-Jak tu pięknie musi być latem!-westchnęła Marabell.
-Wszędzie umiesz znaleźć jakieś pozytywy?-spytałem.
-Staram się-odparła klacz. Po około dwóch godzinach odpoczynku zdecydowaliśmy się wrócić. Cały czas bałem się, żeby Marabell nic się nie stało, ze względu na jej jeszcze nie najlepszy stan zdrowia. Po powrocie do klanu klacz zgłosiła się do Nicka na zmianę opatrunku.
-Możesz już iść, poradzę sobie-powiedziała, kiedy medyk skończył swoje zadanie. Pojąłem, że to zdanie nie było skierowane do niego, tylko do mnie.
-Na pewno?-spytałem.
-Tak. Odpocznę sobie trochę-odparła klacz.
-Niech będzie. Ale pamiętaj, że w razie czego zawsze mogę ci w czymś pomóc-powiedziałem.
-Jasne, jasne. Idź już lepiej zająć się swoimi sprawami. Albo spędzić trochę czasu z Yatgaar, żeby mnie nie zabiła za to, iż ukradłam cię jej prawie na cały dzień-odparła z uśmiechem Marabell. Ja także się uśmiechnąłem, po czym pożegnaliśmy się.
~Kilka tygodni później~
Przez ten cały czas miałem zbyt dużo obowiązków, by spotkać się lub porozmawiać z Marabell. Miałem ku temu okazję jedynie na jej ślubie. Dziś zaś wybrałem się na spacer z Yatgaar. Ledwo odeszliśmy od stada, a spotkaliśmy Marabell.
-Witaj. Jak się czujesz?-spytałem.
-Bardzo dobrze, dziękuję. A co u was?-zapytała klacz. Wraz z Yatgaar zgodnie odparliśmy, iż także nie mamy na co narzekać.
-Gdzie Mikado?-spytała moja partnerka.
-Właściwie to nie jestem pewna. Właśnie szłam go poszukać-odparła Marabell.
-Chyba nie powiesz mi, że go zgubiłaś?-spytałem, po czym cała nasza trójka się roześmiała.-Pewnie urwał się gdzieś, żeby odpocząć i nabrać sił. Dobrze wiem, jak bardzo partnerki potrafią być męczące-powiedziałem. Po chwili poczułem gwałtowne szturchnięcie w bok.-A to za co?-spytałem, udając, że wcale tego nie wiem.
-Za chęć do życia i miłość do ojczyzny-odparła z uśmiechem Yatgaar.-A tak właściwie, to jak wam się układa?-moja partnerka zmieniła nieco temat.
-Bardzo dobrze...-zaczęła Marabell, ale przerwały jej krzyki dochodzące od strony stada. Cała nasza trójka rzuciła się niemal natychmiast w tamtą stronę. Z każdą chwilą upewniałem się, że w klanie wydarzyło się coś złego. Galopowałem, jakbym ścigał się z samym wiatrem. Tuż za mną biegły obie klacze. Kiedy dotarliśmy na miejsce, hałasy ucichły, ale należało sprawdzić, co było ich powodem.
<Marabell?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!