. Widok klaczy tańczącej, mimo że niezgrabnie i dość nieporadnie, przyprawiał mnie o szybsze bicie serca. Czułem się jak we śnie. Obłoczki pary unosiły się z naszych chrap, rozpływając się w powietrzu. Ale nic nie trwa wiecznie. Zwłaszcza to, co dobre. Magia chwili musiała ustąpić miejsca brutalnym faktom. Gdy już oboje trochę odpoczęliśmy i wyschliśmy, ona odwróciła powoli głowę w moją stronę i odezwała się jako pierwsza:
— To co się między nami stało... - urwała, unikając kontaktu wzrokowego. W jej głosie przebijały się wewnętrzne rozterki i niepewność, nie czuła się przy mnie bezpieczna. Nie mogłem się jej dziwić. Moje postępowanie było dość chaotyczne, by zdenerwować samego poczciwego Byorna. Przeżyłem naprawdę błogie chwile, ale teraz, gdy uświadomiłem sobie, że to rzeczywistość i emocje nieco opadły, trochę żałowałem swojej porywczości.
— Przepraszam jeszcze raz za to...Ten pocałunek. Nie powinienem tak na ciebie naskakiwać. - spuściłem wzrok, starając się, by zabrzmiało to jak najszczerzej. By wiedziała, że nie mu się mnie bać.
— Nie powinieneś. - potwierdziła. - Ale... - na moment nasze spojrzenia się spotkały. W oczach Mivany było coś dla mnie nieodgadnionego. Bardziej, niż zwykle. - Mint nauczyła cię nieźle całować.
— Och. - tylko tyle byłem w stanie wydusić. Mimo woli na wspomnienie siwki coś we mnie drgnęło. Do umysłu wkradła się nieprzyjemna myśl. Porzuciłeś bezlitośnie miłość od nastolatka, po czym niedługo potem...zakochałeś się ponownie? Brawo.
To nie była miłość, tylko zauroczenie. Ja i ten gniadosz to zupełnie inna bajka. - odparowałem, odsuwając takie niedorzeczne koncepcje na dalszy plan. Nagle klacz stanęła na równe nogi i rozejrzała się po pustej, zaśnieżonej polanie.
— Chodźmy do stada. - rzuciła cicho. Gdy tylko podniosłem się z ziemi, postawiła pierwszy krok przed siebie.
— Zaczekaj. Proszę. - dodałem szybko, licząc, że taka kombinacja słów odniesie lepszy efekt. Odwróciła się w moją stronę, wciąż nie podnosząc wzroku.
— Jeżeli nasza przyjaźń kiedykolwiek coś dla ciebie znaczyła, wysłuchaj mnie. - wziąłem głęboki wdech.
— Jesteś słońcem na niebie w którego blasku się grzeję.
Jesteś podporą twardą jak skała, która nie wietrzeje.
Jesteś ulewą i wichurą, w której świat szarzeje,
Ale bez niej żadna roślina nie dojrzeje.
Jesteś słodyczą jagód i życiodajną wodą.
Jesteś na smutki i trudy metodą.
- Mówiłem powoli, wyrzucając z siebie wszystko, co leżało mi na sercu. - Długo to ignorowałem, tłumiłem. Chciałbym to logicznie wytłumaczyć, lecz...nie potrafię. Nie umiem bez ciebie żyć. - zamilkłem na chwilę, przymykając oczy. Czy ona może czuć to samo? Znalazłem w sobie wreszcie jakieś pokłady odwagi. Raz się żyje. - Kocham cię, Mivano Kataxo.
<Mivana? Ba dum tss>
Mivana.exe has stopped working
OdpowiedzUsuńSiostro, defibrylator proszę
Usuń