Polecane posty ---> Zmiany w składzie SZAPULUTU

31.08.2019

Od Etsiina do Miriady ,,Zmieniłaś moje życie już na samym początku"

- Kocham Cię. - takie właśnie słowa padły z ust izabelowatej piękności. Zamarłem, patrząc na nią, jak na ducha. Po jej polikach spłynęły łzy, a ja kompletnie nie wiedziałem, co robić. W moich oczach malowało się to zdziwienie, to szczęście w oczach, może i trochę niepewność. Gdy Miriada stała w świetle księżyca, a jej oczy błyszczały jak najdroższe kamienie... Tak samo niepewna i przerażona po wypowiedzeniu tak prostych słów, a jednak tak ciężkich, zdałem sobie z czegoś sprawę. Uczucie, które tak długo ukrywałem i dusiłem w sobie, wybuchło. Dlaczego tak długo musiałem żyć w strachu i z nadzieją, że to usłyszę? Przecież dobrze wiem, że dla niej skoczyłbym w ogień, dałbym się zabić. Przeżyłbym najgorsze męki i tortury. To przecież Miriada, a ja tak bardzo ją pokochałem. Mocniej niż kogokolwiek na świecie.  Wypuściłem cicho powietrze, a następnie drżąc, podszedłem krok do księżniczki i powoli podniosłem jej pysk do góry, patrząc głęboko w jej ciepłe oczy. Stałem tak chwilę, jak najdłużej chcąc pochłaniać wzrokiem jej całe piękno.
- Ja również Cię kocham, Miriado. - wyszeptałem do ucha klaczy, a potem złączyłem jej usta, z moimi, w delikatnym, pełnym miłości pocałunku. Zapadła cisza. Nie była to jednak cisza pełna zakłopotania, a jedynie magii tej nocy. Nic ani nikt nam nie przeszkadzał. W mojej głowie nie było nawet jednej myśli. Zdziwiony poczułem, że klacz odwzajemniła mój gest. Za nic nie chciałem oderwać się od Miriady. Tak wiele z nią przeżyłem... Aż w końcu zrozumiałem, że to ona. Ta, która w końcu może zmienić moje życie. Właściwie? Już dawno to zrobiła. Na samiutkim początku. Odsunęliśmy się od siebie. Wzruszony, miękkimi chrapami otarłem łzy z jej pyska. - Nie musisz się już bać. Kocham Cię. - powtórzyłem. Miriada chyba nie mogła uwierzyć w moje słowa. Na chwilę zamarła, a potem ze szczerym śmiechem wtuliła się w moją rzadką grzywę. Zamknąłem oczy, chcąc jak najdłużej przeżywać tę krótką chwilę. Nie potrzeba było już wypowiadać zbędnych słów. W powietrzu unosił się niewyraźny pyłek, a ja po sekundzie ujrzałem maleńkie płatki śniegu, wirujące i tańczące w powietrzu.
- Śnieg. - wyszeptała Miriada, przesuwając chrapy po mojej szyi. Mozaiczne płatki po chwili osiadły nam na grzywach, ogonach, a potem i na grzbietach.
Staliśmy w ciszy, z zamkniętymi oczyma. Klacz na chwilę odsunęła się kilka kroków, a potem uśmiechnęła się zachęcająco i ruszyła do galopu. Zerwałem się za nią, omijając drzewa pokryte śniegiem. Wbiegliśmy na dużą polanę, skacząc i galopując wokół siebie. Zupełnie jak źrebaki. Obserwowałem, jak nasze ślady się krzyżowały, a następnie były zasypywane śniegiem spod kopyt. Grzywa klaczy tańczyła z wiatrem, muskając moją szyję. Obróciłem głowę w jej stronę, kiedy cwałowaliśmy niedaleko obozu kułanów. Rozbawiona, piękna i szczęśliwa. Piękniejsza niż gwiazdy. Wiele się zmieniła, odkąd pierwszy raz ją widziałem. Nie była już taka sztywna i strachliwa w moim stosunku. Teraz cieszyła się ze mną piękną chwilą. W końcu padliśmy na śnieg, dysząc cicho, powoli obróciłem głowę, lustrując wzrokiem księżniczkę. Byliśmy pokryci śniegiem od kopyt do głów.
- Wyglądam cudownie, prawda? - parsknąłem, uśmiechając się perliście. Izabelowata klacz przyjrzała mi się i zastrzygła uchem. Jej brązowe oko błysnęło.
<Miriada? Zostawiłam takie krótkie, by już nie przedłużać i wstawić.>

25.08.2019

Od Shiregt'a do Mivany ,,Niech trwa jak najdłużej"

Zabawy. Tańce. Odpały. Degustacje. Rozmowy. Śmiechy. Przyjęcie już od dawna kręciło się na pełnej fali, a cała uwaga skupiona była na nas - młodej, arystokratycznej parze. Zdawało się, że co chwila ktoś do nas podchodził, żeby zamienić parę słów z osobistościami. Młode pokolenie skakało wokół starszych członków, wznosząc okrzyki lub ganiało za sobą, potrącając innych, oprócz nas.
Od kilku chwil staliśmy na uboczu i opowiadaliśmy sobie nawzajem kawały. Nie byłem w stanie określić, ile czasu upłynęło nam na hulankach. Wokół królowała niepodzielnie czarna noc, rozpraszana jedynie przez blask cienkiego sierpa księżyca, zbliżającego się ku nowiu, oraz światełka świetlików. Trawa w promieniu wielu kroków została wyjedzona i zdeptana do cna, wszystkie przysmaki się rozeszły, zostały niedobitki napoi. Zrobiło się nieco ciszej, co wcale nie oznacza, że było cicho. Większość koni przeszła do biernych czynności, jak dyskutowanie. Sądząc po stopniowo nasilającym się uczuciu zmęczenia, mimo tony adrenaliny buchającej w żyłach i upojenia szczęściem, niedługo wzejdzie słońce. Ciekawe, czy wzejdzie po zachodzie księżyca, czy najpierw zajdzie księżyc, a potem słońce? Nie, słońce wzejdzie...
— Chyba już czas. - szepnęła mi nagle do ucha Miv.
— Na co? - spytałem rozkojarzony. Trunki dawały się we znaki.
— Żeby się ulotnić. - uśmiechnęła się wyzywająco, nie tracąc zapału. Wpatrzyłem się na moment przed siebie, analizując tę wypowiedź jeszcze raz. Wreszcie również uniosłem kąciki warg i dogoniłem partnerkę, po czym puściłem się dzikim cwałem. Pożegnani gromkimi wiwatami, pognaliśmy przed siebie, obierając za cel jedno ze wzgórz. Pęd powietrza rozwiewał nam grzywy i przyjemnie chłodził rozgrzane ciała. Klacz zatrzymała się po drugiej stronie, niedaleko szczytu. Poszedłem w jej ślady. Dobrą chwilę staliśmy w tym samym miejscu naprzeciwko siebie, dysząc. Utkwiłem spojrzenie w błyszczących w mroku oczach Mivany. Mógłbym się założyć, że można się w nich utopić.
— Topię się... - mruknąłem do siebie, jednak moja towarzyszka usłyszała to.
— To z ciebie taki zimny kawał lodu? - odezwała się. Zaśmialiśmy się oboje krótko. - Chcesz iść nad jezioro? - dodała, gdy już się uspokoiliśmy.
— Nie. - odparłem krótko. Zapatrzyliśmy się w gwiazdy. Po pewnym czasie przeniosłem wzrok na jeleniowatą klacz. Nie wyglądała ani trochę na zainteresowaną, choć jej wcześniejszy uśmiech można by interpretować dwuznacznie. Chyba lepiej robić takie rzeczy na trzeźwo. Chociaż...Co nas wtedy do tego skłoni? Co, jeżeli to nasza jedyna szansa? To wszystko...czy można być tak bezgranicznie szczęśliwym?
— Co, jeśli to tylko sen? - cofnąłem się gwałtownie o krok, porażony tą myślą, wypowiedzianą na głos. Moja partnerka obróciła się ku mnie ze zdziwieniem i oburzeniem, lecz po chwili jej wzrok złagodniał. Podeszła do mnie, stykając ze sobą nasze pyski.
— Musielibyśmy śnić to samo jednocześnie. A nawet jeśli...niech trwa. Jak najdłużej. - kazała przysunąć mi głowę do swojej klatki piersiowej. - Słyszysz? Ono bije. - uleciały ze mnie niemal wszystkie wątpliwości. Jak mogłem tak w ogóle myśleć? Wymieniliśmy kilka namiętnych pocałunków. Potem Mivana zrobiła pierwszy krok piruetu. Nie był to dobry pomysł na początek, straciła równowagę, ale wylądowała dosyć zgrabnie na wszystkich czterech kopytach. Zaśmiałem się radośnie, jak dziecko, i zacząłem tańczyć.
— Kocham cię. - rzekłem. Niech trwa jak najdłużej.
~Perspektywa no. 2~
Na tle stepu i miliona gwiazd rozsianych po czarnym firmamencie para koni. Klacz i ogier, tańczyli po wyimaginowanym kole, wyginając się ku sobie, swobodnie i lekko niczym cienie. Ale oni są żywi i młodzi. Uśmiechnęła się. Wrócili do klanu, gdy wyczuli zagrożenie w postaci wilków. Stado powoli zamierało, coraz więcej par oczu się zamykało. Zasnęli obok siebie, otuleni płaszczem miłości.
~Wracamy do rzeczywistości~
— O cholera. - nie mogłem się powstrzymać przed tym komentarzem, gdy spróbowałem ruszyć przed siebie. Nogi miałem zarazem jak z waty i sztywne.
— Weź, jesteśmy w tym samym wieku. Przez ciebie czuję się staro. - mruknęła jeszcze pół przytomnie Miv. Parsknąłem cicho, rozglądając się po okolicy. Inni również zaczynali się budzić, niektórzy skubali już roślinność.
<Mivana? Rób swoje xD>

24.08.2019

Od Mivany do Shiregt'a ,,Weselcie się"

- Nie byłabym taka pewna - odparłam, wciąż wirując w tańcu, klasycznym, zupełnie odmiennym od tego, który wykonywaliśmy we dwoje, ukryci przed ciekawskim wzrokiem świata - Żeby być najszczęśliwszy, musiałbyś być mną.
- Tak mówisz?
Zrobiliśmy obrót wokół własnych osi.
- Tak mówię.
Trawa powoli pustoszała, kiedy zmęczone konie ruszały na spotkanie smakołykom. Drobne, słodkie owoce znikały w mgnieniu oka, wywołując walkę o jak najwięcej kąsków. Poddani posyłali sobie czujne spojrzenia, by zrozumieć taktykę wroga. Niczym prawdziwa wojna -pomyślałam, zajadając się u boku Shiregt'a przystawkami zarezerwowanymi specjalnie dla nas.
- Nadchodzi jakaś susza, o której nie wiem? - szturchnęłam ogiera w bok. Mojego partnera. To tak śmiesznie brzmi, nierealistycznie.
- O niczym takim nie słyszałem - uśmiechnął się do mnie, odpłacając tym samym.
Przekomarzaliśmy się jeszcze chwilę, póki nie zauważyłam, że jesteśmy w środku uwagi całego zgromadzenia, które widocznie zdążyło już oczyścić okolicę z wszelkiego jadła. Od niezręcznej ciszy uratował nas Lumino, który dzisiaj wyjątkowo wykazywał zainteresowanie otaczającą go rzeczywistością.
- Pora na próbę siły - stwierdził, wskazując na grubą gałąź leżącą na uboczu.
Wiwaty odprowadziły władcę, który pewnym siebie krokiem podszedł do tego wyzwania. Różnymi sposobami próbował przełamać kij, jednak udało mu się to dopiero przy silnym kopnięciu. Drewno rozdzieliło się na dwie części z trzaskiem.
Przez jeszcze długi czas przyjęcie trwało w najlepsze. Niektórzy stali na uboczu rozmawiając, inni opowiadali żarty (w tym ja i Shiregt), jeszcze kolejni tańczyli bez konkretnego rytmu.
- Chyba już czas - szepnęłam do ucha swojego partnera.
- Na co? - spojrzał na mnie rozkojarzony.
- Żeby się ulotnić - uśmiechnęłam się drapieżnie.
Przez chwilę patrzył przed siebie zamyślony. W końcu zrównał się ze mną, po czym puścił się dzikim cwałem przed siebie. Bez wahania popędziłam za nim. Śmiechem pożegnałam całe towarzystwo, które w ostatnim weselnym podrywie zaczęło nam kibicować. W końcu odgłosy imprezy zniknęły w oddali, a my mieliśmy upragniony spokój.

Shiregt, słodkie wyznania przy świetle księżyca? 
Bylebyś mi konia nie zgwałciła

22.08.2019

Od Zee do ktosia ,,Nieprzydatny"

Stanąłem naprzeciwko wielkiego strumienia zwanego bratem Chirgis. Napiłem się trochę wody po czym zauważyłem, że nie jestem tu sam. Obok mnie stanął Arrow.
- Hej Zee... Jak się czujesz? - spytał niepewnie.
- Dobrze, ale nadal co noc myślę o tym co się stało...Wszystko mi nie wychodzi. Jestem pechowy. Nie ma co kryć. - odpowiedziałem przyjacielowi.
- Co za bzdury! Uratowałeś przecież Chocolate, wyleczyłeś potrzebujące konie i... - przerwał nagle ogier.
- I? Nic. - powiedziałem stanowczo. Arrow westchnął po czym poszedł w stronę Eriny i jej źrebaków. Ja natomiast poszedłem zobaczyć, czy nie potrzebują mnie w stadzie. Przeszukałem całe stado. I nic!
Mówiłem? Nikomu nie jestem przydatny... - pomyślałem ze smutkiem. Poszedłem jeszcze spytać się Shiregta.
- Przykro mi, ale ja na razie nie mam dla ciebie żadnego zadania...Ale myślę, że ekipie Arrow'a przyda się pomoc. - powiedział, wskazując na linię lasu w oddali. Srokaty ogier kręcił się tam, wypuścił coś z pyska, po czym wrócił do puszczy. Co on wyprawia? Zanim zdążyłem zapytać, o co chodzi, Shiregt dodał: - Dziś wieczorem odbędzie się przyjęcie z okazji partnerstwa mojego i Mivany.
No to mam zajęcie! Lepiej już zacznę... - pomyślałem. Zacząłem panikować. Przecież musiałem się przygotować! Szybko pobiegłem w moje sekretne miejsce. Zawsze chowam tam swoje rzeczy. Tylko co byłoby idealne na tą okazję? Zacząłem szybko rozrzucać wszystko byle gdzie. Jedna z rzeczy wypadła aż na ścieżkę. Podszedłem by ją wziąć z powrotem. Na mojej drodze spotkałem jednego z koni...
<Ktoś? Kiedy nie masz weny a nagle masz i aż cię głowa boli XD>

22.08.2019

Od Mint do Shiregta „Arystokrackich snów”


Obserwowałam z uwagą sylwetki Shiregta i Mivany nieprzejmujących się zupełnie pojęciem chłodnego dystansu i przestrzeni osobistej. Dół i góra obrazu zaczęły się rozmazywać i zlewać w biało-zieloną plamę, zmuszając mnie do nieznacznego ruchu głowy. Coś kazało mi przecisnąć się przez tłum i podejść bliżej, gdyby jednak moje oczy widziały obrazek stworzony jedynie z fałszu. Poczuć ciała innych kopytnych zebranych na ceremonii. Przenieść swoje myśli do rzeczywistości. Porzucić ostatnie marzenia, które mi zostały. Wyrzec się miłości do reszty. Moje kończyny zaczęły szybko napełniać się watą, topiąc się niczym resztki tegorocznego śniegu. Krzyk zamarł mi w gardle, kiedy obserwowałam ostatnie ich czyny przed ostatnim dowodem ich z pewnością cudownej miłości. Dojrzały już Shiregt, pozwolił sobie zasmakować ust kolejnej damy, tym samym zabijając moją ostatnią nadzieję. Tak, jakże dobry i kochany wodzu najlepiej pokażesz swoją dojrzałość, porzucając pierwszą miłość, która przecież nigdy nie jest udana. W końcu tylko głupi tworzą związki z takich 'zauroczeń'. Otumaniony przez uczucie gniadosz, wyglądał jak przyklejony najmocniejszym klejem. Widocznie w całym swoim szaleństwie pokochał nie tylko Mivanę, chyba że to tylko „jego wargi odmówiły mu posłuszeństwa” wiążąc się z żywicą najbliższego drzewa. Skoro jako świta lubi się błyszczeć, to chyba bursztynek na ustach jej nie zaszkodzi. "Zmienił się"- to jedyne co przebiegło mi wtedy przez myśli. Nie był już nieporadnym źrebakiem, w którym ciężko było się nie dopatrzyć słodyczy. Stał się dorosłym Shiregtem z Dynastii Albachów. Choć cholernie źle to brzmi w obliczu obecnych wydarzeń... chciał się zmienić i mógł. Miał takie samo prawo do tego, jak każda inna żywa istota. Ale nie był już dawnym sobą. Nie był czarującym, inteligentnym ogierem, który umiał zachować spokój w każdej sytuacji. Impulsywność i chaotyczne decyzje być może nie malują zbyt kolorowego obrazu wodza, ale rzadko kiedy rzeczywistość maluje cokolwiek dobrego. Mógł sprawić, że moje oczy napełnią się gorzkimi łzami. Mógł rozerwać moje ledwo sklejone serce na miliony kawałków. I tak nic mu już do tego. W końcu część członków stada, pragnąc pogratulować nowej parze, zebrała się wokół nich niczym muchy latem. Prychnęłam, przyglądając się entuzjazmowi tej grupy. Niektórzy tylko mechanicznie wykonują polecenie „życz im miłego”, czasem nie mając świadomości, jak to jest kochać i być kochanym. Nie to im zarzucałam. Zarzucałam im błysk fałszywości w oczach, mimo iż ich postawa mówiła co innego. Nawet takiej pary mi żal, kiedy przed obliczem dwóch kopytnych z całą odwagą stawały inne, wylewając z siebie potok kłamstw "jak to bardzo się cieszą". W końcu dopchałam się do owej dwójki, mając okazję ilustrować ich ciała z bliska. Na język weszły mi niepochlebne słowa, kiedy tylko stanęłam oślepiona blaskiem ich sierści. W końcu jednak i je udało mi się przełknąć, przepychając je do gardła i dławiąc się ich ostrością. Koncentrując chłodne spojrzenie na gniadoszu, wydusiłam tylko:
-Arystokrackich snów, Shiregcie. Myślę jednak, że będzie miłe, jeśli twoja gwiazda poświeci ci nie tylko po zachodzie słońca i wykaże się czymś innym niż fizycznością anorektyczki pragnącej być tym jedynym ideałem. Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia.
W tym momencie skumulowane emocje zaczęły przeciążać mój umysł w takim stopniu, że byłam w stanie jedynie odwrócić się i puścić się przed siebie. Nie dbając o nic, to właśnie zrobiłam.
<Shi? No teraz to się nie wykręcisz, zresztą obiecałaś, że przy weselu wrócisz do tego wątku xD> 

21.08.2019

MiniEvent i mała zmiana

Szczęśliwa, młoda para
Mamy długo oczekiwaną królewską parę. Zważywszy na rangę tej imprezy, może oderwiesz się na chwilę od przysmaków i szepniesz nowożeńcom kilka miłych słów? Tak, z przyjemnością ogłaszamy MiniEvent na napisanie życzeń dla Mivany i Shiregt'a!

Do 01.09.2019 (niedziela) należy wysłać swój twór na pocztę Eternal Freedom. Nie ma ograniczenia liczby słów, co daje spore pole do popisu. Trzy zwycięskie teksty zostaną opublikowane w poście podsumowującym.

Nagrodami są:

1 miejsce - Nagroda do 150 SŁ
2 miejsce - Nagroda do 90 SŁ
3 miejsce - Nagroda do 60 SŁ

Drobna zmiana
Z dniem dzisiejszym znika ranga ,,doradcy monarszy". Nie wpływa to znacząco na życie w klanie, gdyż nikt tego stanowiska nie zajmował. Nie martwcie się też o wybory władcy - jest on w wystarczającym stopniu asekurowany przez Radę Starszych i zaufane mu konie.

~Najmi

21.08.2019

Shiregt i Mivana łączą się więzem partnerskim!

Po długich, uczuciowych podchodach docierają do siebie zmęczone, lecz szczęśliwe dwie dusze - Shiregt'a i Mivany. Ci młodzi zakochani są tym bardziej wyjątkowi, iż stanowią parę królewską! Wyżej wymieniona klacz awansuje w związku z tym w hierarchii. Serdecznie gratulujemy!


21.08.2019

Od Shiregt'a do Mivany ,,Jestem najszczęśliwszym koniem na ziemi"

Mimo świadomości, iż oboje czujemy to samo, mimo wcześniejszych wyznań, podczas milczenia ze strony Mivy w moim duchu wysiało się ziarenko wątpliwości, podlewane zdenerwowaniem i poruszeniem. Teraz również te resztki zagubienia prysły, ustępując bezgranicznemu wręcz szczęściu. W ciągu paru godzin rozwiązały się niemal wszystkie moje dotychczasowe problemy. Mam u swego boku kochającą i umiłowaną klacz. Czy może być lepiej? Wprawdzie trochę inaczej wyobrażałem sobie nasze pierwsze chwile po oświadczynach, ale Mivana miała rację. Ja również byłem winny wyjaśnienia paru koniom. Przeniosłem wzrok na część klanu, która była świadkiem tego wydarzenia. Zapewne nie słyszeli zbyt dobrze słów, ale gesty były aż nadto wyraziste.
— No, na co czekacie? - odezwałem się, ruszając sprężystym, dumnym krokiem władcy ku stadzie, jednak z uśmiechem na pysku - Przekażcie innym wieści i zaczynajmy przygotowania!
Sam ruszyłem na poszukiwania ojca i brata. Szkoda, że nie ma matki, i siostry...w sumie, wszyscy dowiedzą się już po fakcie. - myślałem, szukając w tłumie znajomych głów. Znalazłem obydwoje naraz prowadzących konwersację. Mój widok wywołał u nich jakby zmieszanie.
— Anioły zstąpiły z nieba...? - spytał ze sztucznym ożywieniem, patrząc na mnie jak na wariata, który uśmiecha się na widok swojej ofiary.
— Tylko jeden anioł. - odparłem wesoło - Dziś wieczorem będziemy świętować. Ja i Mivana jesteśmy parą. - oświadczyłem, z niecierpliwością oczekując reakcji.
— To wspaniale! Cieszę się twoim szczęściem, synu. - ojciec, rozpromieniony, objął mnie szyją. Słyszałem, jak westchnął cicho z ulgą.
— Gratulacje, braciszku. Masz gust. - dodał tym razem ze szczerym entuzjazmem kasztanowaty ogier. - Kiedy zostanę wujkiem? - Dante w ostatniej chwili uchylił się przed uderzeniem.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, po czym rozeszliśmy się w swoich sprawach. Ja musiałem przypilnować organizacji uroczystości, co oznaczało przydzielenie dla każdego konkretnego zadania i zadbanie o to, by zostało dobrze wykonane, zwłaszcza, że czas gonił. Informacja o moim partnerstwie rozeszła się lotem błyskawicy, a podniecenie i wraz z nim dobry nastrój udzieliły się wszystkim...no, prawie. Khairtai wciąż przypominała chmurę burzową, jeszcze bardziej agresywną, niż zwykle. Taka drobnostka nie była jednak w stanie zepsuć mi humoru. Wkrótce wszyscy uwijali się przy przygotowaniach zbierając kwiaty, mocząc ziele, znosząc przysmaki, stawiając dekoracje. Normalnie pomógłbym innym, lecz moja wybranka pewnie już czekała. Poza tym jakby nie patrzeć, to moje - nasze - święto. Szybko się uwinąłem i powierzyłem odpowiedzialność sile masy i zgraniu stada.
Galopem podążyłem z powrotem na miejsce połączenia dwóch dusz. Jeleniowatej klaczy nie było jednak nigdzie w pobliżu. W oczekiwaniu na partnerkę skubałem trawę. Minęło trochę czasu. Zacząłem zastanawiać się, czy nie powinienem pójść jej poszukać. Pokręciłem przecząco głową. Miłość opiera się na zaufaniu. Kocham ją, więc muszę jej w pełni zaufać. Wciągnąłem w nozdrza świeże powietrze przesycone zapachem mokrej ziemi. Temperatura podskoczyła w ciągu dnia powyżej zera. Szykował się całkiem ładny zachód słońca; niebo przybrało różowe i pomarańczowe odcienie. Nie można sobie wymarzyć lepszej pogody. W pewnym momencie usłyszałem jakiś cichy szmer z tyłu. Odwróciłem głowę. Tuż za mną, w dość dziwnej pozycji, stała Mivana. Kilka kroków za nią stał siwy ogier.
— Co ty robisz? - spytałem nieco zdezorientowany, ale i rozbawiony. W duchu odetchnąłem z ulgą. Natychmiast się wyprostowała.
— Nic, nic. - odparła, uśmiechając się na przekór słowom.
— Jak ja mam ci zaufać, skoro odstawiasz takie numery? - westchnąłem teatralnie. W odpowiedzi klacz złączyła nasze wargi w krótkim pocałunku. Rozległo się ciche chrząknięcie z tyłu.
— Ach...Shiregt'a, już chyba znasz, prawda? - odezwała się moja towarzyszka. - To Lumino, mój brat.
— Miło mi. - podszedłem do siwka i wymieniłem uprzejmości. W rzeczywistości znałem go już jako źrebaka, choć tylko z wyglądu. Miv odwróciła wzrok w stronę otwartej przestrzeni stepu.
— Co oni robią? - spytała z lekkim zdziwieniem, wskazując kopytem grupę koni ustawiających jakiś duży pal.
— Przygotowują wystrój na zabawę. - odrzekłem prosto. - Ta noc należy do nas, moja droga.
— Nieźle się uwinąłeś, władco. - skomentował Lumino, do tej pory bierny obserwator.
— Mów mi Shi. - odparłem przyjaźnie.
— Idziemy tam? - wtrąciła klacz, robiąc krok do przodu.
— Oczywiście.
Na szczęście przygotowania przebiegały sprawnie. Dzisiejsze wydarzenia mocno podniosły morale w klanie, ostatnio dość marne. Wieczór zbliżał się wielkimi krokami, więc oboje udaliśmy się nad brzeg Chirgis. Po porządnej kąpieli, w połowie polegającej na wzajemnym ochlapywaniu się wodą, osuszyliśmy się podczas jedzenia - woda wzmaga apetyt - po czym rozeszliśmy się w swoje strony, by w towarzystwie kilku znajomych dopracować prezencję. Z pomocą brata, Zee i Arrow'a rozczesałem porządnie grzywę oraz ogon, natłuściłem niektóre miejsca i przywdziałem przyozdobioną naturalnymi elementami obręcz z metalu. Dumny jak paw wyszedłem na spotkanie ukochanej. Na mój widok...parsknęła śmiechem. Muszę przyznać, że nie takiej reakcji się spodziewałem.
— Sorry, to naprawdę...Zaczekaj. - powiedziała stanowczo. Chwyciła zębami ozdobę i poprawiła. - Teraz...teraz jest idealnie. - dodała z aprobatą w głosie. To mi wystarczyło.
Mivana również wyglądała po prostu...oszałamiająco. Jeleniowata sierść mieniła się w promieniach słońca, w nasadę ogona wplecione było kilka małych piór, najbardziej zaś urzekł mnie duży, fioletowo-różowy kwiat za uchem klaczy.
— Uśmiechnij się. - zażądałem, po czym oznajmiłem - Bogini w czystej postaci. - Oboje spuściliśmy na moment wzrok.
— Gotowi? - rozległ się z tyłu głos Dantego. Podążyliśmy za nim ku stadu, skupionym na polu wokół dwóch wysokich kłód. Na nasz widok wszyscy utworzyli korytarz. Nie mogłem się powstrzymać od poszerzania uśmiechu podczas patrzenia na pyski koni wokół, a przede wszystkim mojej partnerki. Serce mi rosło z radości. Gdy przeszliśmy na drugą stronę tunelu, podszedł do nas mój ojciec. Odchrząknął, po czym wygłosił swą przemowę:
— Błogosławię ten związek, zrodzony z czystej miłości, oparty na wzajemnym szacunku i poznaniu. Niech nieszczęścia trzymają się od was z daleka, a wasza wierność i przywiązanie pomogą przetrwać trudne chwile, których oby było jak najmniej. Jestem z ciebie naprawdę dumny, synu. Mieć taką synową to chyba marzenie każdego ojca. - pięknie i zwięźle...jak zawsze, nie stracił wprawy.
— Dziękujemy. - odparliśmy równocześnie z wdzięcznością. Wtedy do naszej trójki przyłączył się Dante. Trącił mnie w bok, ustawiając bardziej przodem do tłumu, po czym wykrzyknął:
— Niech nam żyją!
— Niech żyją nam!
Czy on już coś wypił?
Na sam początek wypadł berek, prosta, acz zajmująca zabawa. Następne były pierwsze porcje napoi i pierwszy taniec przy akompaniamencie duetu dwóch klaczy. Zdecydowana większość koni przyłączyła się, smakołyki na razie leżały niemal nietknięte. Tańczyłem pośrodku naprzeciwko Mivany. Jej oczy błyszczały niemal równie mocno, jak pierwsze gwiazdy na niebie. Szczęście wypełniało mnie od kopyt do głów.
— Mogę się założyć, moja droga, że jestem dziś najszczęśliwszym koniem na ziemi.
<Mivana? 1020 słów. Uffffff XD>

19.08.2019

Od Mivany do Shiregt'a ,,Ogier numer jeden w moim życiu"

Taksowałam wzrokiem Shiregta, szukając oznak jakiegoś podstępu. Czy to wszystko nie było trochę... Za szybko? Tuż obok obaw rosło podekscytowanie - przecież właśnie tego chciałam przez tyle lat swego marnego żywota. Patrzyłam na uroczo wyrzeźbiony, antracytową grzywę, oczy pełne nadziei i niepokoju zarazem.
- Tak - powiedziałam, a łzy wzruszenia momentalnie popłynęły po moich uśmiechniętych policzkach - Tak, zostanę twoją partnerką.
- Mivana - szepnął z ulgą, również przybierając rozanieloną minę.
- Ale - powstrzymałam go od wszelkich innych czynów - Chciałabym najpierw odnaleźć brata. Na Księżycową klacz, on nawet nie wie, że żyję! Mogę mu to chyba wynagrodzić, informując jako pierwszego o zaręczynach, prawda?
Gniadosz cofnął się z westchnieniem, jakby nie do końca tak to sobie wyobrażał, jednak skinął głową na znak przyzwolenia.
- Biegnij, tylko tym razem nie zniknij na dobre.
- Obiecuję - dałam mu przelotnego całusa w ganasze i pokłusowałam do skupiska drzew, gdzie spodziewałam się znaleźć Lumina.

~*~

Kiedy późniejszą porą wyłoniłam się zza zielonej ściany w towarzystwie jedynego członka rodziny, niebo powoli zaczynało już zmieniać kolor na pomarańczowy. Na tle zaróżowionych chmurek stał Shiregt, odwrócony do nas tyłem. Postanowiłam wykorzystać tą sytuację, zakradając się do niego najciszej jak umiałam. Było już tak blisko, pozostało tylko podskoczyć tak, by znaleźć się w zasięgu jego wzroku i patrzeć, jak czmycha. Mój szatański plan został jednak udaremniony przez samą niedoszłą ofiarę, która odwróciła łeb w najmniej odpowiednim momencie.
- Co ty robisz? - zapytał na wpół zdezorientowany, na wpół rozbawiony. Natychmiast stanęłam jak na sztampową arystokratkę przystało i odchrząknęłam.
- Nic nic - odparłam, jednocześnie posyłając mu figlarny uśmieszek.

Shi? No, dawaj, uwielbiam twoje opisy mocnych imprez xD

19.08.2019

Koniec nieobecności!

Szkoła nieśmiało puka do drzwi, hotele coraz bardziej świecą pustkami, słońce grzeje, a wakacje powoli się kończą...
Oznacza to mniej więcej, iż mamy koniec większych nieobecności i wracamy do normalnego funkcjonowania! Ja, (Ł)Owca much również powracam już w domowe progi z, nie powiem, bardzo udanych wakacji. Mam nadzieję, że wy również. Do zobaczenia w opowiadaniach!
~Łowca much

13.08.2019

Od Mint do Tanga „Wycie... do słońca”


Posłałam pytające spojrzenie w stronę oddalającej się karej sylwetki, pokrytej migoczącymi pośród sierści kroplami potu. Chciałam jednak wierzyć, że to jedynie krople deszczu, które wiatr nieoczekiwanie zaczął je rozsiewać po otoczeniu. Chciałam wierzyć, że tak naprawdę odbiegł, pragnąc nie zostać zmokniętym i moja osoba nie ma z tym nic wspólnego... Otaksowałam wzrokiem otoczenie, szukając znaków, iż to zwyczajny sen, wizja będąca zlepkiem bezsensownych wydarzeń. To było chyba najwygodniejsze wyjaśnienie dla mojego umysłu, mieć nadzieję, że to jedynie sprawka Morfeusza śmiejącego się ze mnie w zaciszu otchłani służącej mu za mieszkanie. Jednak jedynie pogoda kontrastowała z moim dotychczasowym wyobrażeniem Mongolii zimą. W mojej pamięci pozostała sterta białego puchu, owijającego kończyny niczym gruba płachta i skrajnie obniżającego ich temperaturę. Tymczasem padało, a ziemię okrywała jedynie warstwa lodu, łamiąca się z głuchym trzaskiem pod naporem kopyt. Moje powieki mimowolnie opadły, odcinając mnie od obrazu rzeczywistości. Teraz prawdziwie byłam nęcona przez Morfeusza do oddania się w jego ramiona, zapomnienia o wszystkim i danie popisu własnej podświadomości. Jednak szybko wyzbyłam się tego uczucia, energicznie otrzepując się i ruszając przed siebie w ślad za odciskami kopyt Tanga. Jeśli miał coś do ukrycia lepiej, żeby wyjaśniło się to wcześniej niżeli później.

~~*~~

Nie minęło zbyt wiele czasu, a natrafiłam na gęstwinę, za którą znajdował ogier. Stał, wpatrując się uporczywie w horyzont i wyglądał na zamyślonego i zawstydzonego zarazem. Niepewnie podeszłam w kierunku jego zadu, starając się nie robić zbytniego szumu, manewrując między gałęziami, które mogłyby się złamać i zdradzić moją obecność. Przełknęłam ślinę, zastanawiając się, czy dobrze robię, śledząc jego ruchy. Nagle moje ucho wyłapało długi, przenikliwy dźwięk. Stanęłam jak wryta, próbując namierzyć jego źródło. Chwila ta wydawała się wiecznością... Okazało się, że Tango zaczął nucić jakąś melodię. Jak jeszcze trochę poćwiczy, być może nie będzie brzmiał jak wyjący wilk.

Już na mnie idzie tłum
Nie mogę przed nim uciec
On też przed sobą nie może
Patrzę i głęboko zaglądam im w oczy
Wyglądam na szaleńca
Stoję naprzeciw światu
Stoję naprzeciw ścianie
Pomiędzy miłością a nienawiścią do życia

To był długi dzień bez ciebie, przyjacielu
Teraz widzę cię w lepszym miejscu..
Wyróżniającego się z szarego tłumu
Radosnego, zajadającego się słodkim smakiem kłamstw
Kiedyś Cię podziwiałem
Za twe zdolności gubienia zgorzkniałej prawdy
Teraz się tobą brzydzę

Przyjacielu...
Stałem pod smutną wierzbą
Wspominając nasze ciepłe uczucia
Nie żałuję


-Ładnie śpiewasz-szepnęłam, a jego głowa szybkim ruchem powędrowała w moim kierunku.

13.08.2019

Od Tango do Mint: „Ucieczka to nie rozwiązanie”


Moje cztery, silne kopyta ledwo mogły utrzymać mój ciężar razem z moim wstydem. Poczułem, jak jebnął we mnie piorun, a zażenowanie przekracza czerwony limit. Co ona sobie mogła o mnie pomyśleć? To był tylko wypadek, a ja czułem, się jakbym miał zaraz dostać przed nią zawału. Boże, jak nie ochota na taniec, to moja niezdarność budzi się z zimowego snu. Kiedy tylko postanowiłem ruszyć swój czarny zad, spojrzałem na klacz, która jeszcze miała w głowie prawdopodobne: Wtf
Chciałem coś powiedzieć, ale gwałtownie ugryzłem się w język... I tak już za dużo spierdoliłem. Klacz podniosła się zaraz po mnie, otrzepując się z resztek mokrej trawy, jak i brudnej ziemi. Nie wyglądała na zadowoloną, ale nie widziałem na jej pysku wrogiej postawy, widocznie sama była zakłopotana tą sytuacją. Cofnąłem się o krok, a moje serce pędziło jak stado dzikich koni po polanie. JA TU ZARAZ ZDECHNĘ NA ZAWAŁ, PRZYSIĘGAM.
W głowie miałem tylko myśl, jak się z tego wyplątać... Szczerze? To nic mi nie przychodziło do głowy...
Parsknąłem zestresowany i znów się cofnąłem o krok, klacz właśnie miała coś powiedzieć, gdy nagle... Po prostu spierdoliłem. Poczułem się jak tchórz, ale to może i lepiej. Usłyszałem tylko za sobą jej krzyk, bym zaczekał, ale byłem tak spłoszony, że nawet nie chciałem na nią patrzeć. Czułem się jak ostatni kretyn na tym świecie, nie miałem siły nawet jej przeprosić, za dużo i tak już jej narobiłem wstydu. Pogalopowałem, jak najdalej mogłem, mając nadzieję, że klacz nie przyjdzie na myśl, by za mną podążać. To by było bardziej stresujące niż patrzenie na dziką klacz, która właśnie zaczęła poród. Dotarłem gdzieś za las... Mając nadzieję, że Mint za mną nie pobiegła.
<Mint?>

10.08.2019

Od Shiregt'a do Mivany ,,Na zawsze"

Zaśmiałem się w duchu na słowa jeleniowatej klaczy. Cała ona, i cały ja. Zbliżyłem się do niej, tak, że prawie stykaliśmy się bokami. Wciąż nie do końca mogłem uwierzyć w swoje szczęście, na które prawdę mówiąc nie zasługiwałem. Jestem tylko prostym koniem, władcą jednego z wielu małych stad, zdobyczą dla wilków, niedźwiedzi i innych drapieżników. Ale w tej chwili to chyba najmniej ważne.
— Dobrze, że już wróciłaś. - westchnąłem cicho, w tym jednym zdaniu pragnąc zawrzeć wszystkie towarzyszące tej sytuacji uczucia. Moja towarzyszka uśmiechnęła się lekko i oparła delikatnie głowę na mojej szyi. Chłonąłem z radością dotyk ciepłego, znajomego ciała. Staliśmy tak dłuższą chwilę, obserwując pasące się w dole kopytne. Nieoczekiwanie zza drzew przesłaniających część widoku na schodzące dosyć stromo w dół zbocze wyłonił się...Boroo. Odskoczyliśmy od siebie z Mivaną jak oparzeni, starając się przybrać jak najbardziej naturalne pozy. Dlaczego? Sam nie wiem, ale na pewno nie mogliśmy zostać w bezruchu.
— Przepraszam, że przerywam. - odezwał się koziorożec, zatrzymując się kilkanaście kroków przed nami - Ale szukają cię tam na dole. - tym razem zwrócił się wyraźnie do mnie.
— Aha. - pokiwałem głową bez przekonania, ruszając we wskazanym kierunku i unikając kontaktu wzrokowego ze zwierzęciem. Klacz uczyniła to samo, nic nie mówiąc.
Na miejscu zastaliśmy dwójkę ogierów stojących naprzeciwko siebie, pilnowanych przez wojskowych, oraz gromadę dyskretnych gapiów nieco dalej. Z wyjaśnień strażników wynikało, że między Zee a Takhalem doszło do całkiem ostrej bójki w ramach jakichś prywatnych porachunków. Sytuacja została opanowana, pozostało czekać na werdykt o karze za ten wyczyn. Przeleciałem wzrokiem po oczekujących w napięciu panach, poważnych stróżach, obojętnym jak zawsze Boroo, kończąc na mojej ukochanej...po czym westchnąłem cicho, przymykając oczy, i uśmiechnąłem się lekko.
— Nie jestem dziś w nastroju. - mruknąłem pogodnie, zbliżając się do winnych. - Odejdźcie, i nie grzeszcie już więcej. - dodałem prawie że patetycznym tonem. Słyszałem, jak mój towarzysz parsknął śmiechem, aczkolwiek ogiery ukłoniły się tylko stosownie i powoli zaczęły iść w kierunku reszty stada z wzrokiem wbitym w ziemię.
— Wy też, wracajcie na swoje stanowiska. - usłyszałem obok siebie pewny, rozkazujący głos. Spojrzałem na uśmiechniętą Mivę, w którą najwyraźniej wstąpił dawny duch dowódcy legionów. Skończyłem jednak podziwiać tę scenę i ustawiłem się na wprost niej, dodając sobie śmiałości przez trochę nerwowe machanie ogonem.
— To czysta formalność, ale myślę, że to dobry moment. - klacz posłała mi zdziwione spojrzenie - Kocham cię, Mivano...i chcę, żeby tak było już zawsze. Czy zostaniesz moją partnerką? - dygnąłem lekko, czekając w napięciu na reakcję.
<Mivana? Teraz już na serio XD>

10.08.2019

Od Mivany do Shiregt'a ,,W domu"

Serce waliło mi jak oszalałe, jak gdyby chciało wyrwać się z mojej piersi i rzucić Shiregt'owi pod kopyta. W brzuchu czułam istną rewolucję, a w głowie szumiało jak w ulu. Miałam wrażenie, że zaraz po prostu padnę, jak te wszystkie wysoko urodzone klacze z opowieści matki. Bądź co bądź, również byłam arystokratką, a sytuacja wydawała się jak najbardziej odpowiednia. Nic takiego się jednak nie stało. O oddychaniu przypomniałam sobie dopiero wtedy, kiedy moje spragnione tlenu płuca wzięły niejako za mnie oddech. Z moich chrap uleciał obłok pary.
- Shiregt, ja... - starałam się jakoś ubrać w słowa wszystko, co czuję. Wiedziałam jednak, że gdybym chciała mu to wytłumaczyć, musiałabym opowiedzieć historię całego swego żywota. Cofnęłam się o krok, okazując niezdecydowanie. Od razu zbeształam się w myślach. Miva, serio? Przez tyle lat czekasz, aż odwzajemni twoje uczucie, a teraz chcesz uciec? Nie sądzisz, że za dużo w życiu uciekasz? - Nawet nie wiesz, jak długo na to czekałam.
Zamiast dać tej niepewnej twarzy czas na otworzenie się i skomentowanie tego jakoś zrobiłam najbardziej odważną rzecz w swoim życiu. Dwa przeżyte pożary lasu? Nah. Skopanie tyłka różnym intruzom? Pff, to każdy robił. Wybranie się w samotną podróż po Mongolii i wkroczenie na tereny innego stada? To też już było. Nieee, ja szybkim ruchem znalazłam się przy gniadoszu, łącząc nasze wargi w pocałunku. Z początku zszokowany, Shiregt zaraz stał się panem sytuacji. Czego ty byś chciała, w końcu jest dużo bardziej doświadczony. Z początku delikatny, wręcz przyjacielski, nasz kontakt z każdą chwilą stawał się coraz bardziej namiętny... Mimo roztaczającej się po moim ciele fali rozkoszy oderwałam się od niego. Nie odeszłam, lecz oparłam swoją głowę o jego. Z uśmiechem starałam się uspokoić, jednak zamiast tego zaczęłam drżeć, opanowując chichot. Monarcha odsunął się nieznacznie, rzucając mi pytające spojrzenie.
- To nic, tylko - prychnęłam - Nie potrafię tego do końca wytłumaczyć, po prostu strasznie się cieszę.
- W takim razie, ja również - szepnął, obejmując moją szyję. Było mi bardzo przyjemnie, czując jego ciepło i będąc świadomą jego bliskości. Staliśmy tak w milczeniu jeszcze chwilę, zupełnie jakbyśmy nie byli pewni, czy to wszystko prawda. Przynajmniej ja nie wierzyłam w swoje szczęście. Potem, wciąż wciąż wtuleni w siebie, ruszyliśmy powolnym krokiem przez las, bez żadnego celu i kierunku, napawając się swoją obecnością i pięknem przyrody.
- Hej - podjęłam, zatrzymując się nagle. Od razu przypomniałam sobie moją ksywkę z dzieciństwa.
- Hm..?
- Nie sądzisz, że stado może trochę potrzebować, no nie wiem... Ich przywódcy? - Odsunął się ode mnie jak oparzony. Spojrzałam na niego z nieskrywanym rozbawieniem - Ja wiem, że te kilka koni to tylko drobny szczegół, który można przeoczyć, ale chyba musimy wracać.
- Chyba? - spojrzał na mnie pozornie spokojny, jednak widziałam cień niepokoju czający się w jego oczach. Byłam świadoma, że bycie władcą wymusza na tobie dbanie o swoich, jednak Shi traktował każdego niemalże jak rodzoną matkę.
Szybkim truchtem dotarliśmy do charakterystycznego wgłębienia, gdzie zwykle stacjonowaliśmy, znajdując się nad Chirgis. Na dole leniwie pasł się klan. Mój Klan Mroźnej Duszy. W moich oczach zakręciły się łzy, kiedy uświadomiłam sobie, jak bardzo brakowało mi tego widoku. Jestem w domu.
- Widzisz? Nikogo nie zjadło. Możesz już wziąć wdech - odezwałam się z lekko łamiącym się głosem.
Ogier, jakby widząc czytając mi w myślach, podszedł bliżej.
- Dobrze, że już wróciłaś.

Shiregt? Postanowiłam, że dam ci się wypisać przed wyjazdem, hie hie

10.08.2019

Od Mint do Mivany „Zakończyć żywot”

Jedna chwila. Jeden oddech. Całe moje starania wyrobienia sobie autorytetu poważnej klaczy legły w gruzach, gdy moje wargi zetknęły się z wargami Mivany w zdającym się nigdy nie mieć miejsca pocałunku. Tak nierealnym, odległym i dziwacznym, a jednocześnie obcym geście. Wszystko to przez jedno głupie osunięcie kopyta, które nieświadomie zaważyło o losie moich zbolałych warg. Fala obrzydzenia otuliła mnie grubym płaszczem, zakrywając niemalże każdą część mojego ciała. W moje mięśnie wstąpił prąd, który nieporadnie popchnął moje kończyny na bok. Przewróciłam się, stykając się plecami z twardym gruntem, który przywołał moje myśli do porządku. W gardle zastygło mi nieme „wybacz”, a moje policzki nieoczekiwanie zaczęły płonąć. Czułam, jak ogień zjada kolejne płaty skóry na moim pysku, z satysfakcją sięgając po kolejne. Przymknęłam powieki, chłonąc kojącą ciemność, która ogarnęła moje ciało niczym strumienie krystalicznej wody. Znowu uciekłam w swój własny, fikcyjny świat pustki, pragnąc rozpaczliwie odciąć się od rzeczywistości. Trzy. Dwa. Jeden. Ogarnij się. Wstałam, mając wrażenie, iż dźwigam na swoim grzbiecie ciężar grzechów całego świata. Szybkich, chaotycznych gestów, które kuszą swą prostotą.
- Przepraszam- wyszeptałam, spuszczając wzrok- Powinnam bardziej patrzeć pod nogi- powiedziałam, mając skrytą nadzieję, że został mi jeszcze, choć okruch godności. Czyżbym bała się braku chwały u wroga? Swoją drogą pod nogi. Zdałam sobie sprawę, że topiąc się, we własnych egoizmie z chęcią bym ją zdeptała. Łamiąca się kość, po łamiącej się kości...
-Mint?- usłyszałam zaniepokojony głos jeleniowatej klaczy- Co... to... miało...być.
-Osunęła mi się noga i na ciebie wpadłam. Nie rozumiem co w tym skomplikowanego- odrzekłam, odruchowo otrzepując się. Najbardziej niepokojące jest to, że jeśli widział to cały klan, to szykuje się sensacja plotkarzy. W końcu nie mają nic lepszego do roboty. Rozejrzałam się, lecz moje spojrzenie nie natrafiło na żadną żywą duszę prócz stojącej przede mną Mivany. Choć nie byłam do końca pewna swoich założeń, spłynęła po mnie lawina ulgi.
-A-ha. To do zobaczenia- zmierzyła mnie wzrokiem, po czym zaczęła się oddalać, dodając tej chwili dodatkowe dwie szczypty niezręczności. Coś mi mówi, że jeszcze się dzisiaj zobaczymy. Idąc za jej przykładem, skierowałam swoje kroki w przeciwną stronę. Mint Mirdelli, jeśli faktycznie twoi rodzice czyhają gdzieś na nieboskłonie, to muszą być bardzo załamani. Nagle poczułam jak grunt się pode mną... zapada. Na wpół zdziwiona, a na wpół przestraszona zaczęłam machać kopytami w bardzo szybkim tempie. Chwilę później znalazłam się pomiędzy ukochaną ciemnością... Moja godność chyba właśnie zakończyła swój żywot.
<Miv? Nie zjadaj >.< >

9.08.2019

Od Shiregt'a do Mivany ,,Jesteś..."

Ułożyłem się w miękkim, świeżym puchu obok Mivy, modląc się, by ta chwila mogła trwać wiecznie. Patrząc w niebo, równocześnie wodziłem wzrokiem po kokieteryjnych liniach mojej towarzyszki. Widok klaczy tańczącej, mimo że niezgrabnie i dość nieporadnie, przyprawiał mnie o szybsze bicie serca. Czułem się jak we śnie. Obłoczki pary unosiły się z naszych chrap, rozpływając się w powietrzu. Ale nic nie trwa wiecznie. Zwłaszcza to, co dobre. Magia chwili musiała ustąpić miejsca brutalnym faktom. Gdy już oboje trochę odpoczęliśmy i wyschliśmy, ona odwróciła powoli głowę w moją stronę i odezwała się jako pierwsza:
— To co się między nami stało... - urwała, unikając kontaktu wzrokowego. W jej głosie przebijały się wewnętrzne rozterki i niepewność, nie czuła się przy mnie bezpieczna. Nie mogłem się jej dziwić. Moje postępowanie było dość chaotyczne, by zdenerwować samego poczciwego Byorna. Przeżyłem naprawdę błogie chwile, ale teraz, gdy uświadomiłem sobie, że to rzeczywistość i emocje nieco opadły, trochę żałowałem swojej porywczości. 
— Przepraszam jeszcze raz za to...Ten pocałunek. Nie powinienem tak na ciebie naskakiwać. - spuściłem wzrok, starając się, by zabrzmiało to jak najszczerzej. By wiedziała, że nie mu się mnie bać. 
— Nie powinieneś. - potwierdziła. - Ale... - na moment nasze spojrzenia się spotkały. W oczach Mivany było coś dla mnie nieodgadnionego. Bardziej, niż zwykle. - Mint nauczyła cię nieźle całować. 
— Och. - tylko tyle byłem w stanie wydusić. Mimo woli na wspomnienie siwki coś we mnie drgnęło. Do umysłu wkradła się nieprzyjemna myśl. Porzuciłeś bezlitośnie miłość od nastolatka, po czym niedługo potem...zakochałeś się ponownie? Brawo. 
To nie była miłość, tylko zauroczenie. Ja i ten gniadosz to zupełnie inna bajka. - odparowałem, odsuwając takie niedorzeczne koncepcje na dalszy plan. Nagle klacz stanęła na równe nogi i rozejrzała się po pustej, zaśnieżonej polanie.
— Chodźmy do stada. - rzuciła cicho. Gdy tylko podniosłem się z ziemi, postawiła pierwszy krok przed siebie.
— Zaczekaj. Proszę. - dodałem szybko, licząc, że taka kombinacja słów odniesie lepszy efekt. Odwróciła się w moją stronę, wciąż nie podnosząc wzroku.
— Jeżeli nasza przyjaźń kiedykolwiek coś dla ciebie znaczyła, wysłuchaj mnie. - wziąłem głęboki wdech.
Jesteś słońcem na niebie w którego blasku się grzeję.
Jesteś podporą twardą jak skała, która nie wietrzeje.
Jesteś ulewą i wichurą, w której świat szarzeje, 
Ale bez niej żadna roślina nie dojrzeje.
Jesteś słodyczą jagód i życiodajną wodą.
Jesteś na smutki i trudy metodą.
- Mówiłem powoli, wyrzucając z siebie wszystko, co leżało mi na sercu. - Długo to ignorowałem, tłumiłem. Chciałbym to logicznie wytłumaczyć, lecz...nie potrafię. Nie umiem bez ciebie żyć. - zamilkłem na chwilę, przymykając oczy. Czy ona może czuć to samo? Znalazłem w sobie wreszcie jakieś pokłady odwagi. Raz się żyje. - Kocham cię, Mivano Kataxo.
<Mivana? Ba dum tss>

9.08.2019

Od Mivany do Shiregt'a ,,Chaotyczne sygnały"

Wdech wydech, wdech wydech. Dawaj Mivana, musisz dać się ponieść emocjom, to chyba tak działa. Tylko nie za bardzo, Shiregt ma dożyć waszego wesela.
- Nauczysz mnie tych kroków? Nie przypominają mi tego, co zwykle robimy na święta.
- Jeżeli mi zaufasz, spróbuję nas poprowadzić - odparł. Z jakiegoś powodu nie wydawał się tak pewny siebie, jak zazwyczaj. Czy to moje zniknięcie go tak zmieniło? Nie, to niemożliwe. Chociaż...
- Tobie zawsze - z nieśmiałym uśmiechem stanęłam u jego boku.
Ruszył przed siebie wysoko unosząc nogi, po czym zatrzymał się, kłaniając. Poszłam w jego ślady, już zaraz zabierając się za ustawianie nóg na krzyż, przesuwając się na prawo. Powtórzyliśmy tą czynność w drugą stronę. Wspinając się, zaczęliśmy kręcić koła wokół własnej osi. Prychnęłam rozbawiona, widząc swoją nieporadność. Rytm tańca wbił się mi w głowę tak bardzo, że nie wiedząc kiedy, zaczęłam nucić jakąś melodię, nadającą temu wszystkiemu jednego tempa i dodatkowego wyrazu. Wcześniejsze uczucia odrzuciłam w kąt, starając się cieszyć z trwającego momentu. Motyle latały jak oszalałe w moim brzuchu, a ja dałam się zahipnotyzować ładnie wyrzeźbionemu, brązowemu koniowi stawiającemu wyćwiczone kroki z gracją. Wirowaliśmy, jakby na całym świecie liczyła się tylko para
kopytnych z Mongolii, niepotrafiąca określić, czym dla siebie są. Myślałam, że już całkiem dobrze mi idzie, jednak brak doświadczenia i chwilowe odcięcie się od rzeczywistości spowodowało, że potknęłam się o jakiś pniak. Skąd on się tu wziął? Wylądowałam na plecach, czując zimną warstwę roztapiającą się pod wpływem mojego ciepła. Tak się niszczy wszelki romantyzm. Mimo tych warunków, zaraz do mnie dołączył gnidosz, padając z westchnieniem nieopodal. Leżeliśmy w ciszy, delektując się wspomnieniem tańca i uspokajając oddech. Magia musiała jednak kiedyś odejść. Potrzebowałam wyjaśnień, świadomości, na czym stoję. Wszystkie jego gesty były z jednej strony tak przejrzyste, a z drugiej tak chaotyczne, że już naprawdę nie wiedziałam, co o tym myśleć.
- To co się między nami stało... - zaczęłam niepewnie, kierując spojrzenie z nieba na pysk władcy.
- Przepraszam jeszcze raz za to... Ten pocałunek. Nie powinienem tak na ciebie naskakiwać - widać było, że ta sytuacja również i jego wprawia w zakłopotanie. Jak raz musiałam przyznać, że wykazał się brakiem pomyślunku.
- Nie powinieneś. Ale... - Podobało mi się - Mint nauczyła cię nieźle całować - Brawo Miv, ty naprawdę chcesz być starą panną.
- Oh.
Znowu zapadła chwila milczenia, tym razem zdecydowanie dłuższa. Te wszystkie niedopowiedzenia sprawiały, że nie potrafiłam cieszyć się z samej jego obecności. Czułam, jak powietrze między nami powoli gęstnieje, nie pozwalając na spokojny oddech. Bez uprzedzenia zerwałam się na równe nogi.
- Chodźmy do stada - rzuciłam, unikając jego spojrzenia.

Shi? Wiem, to jest tak chaotyczne, jak działanie naszego władcy, ja wiem

4.08.2019

Śmierć NPC

Z dzisiejszym postarzaniem żegnamy jednego z bardziej wybuchowych, ale zasłużonych członków klanu - Spear'a, zmarłego śmiercią naturalną. Niechaj spoczywa w pokoju [*].

4.08.2019

Podsumowanie lipca

Jak co miesiąc, pojawia się podsumowanie miesiąca minionego, czyli lipca. Połowa wakacji już, niestety, za nami...
RZECZY WAŻNE I WAŻNIEJSZE
W tym miesiącu mieliśmy sporo nieobecności, w końcu jak wakacje, to wiele osób ma też różnorakie wyjazdy/wycieczki/obozy/kolonie (niepotrzebne skreślić).  Łącznie napisaliśmy 35 postów, co nie jest zbyt zadowalającą liczbą, ale tragedii też jeszcze nie ma. W związku z comiesięcznym postarzaniem, właściciele wymienionych postaci są proszeni o nowe formularze dorosłych koni lub nastolatków: Takhal, Naris, Nivero, Siraane, Naero, Leander. 
Temtsel Dotood, z powodu natłoku obowiązków i dużej liczby wyjazdów, zostaje przesunięty na następny miesiąc, czyli wrzesień. Przypominamy też o trwającej ankiecie na postać miesiąca.
WSZELKIE NOWOŚCI FABULARNE
Postów w lipcu było niewiele, ale to nie znaczy, że nic się nie działo! Na początek sprawa, która chyba najbardziej zwraca uwagę wszystkich, to jest zawiłe poszukiwanie się nawzajem dwójki strapionych serc: Mivana powraca do naszego klanu, podczas gdy nasz umiłowany władca zdaje sobie sprawę z własnych uczuć. Ale czy to koniec? Oczywiście, że nie! Zima wcale nie ochłodziła miłosnych zapędów w klanie, bowiem i między Miriadą oraz Etsiinem sprawy zaczynają się...układać lub komplikować, zależy jak na to spojrzeć. Grupa naszych przedstawicieli wreszcie dotarła do stada kułanów. Każdy scenariusz jest na razie możliwy. Nie należy też zapominać o zwykłych członkach, przeżywających nowe przygody, zawierających nowe znajomości... Niby "tylko" 35 postów.

To byłoby na tyle, jeśli chodzi o lipiec. Dziękujemy za uwagę :D

~Kromek i ekipa SZAPULUTU
Szablon
Margaryna
-
Maślana Grafika