Znowu zaczął wiać mroźny wiatr, lecz stado po odpoczynku musiało już wyruszać. Może to i dobrze, słońce pogorszyłoby wędrówkę pod względem trudnych do przebycia szerokich pasm górskich. A połowa naszej drogi to przeprawa przez nie. W dodatku pierwsze pół przeszło już do historii, mamy je za sobą. Starając się nie stracić orientacji pośród krętych ścieżek, szłam dumnie na czele stada, a za mną podążała Mika i rodzice tej czcigodnej klaczki, tak mocno wyróżnionej. Smutne jest to, że mamy w naszym stadku jednak trochę tych źrebaczków, które muszą się męczyć długą wędrówką. Dla tego robiliśmy przerwy (oczywiście dość krótkie, nie takie jak wcześniejsza — parogodzinna) i co jakiś czas dźwigaliśmy źrebaki na plecach. Jednakże widoki zapierały dech w naszych piersiach. Więc na każdym krótkim wypoczynku rozkoszowałam się ich różnorodnością i naturalnym pięknem. Były sterty drzew okryte gęstymi chmurami, prezentującymi swój majestat z jak najlepszej strony. W końcu dotarliśmy na szczyt i zaczęliśmy schodzić, starając się, by nie powpadać w siebie. W końcu po naszym bliskim spotkaniu z paroma smukłymi sosnami ujrzeliśmy rzekę Dzawchan. Teren nie do opisania. Wszyscy od razu podeszliśmy do przejrzystej tafli wody, by rozbryzgiwać ją na inne konie i świętować dotarcie do celu. Jednakże niedługo to trwało, ponieważ całkowicie opadaliśmy z sił. W sumie nie było tak łatwo, schronienie stwierdziło, że się nie ukaże, ale wystarczyło tylko trochę sprytu, by znaleźć parę jaskiń wydrążonych w skałach.
~8 dni później~
Powiem jedno- Khonkha i Yatgaar gdzieś wsiąkło w swojej wyprawie. Inni członkowie stada również zaczęli to zauważać i chodzili zaniepokojeni. Wreszcie zebrałam wszystkich na małe spotkanie.
- Zostawiam was samych- powiedziałam- Nie martwcie się ani o mnie, ani o Yatgaar i Khokha. Wrócę. Jak nie wrócę w ciągu 8 dni niech Marabell, Mikado i Valentia skierują się w kierunku poprzedniej kryjówki- Tsenkher. Jeden szpieg niech zostanie w klanie. Do zobaczenia!
Stado było trochę niezadowolone, z tego pomysłu a ja czułam bezsilna. Wszędzie rozlegały się pomruki i okrzyki typu „Nie, ty jesteś yy”.
-Przepraszam- wrzasnęłam, trochę uciszając tłum- Idę, bo muszę. Narażać całą grupę na niebezpieczeństwo to głupota.
W końcu klan niechętnie się zgodził. Nikt nie protestował i nikt nic nie obmyślał. Widziałam to po ich oczach. Jeszcze trzeba by mi było, żeby ktoś coś wykombinował. Może lepiej było trzymać to w tajemnicy? Przecież nigdy nic nie wiadomo... Powoli oddaliłam się od stada. Czułam się dość samotnie... No cóż, taka moja decyzja...
~Po dotarciu do Tsenkher~
Widząc siedzibę, odetchnęłam z ulgą. Miałam już dwa dni za sobą, a ze wszystkich trzeba jeszcze odliczyć drogę powrotną. Zostają cztery dni. Naprawdę mało czasu. Nie spodziewałam się, że dopiero co przybędę, to zostanę wrzucona w sam środek dramy. Wpadł we mnie wściekły kary ogier. Miał wydęte chrapy i był spięty na całym ciele. Odchodził od Khonkha. Yatgaar nie było widać nigdzie na horyzoncie. Albo po prostu mój sokoli wzrok mnie zawodzi? Chyba że... jej tu nie ma.
- Mogę wiedzieć, o co chodzi- krzyknęłam, przebijając się przez głośny wiatr- Gdzie jest Yatgaar??!
- Sprzeczka, potyczka- odparł lekceważąco Khonkh- A moja partnerka zaraz wróci. Nie ma powodu do obaw. A jeśli mógłbym wiedzieć, co ty tu robisz?
- Jak was tyle nie było to chyba mamy powód, by się martwić-wykrzyczałam mu w twarz i odeszłam, podążając za karusem.
Zrezygnowana opadłam na kamień. Chyba chciałam tej scenie dodać za dużo dramatyzmu. W pewnym momencie idący przede mną zatrzymał się.
- Twój Khonkh ma wrogów. Szkoda mi ciebie, że się wcześniej o tym nie dowiedziałaś. Nieważne kim dla niego jesteś, wiedz, że żyjesz obok obłudnego samoluba, który na dodatek zabił trzy konie, by podwyższyć swoją godność.
-Aha- odpowiedziałam.
Z początku brzmiało to jak typowe kłamstewko. Postanowiłam jednak dopytać o to Khonkha. Wróciłam się. Zastałam go, tak jak się spodziewałam — w tym samym miejscu.
-Czy to możliwe, żeby ktoś widział, jak zabijasz konie tylko po to, by zdobyć chwałę?
-A ty nikogo nie zabiłaś?- odpowiedział bardzo dziwną taktyką i widać, że był trochę znerwicowany. Jednak nie miałam czasu zastanawiać się nad odpowiedzią. Przyjechali ludzie. Zauważyłam w ich wozie wijącą się Yatgaar.
<Ya? Kho?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!