Polecane posty ---> Zmiany w składzie SZAPULUTU

31.08.2017

Zawiązujemy współpracę z Asheville Horse Riding Center!

31.08.2017

Od Shere Khana do La Vidy (S) - "Pierwsze godziny"

Skoro La Vida była w ciąży, oczywistym też było, że nadejdzie czas porodu. Mimo tej wiedzy, kiedy wszystko się zaczęło, czułem się zupełnie nieprzygotowany. Nawet nie wyobrażam sobie, co z kolei musiała czuć La Vida. Najgorsze było to, że sam mogłem jedynie stać obok i czekać, aż na świat przyjdzie nasza pociecha lub, jak się potem okazało, nasze pociechy. Zarówno La Vida, jak i medyczka Vika, stanęły na wysokości zadania i po około dwóch godzinach na świat przyszły dwie kare klaczki. Druga z nich, która urodziła się kilka minut po siostrze, było trochę słabsza, ale obie były zdrowe. Położyłem się obok mojej partnerki i przytuliłem ją, chcąc dać jej w ten sposób do zrozumienia, jak bardzo jestem z niej dumny. Potem oboje spojrzeliśmy w kierunku naszych dzieci. Widać było, że dla La Vidy było to trochę większe wyzwanie. Starsza z sióstr już próbowała wstać. Po chwili udało się jej to i stanęła na chwiejących się nogach. Jednak kiedy tylko zrobiła krok do przodu, przewróciła się, na co oboje z La Vidą zaśmialiśmy się cicho. Przez chwilę jeszcze wraz z moją partnerką przyglądaliśmy się, jak nasze dzieci próbują wstać. Gdy już im się to udało, tego samego wyzwania podjęła się La Vida. Jak tylko stanęła, źrebaki ruszyły w mini- wyścig, widać musiały być bardzo głodne. Po nakarmieniu nabrały ochoty na zabawę. Nieudolnie goniły się wokół nas, co chwila potykając się o własne nogi. Na moim pysku zawitał szeroki i szczery uśmiech zadowolenia, a gdy odwróciłem się w stronę klaczy, zauważyłem, że tak samo jak ja, promienieje szczęściem.
- Będziesz dla nich najlepszą matką, jaka tylko może istnieć- powiedziałem do La Vidy.
- A ty będziesz dla nich najlepszym ojcem, jaki tylko może istnieć- odparła, przytulając się do mnie. Nie znajdywałem słów, które mogłyby pokazać, jak bardzo się cieszę, że zostałem ojcem dwóch cudownych, małych klaczek. Jednego byłem pewien: mam wspaniałą rodzinę i z całych sił postaram się być lepszym partnerem i tatą, niż mój własny ojciec. Choć nie był taki zły, po prostu nie potrafił okazywać uczuć. Dzięki temu przynajmniej wiem, jak ważne jest pokazywanie komuś, że się go kocha. Mimo to w zakamarkach mojej głowy czaiła się pewna psująca tę sielską idyllę myśl. Mimo wszystko liczyłem, że na świat przyjdzie młody ogierek, którego uczyniłbym swoim następcą. Szybko jednak odgoniłem tę myśl. Nie ma nic gorszego, niż posiadać tak ogromne szczęście, jakie mnie spotkało i jeszcze narzekać.
- O czym myślisz?- z rozmyślań wyrwał mnie głos mojej ukochanej.
- O tym, jak bardzo jestem szczęśliwy- odpowiedziałem.
- Zaryzykuję z wnioskiem, że wszyscy jesteśmy teraz bardzo szczęśliwi- odparła La Vida, ponownie się do mnie tuląc. Po chwili zauważyłem, że na horyzoncie pojawił się Monte i nieśmiało podszedł do naszych dzieci. Obie klaczki natychmiast skierowały się z powrotem w naszą stronę, jednak po chwili ciekawość zwyciężyła u jednej z nich i zatrzymała się, odwracając do ogiera.
- No tak, zapewne całe stado marzy, aby poznać nasze dzieci- powiedziałem z nutką lekkiego sarkazmu w głosie.
- Może lepiej to odłożyć na za kilka dni? Dzieci powinny się przyzwyczaić i odpocząć- odparła z wahaniem La Vida.
- Też tak uważam- powiedziałem, podchodząc do Monte i Chiyoko, która chyba właśnie znalazła sobie nowego kompana do zabawy.
- Nie chciałbym wam przerywać w bawieniu się, ale moja córka chyba powinna troszkę odpocząć- powiedziałem, patrząc wymownie na Monte. Od razu załapał, o co mi chodzi. Jednak zamiast czym prędzej się zmyć, zaczął się tłumaczyć.
- Ja tylko chciałem poznać...
- To miło, ale naprawdę, moja rodzina potrzebuje teraz odpoczynku- przerwałem mu, licząc, że tym razem załapie aluzję. Jednocześnie starałem się go zbytnio nie urazić. Na szczęście zrozumiał wreszcie, czego od niego oczekuję. Pożegnał się szybko i oddalił.
<La Vida?>

31.08.2017

Nowe źrebię - Chiyoko!

Źródło: Sonya McNamara
Imię: Chiyoko
Tytuł: Chiyoko należy do dynastii Snowa Sages
Wiek: 0,5 roku
Płeć: Klaczka
Przynależność: Klan Mroźnej Duszy
Rodzina: Ojciec: Shere Khan- Chiyoko darzy go przede wszystkim dużym szacunkiem i uwielbia pomagać mu w pracy. Jest dla niej wymagający, ale nie przeszkadza to klaczce, która wprost go ubóstwia.
Matka: La Vida- kocha ją, ale spędza z nią znacznie mniej czasu. Właściwie to Chiyoko często nie ma pomysłu na normalną rozmowę z mamą, gdyż ta często upomina ją za jej złe zachowanie.
Siostra: Lemon Ash- lubi ją wkurzać, ale poza tym rzadko spędza z nią czas.
Osobowość: Chiyoko to ten typ konia, z którym znajomość się opłaca, bo z wszystkim potrafi się uporać, ale jednocześnie naprawdę trudno z nią wytrzymać. Klaczka jest typem wrednej samotniczki. Oprócz tego jest pewna siebie i już teraz wyróżnia się tym, że jest w stanie zrobić wszystko, aby osiągnąć cel. Odziedziczyła po ojcu stoicki spokój. Jeśli ją zdenerwujesz, powie spokojnie kilka (wiele) niemiłych słów i zamorduje spojrzeniem. A gdy naprawdę ją wkurzysz, wtedy wybuchnie niczym odbezpieczony granat. Chiyoko, jak już wspomniałam, jest odważna i potrafi się odnaleźć w każdej sytuacji. Umie tak się zakręcić i pomanipulować, aby dostać to, czego pragnie. Dowodzi to, że klaczka jest sprytna i inteligentna. Czasem się nieco wywyższa. Kiedy zechce, potrafi stanąć w czyjejś obronie, bo mimo, iż lubi dokuczać, stara się pilnować, aby nikt zbytnio nie przeginał.
Aparycja:
  • Rasa: W połowie jest koniem fryzyjskim, w połowie azteckim
  • Umaszczenie: Kare
Kontakt: DODA

31.08.2017

Nowe źrebię - Lemon Ash!

Źródło: Patricia Gross (Pinterest)
Imię: Lemon Ash, a w tłumaczeniu Cytrynowy Popiół. Klacz nie ma pojęcia dlaczego w jej imieniu znajduje się człon Lemon, bo jak chyba widać nie ma choć trochę żółtej sierści. Drugi człon jej imienia - Ash, da się już doskonale wytłumaczyć tym, że klaczka jest czarna jak popiół. W skrócie można wołać na nią Lemon, Ash lub Mon. Rodzice nazywają ją czasami Lemony.
Tytuł: Jest niezwykle dumna ze swojego pochodzenia. Lemon cieszy się wieloma przywilejami należąc  do rodziny królewskiej - dynastii Snowa Sages
Wiek: Przyszła na świat dopiero 0,5 roku temu, trochę po jej bliźniaczej siostrze Chiyoko. 
Płeć: Tak jak sugeruje jej imię, a także charakter jest płci żeńskiej. Jeśli powiesz, że jest ogierem, zginiesz w dość przykrych okolicznościach. To stuprocentowa klacz. 
Przynależność: Należy do Klanu Mroźnej Duszy. Na razie nawet nie zdaje sobie sprawy, że na świecie są inne stada koni 
Rodzina: 
Ojciec-Shere Khan-przywódca Klanu Mroźnej Duszy-Surowy, ale kochany tatuś. Zasypuje go pytaniami. 
Matka-La Vida- kronikarz - Rozpieszcza Lemon  i mała jest oczkiem w jej głowie. 
Siostra - Chiyoko - Podczas postojów są praktycznie nie rozłączne.  Babcia od strony mamy-Liga-Nigdy jej nie poznała, nie wiadomo co się z nią dzieje
Dziadek od strony mamy-Rubikon-Nigdy go nie poznała, nie wiadomo co się z nim dzieje
Babcia od strony taty- Ayara [♱]-zmarła na około cztery lata przed narodzinami Ash
Dziadek od strony taty-Stalactit [♱]- były przywódca KMD, zmarł przed narodzinami Lemony. 
Osobowość: Lemon jest raczej nieufna w stosunku do obcych. Ma dystans do otaczającego ją świata co zdecydowanie odziedziczyła po matce. Po tacie klacz jest bardzo inteligentna i sprytna. Lubi się bawić, a czasami lubi dokuczyć osobą które już dobrze zna. Do nich już nie ma takiego dystansu. Są ze  swoją siostrą jedynymi źrebakami w klanie więc skupiają na sobie uwagę dorosłych. Często przygląda się pracy starszych po najzwyczajniej w świecie sprawia jej to przyjemność. Jest typem nocnego marka. Czasami lubi wymykać się na nocne wędrówki, lecz szybko z nich wraca. Pokazuje się tu jej kolejna cecha. Otóż Lemony posiada niezwykłą umiejętność zamartwiania się wszystkim co żyje. Nie oddala się zbyt daleko od stada, nie dlatego, że boi się o swoje życie i zdrowie, lecz dlatego, że zamartwia się czy jej bliscy już nie dostają zawału z powodu jej nieobecności.
Aparycja:
Rasa: Krzyżówka konia fryzyjskiego i konia azteckiego, ale wyglądem przypomina bardziej gryzą. 
Umaszczenie: Kare, jak to głównie bywa u koni fryzyjskich, a przynajmniej koni w ich typie. 
Kontakt: julka20502

31.08.2017

La Vida się oźrebiła!

La Vida z Shere Khanem doczekali się aż dwóch źrebaczków, a konkretniej klaczek - powitajmy w Klanie Mroźnej Duszy Lemon Ash i Chiyoko! Gratulacje!

  Chiyoko
Znalezione obrazy dla zapytania smoky black foal
 Lemon Ash
 

31.08.2017

Od La Vidy do Shere Khana (S) - "Poród"

Wieść, że Shere Khan zaakceptował wieść o mojej ciąży, bardzo mnie ucieszyła. Nie tyle zaakceptował, ale też ucieszył się z tej informacji. Rozmawialiśmy chwilę, ale potem zapadła między nami radosna cisza, w której nie było ani krzty napięcia.
- Zdajesz sobie sprawę, że musimy jeszcze przekazać to całemu klanowi?- ogier przerwał panujące między nami milczenie.
Niestety zdawałam sobie z tego sprawę. Wolałabym doczekać porodu w spokoju, bez zbędnego rozgłosu. Ale w końcu mógł się niedługo narodzić przyszły władca.
- Wiem, ale może jeszcze trochę z tym poczekajmy. Nacieszmy się na razie naszym szczęściem we dwoje. Co ty na to? - zaproponowałam.
Miałam wielką nadzieję, że Shere Khan się zgodzi. W końcu do czasu narodzin źrebiąt zostało jeszcze sporo czasu.
- Niech będzie, ty tu rządzisz, moja kochana- odparł mój partner, uśmiechając się do mnie promiennie. Widocznie większość decyzji, apropo ciąży zostawiał mi. W sumie bardzo się cieszyłam, że w dość istotnych sprawach, decyzję pozostawia mi.
- To może wybierzemy jakieś przykładowe imiona?- zasugerował ogier.
W sumie chodziło mi to po głowie zaraz po tym, jak dowiedziałam się, że jestem w ciąży, ale zupełnie o tym zapomniałam, kiedy miałam na głowie mnóstwo innych rzeczy.
-Może wybierzemy dwa dla klaczy i dwa dla ogierów? W końcu możliwe, że urodzą się bliźniaki, więc warto mieć naszykowane imiona na zapas - zaproponowałam. Shere Khan kiwnął twierdząco głową, więc kontynuowałam swoją wypowiedź.
-Niech każdy z nas wymyśli po jednym imieniu dla klaczy i ogiera - powiedziałam - Nie wiem jak ty, ale ja potrzebuję trochę czasu na obmyślenie odpowiedniego imienia. W końcu znalezienie imienia, które spodoba się źrebaczkowi nie jest taką prostą sprawą - rzekłam.
-Masz rację, trzeba podjąć rozsądną decyzję. Jeśli chcesz możemy przedłużyć postój-zaproponował ogier.
-Nie ma mowy-zaoponowałam.-Nie mam zamiaru opóźniać całego stada, tylko dlatego, że momentami źle się czuję. Na takie rzeczy będzie czas później, kiedy termin porodu będzie bliższy.
-Skoro tak uważasz - westchnął mój partner.
***
-Proponuję Lemon Ash dla klaczy oraz Lucky Diamond dla ogiera - powiedziałam, kiedy następnego dnia, podczas wędrówki szłam na czele klanu, obok Shere Khana. - A ty masz już jakieś propozycje? - spytałam.
-Ja proponuję Chiyoko dla klaczy i Horizonth dla ogiera-podał swoje propozycje koń.
-Podobają mi się - uśmiechnęłam się. - Teraz pozostaje ogłosić wiadomość reszcie klanu oraz czekać na poród.
***
Poród był dosyć ciężki. Okazało się, że urodziły się bliźniaki, a dokładniej bliźniaczki, bo oba źrebaczki były płci żeńskiej. Jak to bywa w przypadku bliźniaków, jeden z maluchów urodził się słabszy, ale dzięki Bogu, nie było zagrożone życie któregoś z potomków ani moje. Silniejszą i ciupinkę starszą z rodzeństwa nazwaliśmy Chiyoko, tak jak zaproponował Shere. Druga z sióstr dostała proponowane przeze mnie imię, Lemon Ash. Dwie godziny od rozpoczęcia porodu, na trawce leżały dwa kare źrebaki.
<Shere Khan? Pozwoliłam sobie wybrać imiona męskie, bo i tak nie mają one znaczenia.>

29.08.2017

Od Shere Khana do La Vidy (S) - "Niespodziewane wieści"

Shere...- zaczęła La Vida. Piłem właśnie wodę, więc podniosłem głowę, aby wysłuchać, co ma mi do powiedzenia.
- Jestem w ciąży- wypaliła. Pierwsze, co poczułem, słysząc te słowa, to szok i lekkie niedowierzanie, ale po krótkiej chwili także radość. W końcu liczyłem się z tym, że kiedyś prawdopodobnie będziemy mieć źrebaki, nie sądziłem jednak, że stanie się to tak szybko. Liczyłem, że zdążymy jeszcze nacieszyć się swoją miłością tylko we dwoje, a tu proszę! Los spłatał nam niezłego figla.
- To...- zastanowiłem się, szukając odpowiedniego słowa.- ...wspaniałe.
- Naprawdę? Cieszysz się?- zapytała La Vida z doskonale wyczuwalną ulgą w głosie.
- Oczywiście! Jakżeby inaczej! Zostaniemy rodzicami! To cudowne! Już nie mogę się doczekać, aż na świat przyjdzie nasz ukochany źrebaczek- odparłem.
- Albo źrebaczki- dodała La Vida, uśmiechając się promiennie.
- Ale wiesz, że to duża odpowiedzialność... i w ogóle- zaczęła klacz.
- Kochanie, nie rozmawiasz z szukającym przygód, dwuletnim młodzikiem, tylko z dojrzałym ogierem. Czy naprawdę aż tak we mnie nie wierzysz?- zażartowałem.
- Przestań, przecież wiesz, że to nie tak!- zaśmiała się La Vida.
- Nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że zostaniemy rodzicami. Jednocześnie nadal nie mogę w to uwierzyć- powiedziałem.
- To tak jak ja.
- Masz może ochotę się przejść? Skoro jesteś w ciąży, to powinnaś o siebie dbać, dużo odpoczywać i relaksować się. Ja zaś będę cię pilnował i nie odstępował na krok- powiedziałem.
- O nie, teraz to już naprawdę nie dasz mi spokoju. Ale z chęcią się przejdę- odpowiedziała klacz. Ruszyliśmy więc na początek drogą wokół jeziora. Pogoda była idealna, świeciło słońce i wiał lekki wietrzyk.
- Zdajesz sobie sprawę, że musimy jeszcze przekazać to całemu klanowi?- przerwałem panującą między mną, a La Vidą, ciszę.
- Wiem, ale może jeszcze trochę z tym poczekajmy. Nacieszmy się na razie naszym szczęściem we dwoje. Co ty na to?
- Niech będzie, ty tu rządzisz, moja kochana- odparłem, uśmiechając się promiennie.
- To może wybierzemy jakieś przykładowe imiona?- zasugerowałem.
<La Vida?>

28.08.2017

Od Calipso do Blacky'ego Lucky'ego (F) - ,,Uciekinier"

Szukałam nowego członka ledwie kilka minut. Edward zajął się resztą stada, którą należało zmobilizować do zakończenia przeżuwania śniadania i wyruszenia w dalszą wędrówkę. Byliśmy już prawie w połowie drogi do góry Munku - sardyk. Planowałam pójść wschodnim brzegiem jeziora Chubsuguł, a dalej zboczyć znowu nieco na zachód, wybierając w ten sposób łatwiejszy, choć z pewnością dłuższy szlak. Wolałam jednak to od wycieczki na przełaj przez górskie wąwozy i zbocza pełne ogromnych głazów, a że zbliżała się jesień, także mokrych i śliskich. Na prawo mieliśmy wygodniejszą ścieżkę, wyjeżdżoną kopytami ryczących ludzkich maszyn, wożących ich wygodnie dokąd zechcieli. Ci to mają farta. Wtem dotarło do mnie, że już nie próbuję odnaleźć Blacky'ego, a karego ogiera o lśniących, głębokich oczach jak dwie przepastne studnie w których właśnie tonęłam. Potrząsnęłam gwałtownie głową. Nagle poczułam dyszenie kogoś za mną. Odskoczyłam gwałtownie i obróciłam się, mierząc sztyletem prosto w cel moich poszukiwań. Westchnęłam i odłożyłam broń.
- Ach, tu jesteś. - powiedziałam miłym głosem. - Niedługo wyruszamy dalej. Lepiej, żebyś wrócił już do klanu. - dodałam stanowczo.
- Oczywiście, przywódczynio. - rzekł koń.
- Wystarczy Calipso. - Lubiłam bardzo brzmienie swego imienia i nie ukrywałam tego.
- To dla przyjaciół? - uśmiechnął się z przekąsem.
- Ruchy. - rzuciłam poważniejszym tonem, przewracając oczami, choć mimo wszystko go polubiłam. Lucky wzruszył lekko ,,ramionami", jakby przepraszająco, i udał się do reszty. Wzdychając, przytuliłam pysk do pobliskiego drzewa. Chłonęłam żywiczny zapach i chropowaty dotyk kory. Chwilę później obróciłam się i podeszłam do reszty moich poddanych. Prawie wszystkie twarze były mi znane. Od dawna niewielu do nas dołączało. Z jednej strony było to dobre, z drugiej złe. Wszystko ma swoje dwa spody, dwie natury. Stanęłam na czele obok Edwarda i dałam znak do wymarszu.
<Blacky Lucky? A spoko, konkurencja jestXD>

28.08.2017

Od Blacky'ego Lucky'ego do Calipso (F) - ,,Samotny spacer"

W skrócie opowiedziałem Calipso moją historię. Gdy zapytałem ją jaka jest jej historia,kilka minut myślała pewnie nad odpowiedzią. W końcu się odezwała
- No... Klan istnieje już kilka lat. Od tego czasu wielu do nas dołączyło lub go opuściło. - powiedziała. Dalej nie znałem jej przeszłości ale chyba wolała o tym nie mówić. Pewnie jak większość z sumtną historią. Słońce powoli chowało się za horyzontem. Chmury leniwie pełzały po niebie a ja stałem dalej przy Calipso.
- A w ogóle to jak mogę na ciebie mówić w skrócie? - spytałem -Na mnie możesz mówić BL, Blacky lub Lucky. Mam trzy ksywy - dopowiedziałem po chwili.
- Na mnie zwykle mówią pełnym imieniem. Wolę gdy używają mojego pełnego imienia - odpowiedziała po chwili namysłu. Nic nie odpowiedziałem tylko patrzyłem się razem z nią na księżyc. Ciekawe czy lubi tak oglądać gwiazdy i księżyc. Ja zawsze w stajni tak robiłem. Byłem zmęczony,patrząc na Calipso powiedziałem
- Idziemy spać? Ja jestem już zmęczony - widziałem że przywódczyni też powoli zasypia.
- Jestem za. - powiedziała i zamknęła oczy. Spałem w pobliżu. Budziłem się kilka razy w nocy. Ale jakoś dotrwałem ranka. Postanowiłem się przejść. W takie noce nad rankiem zawsze byłem na spacerze. Byłem w pobliskim lesie. Uznałem że pora wracać. Calipso Nie wie gdzie jestem i może się niepokoić. Wróciłem dosyć szybkim galopem. Zza krzewów widziałem przestraszoną Calipso która najwyraźniej mnie szukała. Wszedłem z krzewów i od tyłu podszedłem Calipso
<Calipso? Hueh. Wiem że jestem głupia ale pisałam to o północy>

27.08.2017

Od Calipso do Blacky'ego Lucky'ego (F) - ,,Zakazana historia"

Oprowadziłam chętnie nowego ogiera po stadzie i zapoznałam z kilkoma jego członkami. Raczej mu się podobało, nie zauważyłam, aby się nudził czy coś w tym stylu. Po całym tym dniu odczuwałam niemałe zmęczenie. Całe moje ciało dopraszało się odpoczynku zarówno od umysłowej, jak i fizycznej pracy, a wkrótce rozpoczęło generalny strajk - nogi wlekły się za sobą, szyja zwiesiła się do przodu, a mój mózg nie był w stanie wymyślić niczego nowego. Przestałam też na siłę poszukiwać wzrokiem Edwarda, który najwyraźniej teraz nie miał ochoty na towarzystwo kogokolwiek. Z ulgą odeszłam na bok. Skubałam leniwie czubki traw i powoli je przeżuwałam, kęs po kęsie, chcąc jakoś zapełnić cenny czas pozostały do wieczora. Członkowie głównie rozmawiali między sobą. Wiktor i Relikta stali z boku, szepcząc coś między sobą. Odwróciłam wzrok. Nie potrafiłam w tym momencie znieść tego widoku, takiego szczęścia. Zapadał już zmrok, słońce szykowało się do snu. Jeszcze kończyło rozczesywać swoje długie włosy złożone z gęstych, złotawych promyków, kiedy zauważyłam przechodzącego obok mnie Blacky'ego.
- Witaj. - rzekłam obowiązkowo.
- Cześć. - odparł zadowolony, przyglądając mi się badawczo. Wyprostowałam się bardziej i dodałam:
- Dobrze się czujesz w klanie?
- Tak, jeszcze raz dziękuję za przyjęcie mnie.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnęłam się lekko. Podniesienie moich kącików warg wymagało niemałego wysiłku. Zapadła niezręczna cisza. W końcu postanowiłam ją przerwać. - Właściwie, jak do nas trafiłeś? - ogier po chwili namysłu zaczął opowiadać:
- Urodziłem się u ludzi, w stajni. Moja matka zmarła niedługo po porodzie. Wychowywała mnie inna klacz która wcześniej poroniła. Gdy dorosłem, sprzedano mnie. Później przekazywano mnie z rąk do rąk. Miałem dość, uciekłem, i natknąłem się an was... - zakończył. Nie dziwiłam się jego wzburzeniu. - A jaka jest twoja historia? - zapytał nagle. Otworzyłam szerzej oczy. Moi wychowawcy, dolina i...ogień. Nie było sensu tego opowiadać. Ba, moje dzieje były jak zakazany owoc. Zakazana historia. Ale musiałam jeszcze z tego jakoś wybrnąć.
- No... - zaczęłam niepewnie. - Klan istnieje już kilka lat. Od tego czasu wielu do nas dołączyło lub go opuściło. - mój uśmiech był teraz bardziej głupkowaty i szerszy. Spuściłam prędko wzrok.
<Blacky Lucky? Przeważnie *) XD Ale nie radzę mnie wkurzać *) XD>

27.08.2017

Od Blacky'ego Lucky'ego do Calipso (F) - ,,Ucieczka"

- Maks,weź uwiąz i wprowadź Blackiego do przyczepy - eh. Znowu mnie sprzedają. Co poradzę że ja nie jestem do ujeżdżenia tylko do innych kategorii jeździeckich? W sumie to ja jestem stworzony do dzikiego trybu życia. O nie, nie zamierzam kolejny raz tego przeżywać. Maks złapał kantar i założył mi na pysk. Jako że był początkujący nie wiedział jak się prawidłowo trzyma uwiąz. Położyłem nogę na rampie i odskoczyłem wyrywając z ręki zdziwionego stajennego linę. Pobiegłem przed siebie. Uciekłem z niewoli. Wreszcie mi się udało. Wykonałem kilku pracowników i przeskoczyłem nad płotem mierzącym prawie dwa metry. Pognałem do lasu. Wreszcie poczułem co to znaczy wolność. Nigdy nie mogłem chodzić gdzie chcę. Zapadła noc a ja dalej biegłem po lesie. Postanowiłem się przespać w gęstych drzewach.
*Miesiąc później*
Po takim czasie wędrówki dalej nic nie znalazłem. Byłem na łące ciągnącej się już z 30 kilometrów. W takich przypadkach przeklinam moje umaszczenie. Nie mogłem być biały? Wreszcie ujrzałem jezioro. Podbiegłem tam mając nadzieję że to nie są tylko halucynacje. Naszczęście było to prawdziwe jezioro. Napiłem się i znaczenie szczęśliwszy pobiegłem przed siebie. Niedługo potem zobaczyłem stado koni. Właśnie tego szukałem. Dalej biegłem,ale teraz w ich stronę. Byłem coraz bliżej. Ale wtedy potknąłem się o kamień,moja noga się wykrzywiła a ja upadłem na ziemię. Konie to zauważyły. Wszystkie się spłoszyły. Oprócz jednej klaczy. Powoli do mnie podchodziła a za nią całe stado. Pewnie to ona była przywódcom. Dała innym koniom znak że mogą podejść. Otoczyło mnie całe stado koni różnych ras.
- Witaj,co tutaj robisz? - spytała mnie klacz
- J...Ja szukam stada... - Powiedziałem wahając się
- To może dołączysz do nas? Z chęcią cię przyjmę. - Odpowiedziała mi.
- Mogę dołączyć! A w ogóle to Blacky Lucky jestem - odpowiedziałem samicy alfa.
- Calipso. Zapraszam do nas Blacky! - odpowiedziała mi Calipso. Oprowadziła mnie po stadzie i zapoznała z kilkoma końmi. Wydawała się miła ale... Czy taka była?
<Calipso? Jesteś miła?>

26.08.2017

Nowy szpieg - Blacky Lucky!

1
Źródło: Brak.
Motto: ,,Nie myśl o tym że kimś nie jesteś. Zacznij doceniać to kim jesteś."
Imię: Blacky Lucky, aczkolwiek woli gdy mówi się do niego Black lub Lucky
Wiek: 5 lat
Płeć: Ogier
Przynależność: Klan Ognistej Grzywy
Ranga/i: Szpieg
Głos: Tungevaag & Raaban - Wolf
Rodzina: Black Heart i Lucky Fire
Osobowość: Miły,pomocny ogier. Może oddać swoje życie żeby ratować swojego przyjaciela. Jest wiernym przyjacielem który nigdy nie zdradzi twojej tajemnicy. Możesz go błagać na kolanach, ale nie powie. Jednak czasami używa sarkazmów i jest wredny. Ale cóż, nikt nie jest idealny.
Partner/Partnerka: Szuka,i bardzo chce mieć
Potomkowie: Niestety brak
Aparycja:

  • Rasa: Mustang
  • Wygląd: Kary mustang z mocną budową ciała. Długie,grube nogi i lekki zad. Tak zwana "sucha" głowa. Ogon ma dosyć długi,tak jak i grzywę. Format ciała ma prostokątny.
  • Znaki charakterystyczne: Wypalony znak hodowlany.
  • Wzrost: 161cm(WK)
  • Waga: 473kg

Umiejętności: Wyjątkowo dobrze skacze. Szybko biega i jest mistrzem ucieczki. Jego kare umaszczenie pomaga w kamuflażu ale przeszkadza w długich wędrówkach. Jest idealnie dostosowany(nie licząc jego maści) do długich wędrówek na trudnych trasach.
Historia: Black Heart szykowała się do porodu. Była noc i nikogo tam nie było gdyż Heart już miała źrebaki i byli pewni że wszystko pójdzie tak jak trzeba. Zaczęły się skurcze. Po godzinie narodził się mały,kary źrebaczek. Okazało się że Black Heart miała za mało wapnia. Pod koniec nocy ułożyła się przy synku i odeszła. Jej ciało stopniowo stawało się zimniejsze. Lucky który jeszcze wtedy się tak nie nazywał nie wiedział co się dzieje. Próbował wstać i po kilku próbach mu się udało. Nosem tykał mamę ale ona się nie ruszała i nie oddychała. Zrezygnowany znowu się położył. Rano gdy przyszli i zobaczyli nieżywą Heart załamali się gdyż była ich najlepszą klaczą. Nie tylko do rozrodu ale i do wyścigów i skoków. Został zabrany od nieżywej matki i dostawiony do klaczki która poroniła. Przyjęła malucha i tak dostał nową matkę. Nazwali go Blacky od Black Heart i Lucky od Lucky Fire. Mały ogier dorastała świecie ludzi. Gdy miał rok sprzedano go. Potem znowu i znowu. Miał tego dość i uciekł jak go wprowadzali do przyczepy. Po niedługiej wędrówce znalazł Eternal Freedom i dołączył.
Inne: 
Nie lubi innych ogierów. Woli towarzystwo klaczy
Kontakt: howrse-wolfik ,doggi-Wolfik27

25.08.2017

Od Forever do Italii (F) - ,,Zagubienie"

Byłam w stadzie nie wiem ile. Nie jakoś bardzo długo, ale znałam już okolice. Jeszcze przed chwilą byłam w wielkich drzewach i spałam. Jak wstałam zorientowałam się że Calipso o mnie zapomniała i ruszyła w dalszą wędrówkę! usiadłam sama odnaleźć stado. Upał, upał i jeszcze raz upał. Po godzinnej wędrówce byłam tak padnięta... Schroniłam się pod drzewem. Niestety nie zauważyłam chaszczy które tam były. Moja noga, a głównie kopyto mocno utknęło. Każdy ruch sprawiał mi okropny ból. Nie wiedziałam czy długo postoję z nogą do góry. Usztywniłam trzy pozostałe nogi i postanowiłam się przespać zanim ktoś przyjdzie na pomoc. Powoli przymykałam oczy. Muchy i inne robaki siadały mi cały czas na łbie i zadzie. Musiałam przez to co chwilę się otrząsać. Nie wiem po co w ogóle one są na ziemi. W końcu zasnęłam...
XxX
Obudziłam się czując towarzystwo innych koni. Może zorientowali się że mnie nie ma i wrócili? Nie wiem, ale wiem, że te konie są z mojego stada. Zaczęłam krzyczeć o pomoc. Z oddali widziałam nasze stado. Odwrócili się w moją stronę i zaczęli powoli biec nie wiedząc czy na pewno jestem z ich stada. Gdy byli blisko przyśpieszyli. Jakaś klacz której nie znałam(no tak, ja tutaj znam tylko Donatella i Calipso) podeszła i zaczęła przegryzać te krzaki próbując mnie uwolnić. Wreszcie jej się udało.
- Dzięki za uwolnienie! Ale... Jesteś ranna... - powiedziałam do klaczki.
- Dzięki za troskę, ale nic mi nie będzie, ważne, że jesteś cała! Właściwie nie kojarzę cię...Jak się nazywasz? - spytała mnie klacz.
- Forever, a ty? - spytałam miło klacz
- Italia, jesteś tu od niedawna? - spytała. Pewnie znała tutaj wszystkich, oprócz mnie...
- T...Tak, niedawno dołączyłam. - odpowiedziałam z małym wahaniem. Nie zauważyłam że przy mojej wypowiedzi podeszła Calipso. Podziękowała Italii i spytała czy może na chwilę odejść do stada.
- Czemu nie powiedziałaś żebyśmy zaczekali! Stado powinno trzymać się razem! Nie wolno się oddalać!
- Ale... Ja spałam. Nie wiedziałam że odchodzicie... - powiedziałam smutno.
- Marsz do stada! - krzyknęła, a ja dalej smutna dołączyłam do stada.
<Calipso? Italia? Może odpowie chociaż jedna?>

24.08.2017

Od La Vidy - Quest VII

Wszyscy zastanawiali się co teraz będzie. Dziś po południu znaleziono Vikę leżącą na ziemi i oddychającą ciężko. Niedaleko leżały resztki porozrywanego na srzępy Tojada Mocnego. Widocznie jakieś zwierzę  porozrywało tą trującą roślinę i powgniatało ją w trawę. Skąd wiem, że nie Vika poprostu nie zjadła rosnącego sobie spokojnie Tojada? Raczej żaden z członków  sfory nie był by tak niemądry, aby zjadać tak znaną, trującą roślinę. Tym bardziej Vika, która jest medyczką. Wszyscy, a w szczególności Raphael, zamartwiali się o losy klaczy. W ogóle Vika ma pecha. Najpierw utknęła w bagnie, a teraz to. Całe szczęście zostały jeszcze dwa konie, a dokładniej dwie klacze znające się na medycynie. Jedną z nich była zajmująca się tym zawodowo medyczka, Nadira, a drugą nauczycielka medycyny posiadająca prawie taką dużą wiedzę odnośnie leczenia, jak medycy, Hana. Całe szczęście Raphael zapewniał, że pół godziny temu Vika była jeszcze wśród innych koni, a dopiero później wybrała się na spacer. Była to jednocześnie dobra i zła wiadomość. Dobra pod tym względem, że klacz nie mogła leżeć tu długo, a zła dlatego, że trucizna postępowała dosyć szybko. Shere Khan zadecydował, że należy jak najszybciej wysłać dwa konie, aby znaleźć antidotum i uratować Vikę.
-Przed znalezieniem antidotum należy dawać Vice jak najwięcej owoców czarnej porzeczki. Sprawią one, że Vika będzie wypróżniała się częściej, a dzięki temu będzie wydalała większe ilości trucizny. Jesteśmy na szczęście nie daleko gór, więc dostęp do porzeczek  mamy ułatwiony. Proponuję, aby jeden koń pobiegł w góry z sakwą i napełnił ją porzeczkami- wyraziła swoje zdanie Nadira, jako że w przypadku, w którym Vika nie może nic zrobić, klacz jest jedyną medyczką w klanie.
Na poszukiwanie antidotum udała się Hana jako osoba znająca się na medycynie oraz Corakle w roli pomocnika i ochrony. Nadal był poszukiwany chętny na wyprawę po czarne pożeczki. Zgłosiłam się ja. Shere Khan chciał protestować, ale wytłumaczyłam mu, że przecież niedługo wrócę. Wyruszyłam w tym samym czasie co Corakle i Hana. Kiedy stado zniknęło nam z oczu kazałam Hanie się zatrzymać, a ja odprowadziłam Corakle na bok.
-Teraz ty idziesz po czarne porzeczki, a ja zostanę z Haną-powiedziałam prosto z mostu, bez zbędnych wstępów i owijania w bawełnę.
-Nie wiem czy mogę, a poza tym nie zamierzam się wysilać wspinając się po górach-zaoponowała Corakle.
-Po pierwsze, możliwe, że w poszukiwaniu antidotum będziemu musiały wejść jeszcze wyżej, a po drugie nie musisz szukać wszędzie, przecież masz w przeciwieństwie do poszukiwań antidotum, wyznaczony obszar i wygląd rośliny, której masz szukać. Po prostu będziesz szybciej w stadzie-ostatni argument zadziałał znakomicie, bo Corakle przystała na moją propozycję.
-Skoro tak sprawiasz sprawę to zgoda-powiedziała klacz.
Uśmiechnęłam się i wróciłam do Hany. Ta zaniepokoiła się trochę, ale milczała. Nagle nie wytrzymała i odezwała się.
-Gdzie jest Corakle?-spytała.
-Poszła po porzeczki-odpowiedziałam, ignorując zaniepokojenie widoczne w jej oczach.
-Ale ty miałaś pójść po porzeczki, a ona miała pójść ze mną szukać antidotum- klacz gwałtownie zatrzymała się.
-No cóż, nastąpiła mała zmiana planów-totalnie nie zwracając uwagi na Hanę.
-Ale Shere Khan mówił...-zaczęła, ale nie dałam jej dokończyć.
-Jakoś to mu wytłumaczę, przecież gdybym powiedziała prawdę, w życiu by się nie zgodził-wytłumaczyłam.-Jeśli chcesz to zostań. Ja idę.
Ruszyłam do przodu mając szczerze gdzieś Hanę i jej dąsy. Przynajmniej moim zdaniem klacz marudziła. W końcu jednak nauczycielka ruszyła za mną, bo słyszałam jej ciche kroki.
-A ty wogóle wiesz gdzie szukać?-spytała, lekko zrezygnowana Hana.
-Wiem...-odparłam spokojnie.
Tak naprawdę szłam tylko za przeczuciem, ale nie zamierzałam mówić "nie". Ufałam swojemu instynktowi.
-Może inaczej, wiesz czego szukamy?-drążyła klacz.
-Nie-odparłam cały czas zachowując spokój.
-Jak możesz wiedzieć gdzie szukać, jak nawet nie wiesz czego? Może być to równie dobrze drzewo, a równie dobrze trawa-Hana poraz kolejny usiłowała wytrącić mnie z równowagi.
-Po prostu wiem-odparłam.
-Możesz mi wytłumaczyć co to znaczy "po prostu wiem"?-zadała kolejne pytanie klacz.
-Możesz mi wytłumaczyć czemu jesteś taka irytująca?-krzyknęłam już totalnie wytrącona z równowagi.
Momentalnie zamilkła. Może i na codzień była nawet fajna, ale dzisiaj po prostu nie mogłam wytrzymać jej biadolenia. Szłyśmy spokojnie, a kopyta stukały zderzając się z twardą ziemią. Nie patrzyłam gdzie zmierzamy. Po prostu szłam, omijając przeszkody.
-Chce mi się pić-narzekała Hana.
-To się napij-odrzekłam obojętnie.
-Gdzie?-spytała.
-Skąd mam wiedzieć?-wycedziłam przez zęby.-Myślisz, że mi się nie chce pić, jeść, myślisz, że nie jestem zmęczona? Skoro masz narzekać to zostań. Nie mam zamiaru iść z taką marudą.
Klacz zamilkła momentalnie. Nie spodziewałam się że zamilknie na długo. Rzeczywiście, gdy zaczęliśmy wchodzić na jakąś górę Hana ponownie się odezwała.
-Czy możesz mi wyjaśnić...-zaczęła.
-Nie nie mogę!-zaprzeczyłam.-Zamilcz! Tu chodzi o życie Viki! Jeśli masz narzekać zrzucę cię ze szczytu albo zostawię na pastwę ludziom jeśli jakich kolwiek spotkamy! Ja też mogłabym marudzić, ale tego nie robię!-wypaliłam na jednym wdechu.
Jeśli byłaby taka potrzeba mogłabym spełnić groźby. Powiedziałabym na przykład "Potknęła się i spadła ze szczytu góry" albo "Niestety schwytali ją ludzie. Nie dałam rady nic zrobić". Hana zamilkła wyczuwając moje zdenerwowanie. I słusznie. Przeciwnie mogłoby się to dla niej źle skończyć. Na szczycie stała... ludzka chata. Dokładniej domek buddyjskich mnichów i mała świątynia. Kazałam Hanie schować się niżej, a sama skryłam się w pobliżu chatki. Klacz nie śmiała protestować. Spotkaliśmy ludzi, więc mogłabym spełnić groźbę. Będąc w moim ukryciu podsłuchałam rozmowę ludzi.
-Co się stało?-spytał jeden głos.
-Jeden z mnichów zatruł się Tojadem Mocnym-odparł zatroskany drugi głos.
-Nie martw się, w składziku na drzwiach wisi kilka bukłaków ziołowego naparu. Daj go do picia choremu, a za kilka dni wyzdrowieje.
Już nie słuchałam rozmowy, tylko obserwowałam, gdzie pójdzie mnich. Wyszedł z chaty i skierował się w stronę jakiegoś budynku. Otworzył drzwi i z środka wyjął bukłak z jakimś płynem. Nie czekając poszłam do wrót i korzystając z tego, że są uchylone zabrałam resztę. Wisiały na pentelkach, więc łatwo je złapałam. Wyszłam z butelkami na zewnątrz. Wtedy zauważyli mnie ludzie. Dobiegłam do Hany.
-Uciekajmy!-krzyknęłam.
Kalcz nie myśląc wiele zerwała się do galopu.
***
Kiedy dotarłyśmy do stada Vika nadal leżała i oddychała ciężko, nawet ciężej niż wcześniej, ale całe szczęście żyła. Shere Khan chciał ze mną porozmawiać, ale byłam zbyt zmęczona. Dałam Nadirze bukłaki, powiedziałam, że trzeba wlać to Vice do ust i zadbć, żeby przełknęła. Potem zmęczona padłam na ziemię i usnęłam
***
Po kilku dniach Vika była już zdrowa.
THE END
1017 słów; pierwszy raz w życiu przekroczyłam limit 1000 słów

22.08.2017

La Vida zachodzi w ciążę!

Szczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że La Vida zaszła w ciążę. Serdeczne gratulacje!

♠ Ojciec - Shere Khan, władca KMD Matka - La Vida, kronikarka KMD
♠ Ilość źrebiąt: 2
♠ Data zajścia w ciążę: 22.08.2017 r.
♠ Planowana data porodu: 30.08.2017 r.

22.08.2017

Od La Vidy do Shere Khana (S) -"Wiadomość"

Po skończonym, zresztą niezbyt smacznym posiłku udaliśmy się na krótki spacer. Rozmawialiśmy chwilę, a ja cieszyłam się każdą chwilą spędzoną z Shere Khanem. Wieczorne niebo przykryły chmury, nie dając słońcu przedostać się przez ich grubą, pierzastą warstwę. Mimo, że teraz na świecie zrobiło się buro, cieszyłam chwilą wytchnienia od ostrych promieni słońca, które powinny teraz sprawiać, że czuli byśmy się jak w rozgrzanym piekarniku. Zresztą jak każdego dnia. Shere Khan odpowiadał właśnie na moje pytanie, odnośnie godziny zakończenia postoju, gdy nagle źle się poczułam. Oczy zaszły mi mgłą, a nogi ugięły się pode mną. Po chwili jednak wszystko wróciło do normy. Gdy powiedziałam co się stało Shere Khanowi , ten nalegał abym od razu poszła do medyka. Ja jednak nie zgodziłam się. Przystałam jednak na zakończenie spaceru i powrót do stada. Obawiałam się trochę, że ogier będzie zły, że skróciłam przechadzkę, ale on rozwiał wszystkie moje obawy. Obiecałam mu tylko, że jeśli znowu poczuję się gorzej od razu go o tym powiadomię i natychmiastowo udam się do medyka. Byłam bardzo zmęczona, nawet nie wiem dlaczego. Nigdy zmęczenie nie doskwierało mi tak wcześnie i z taką mocą. Położyłam się niedaleko jeziorka i zamknęłam oczy. Praktycznie natychmiast usnęłam.
***
Następnego dnia obudziłam się dosyć późno. Przyczyną mojego rozbudzenia się było nie co innego jak ból brzucha. Ostrożnie podniosłam się na nogi i podeszłam do stojącego niedaleko i rozmawiającego z Bernardem, Shere Khana. 
-Znowu źle się czuję. - powiedziałam.-Ale nie martw się, już idę do medyka, ty możesz spokojnie dokończyć rozmowę-dodałam widząc, że Shere Khan, chce zakończyć rozmowę z Bernardem i iść ze mną.
Zrobiłam tak jak powiedziałam Shere Khanowi.
***
Kiedy medyk skończył badanie i powiedział mi o co chodzi nie za bardzo chciało mi się wierzyć. Mimo wszystko cieszyłam się z tej informacji. Właśnie szłam do Shere Khana, żeby przekazać mu słowa medyka. Miałam nadzieję, że mój partner również będzie się cieszył.
-Shere...-powiedziałam, gdy doszłam do ogiera pijącego właśnie wodę z jeziorka.-Jestem w ciąży-dokończyłam uśmiechając się delikatnie.
<Shere Khan?>

22.08.2017

Od Shere Khana do La Vidy (S) - "Złe samopoczucie"

Rozmawialiśmy, idąc jednocześnie na przedzie klanu. Musiałem jednak co jakiś czas sprawdzać, czy nie zbaczamy z kursu. Gdy zaczęło zmierzchać, La Vida wypatrzyła idealne miejsce na postój. Udało jej się znaleźć małe źródełko otoczone kilkoma drzewami, które mogły nas chronić przed zimnem. Oczywiście wszyscy rzucili się od razu prosto w stronę wody. Razem z moją partnerką postanowiliśmy poczekać, aż wszyscy się napiją. Dopiero potem podeszliśmy i schłodziliśmy usta przyjemnie chłodną cieczą. Potem oddaliliśmy się nieco, aby zjeść kolację składającą się z nie najlepiej smakujących, sucholubnych roślin. Następnie udaliśmy się na spacer.
- Kiedy wyruszamy znów w drogę?- zapytała La Vida.
- Jutro popołudniu- odparłem. Klacz chciała coś powiedzieć, ale nagle przystanęła. Ja także stanąłem i popatrzyłem na nią z niepokojem. Jej spojrzenie stało się na chwilę mętne, jednak po chwili znów odzyskało blask.
- Coś się stało?- zapytałem z niepokojem.
- Nie, tylko słabo się przez chwilę poczułem. Ale już mi przeszło- odpowiedziała klacz.
- Więc może już wrócimy?- zasugerowałem.
- Tak, to chyba dobry pomysł. Nie będziesz zły?
- Jak mógłbym się złościć? Za co? To nie twoja wina, że źle się poczułaś- odparłem. Zawróciliśmy w drogę powrotną do klanu.
- Mam nadzieję, że jutro poczuję się już lepiej- powiedziała La Vida.
- Może skorzystasz z pomocy medyka?- zasugerowałem.
- Daj spokój, tak źle jeszcze ze mną nie jest- roześmiała się w odpowiedzi. Uśmiechnąłem się, ale nie dałem za wygraną.
- Ale lepiej się upewnić.
- Jesteś kochany, ale trochę nadopiekuńczy. Jeśli będę źle się czuła, gwarantuję ci, że dowiesz się o tym pierwszy. A zaraz potem popędzę do medyka- odparła La Vida. Widząc, że nie jestem w stanie jej przekonać, dałem za wygraną. Wróciliśmy do klanu. Klacz stwierdziła, że jest zmęczona, więc poszła od razu spać. Ja postanowiłem przespacerować się jeszcze wśród członków, a potem także udać się na spoczynek.
<La Vida?>

21.08.2017

Powroty na stare rubieże

Witam, przywódczyni wróciła tu do was na stare rubieże! Cieszę się bardzo z tego powodu:D Mielnik opuszczałam i z żalem, i z ulgą - B(ó)ug jest niezły B):


Znowu działamy, piszemy opowiadania i grzejemy do przodu!
Dziś powinien już odezwać się też Shere, dlatego normalnie wysyłamy wszystkie formy, organizacja jest jak zwykle na wysokim poziomieXD
Ale wcale nie jest tak zwyczajnie. Coś się szykuje. Nadchodzi. Nadchodzą?
Jesienna aktualizacja! 
Będzie to pierwsza taka poważna akcja; wiele się zmieni, m.in. na pewno szablon bloga na który z niecierpliwością czekamy od Sister's of the Template, by później rozpocząć dalszą część pracy. Zmiany drobnych detali, rozważenie wcześniejszych koncepcji, kombinowanie na lewo i prawo - dobrze słyszycie. W komentarzach podajcie też swoje propozycje co chcielibyście zmienić i przeredagować na nowo, jak rozwiązać niektóre problemy.
Pierwszego września niezwykłe postarzanie. Wraz z wyrzucaniem nieaktywnych i ,,niekontaktowych" koni, do tego czasu to szansa na poprawę. Krótki post na poprawę humoru. Do zobaczenia w kolejnym!


~Przywódczyni Klanu Ognistej Grzywy Calipso

16.08.2017

Od La Vidy do Shere Khana (S) - "Rozmyślania"

Wyruszyliśmy w drogę jak było w planach, godzinę po pogrzebie. Tym razem od początku szłam na czele, obok Shere Khana. Całe stado milczało. Nie słychać było żadnych rozmów, co było dość niespotykanym zjawiskiem. Postanowiłam, tak jak reszta zająć się rozmyślaniem. Myślałam o swojej historii przed i po dołączeniu do stada.  Urodziłam się gdzieś na wschodzie. Cały czas pamiętam dotyk ciepłego języka mamy, opiekuńcze spojrzenie taty. Pamiętam też ludzi. Ludzi z dziwną machiną, która raniła mnie w nogę, mimo że stałam daleko. Pamiętam jak wbili coś we mnie i sprawili, że straciłam przytomność. Pamiętam jak obudziłam się gdzie indziej. Z mamą, ale oddzielona od taty. Pamiętam jak wszyscy próbowali uciec. Pamiętam rżenie rodziców, którzy zostali u ludzi. Pamiętam tęsknotę, tułaczkę. Wszystko pamiętam i nigdy nic z tego nie zapomnę. Później dorosła, dołączyłam do klanu. Pamiętam pierwszą rozmowę z Shere Khanem, pierwszy dzień w stadzie, Wielkanoc i wiele innych radosnych chwil. Pamiętam też te smutniejsze rzeczy : starcie z ludźmi, ucieczka przed wilkami, utknięcie VIII w bagnie. Całe szczęście przewarzały te dobre wspomnienia. Moje rozmyślania przerwał Shere Khan. Rozmawialiśmy chwilę.
- Cóż, Nicolet odszedł, stało się, nic już tego nie zmieni. Na pewno nie chciałby, żebyśmy się z tego powodu za bardzo smucili- powiedział, na co ja póki wałach głową na znak zgody.
- Gryzie mnie jeszcze jedna rzecz. W końcu on zmarł mniej więcej wtedy, kiedy my zostaliśmy parą. Czuję się z tym tak trochę... niezręcznie? Dziwnie? Sama nie wiem, co o tym myśleć- dodałam ponuro.
- Nie dręcz się tym za bardzo. Przypadek i tyle. Nie rozpamiętujmy przeszłości, tylko skupmy się na naszej wspólnej, świetlanej przyszłości- Shere Khan uśmiechnął się do mnie. Ja odpowiedziałam tym samym. Był to dużo radośniejszy uśmiech niż ten tuż po pogrzebie.
- Masz rację. Nicolet pewnie by chciał, abyśmy cieszyli się naszym szczęściem, a gdyby żył na pewno cieszył by się razem z nami - przyznałam.
<Shere Khan? Nie za bardzo potrafię pisać dialogi>

9.08.2017

Chwilowy wieszak (NIEAKTUALNE)

Hej ho, na rowery by się szło
STOP
WTF jechałoXD

  Przychodzę tu do was z pewną wiadomością wielkiej wagi. Tak to się złożyło, że dziś wróciłam z Wrocławia. Tu fotoreportaż :):
Nie, on nie jest za szybą. On wisi nad nami i czuwa:3

...a jutro znowu wyjeżdżam, podobnie jak DODA. Sytuacja wygląda tak: Shere ma laptop od kuzynki, ale raczej rzadko będzie z niego korzystała; ja mam tylko swój telefon, i, jak mama nie poskąpi, internet. Owszem, będziemy z wami w kontakcie, ale wstawianie opowiadań czy formularzy przynajmniej do 16 sierpnia będzie niemożliwe.
  Dlatego postanowiłam, niestety, że na chwilę zrobimy przerwę w działalności Eternal Freedom - od 10 sierpnia do...ZMIANA PLANÓW!...20 sierpnia, ponieważ DODA wraca później, 21 sierpnia. Do zobaczenia! Przepraszamy za utrudnienia.

~Przywódczyni Klanu Ognistej Grzywy Calipso
Edytowany 16.08.2017

9.08.2017

Od Krystal do Donatella (F) - ,,Odprowadzka i niespodziewany koniec"

Calipso odwróciła się zostawiając mnie z karym ogierem. Ruszyłam przed siebie, co zaraz również uczynił Donatello. Opuściłam łeb żeby natrętnie nie przyglądać się nowemu członkowi, jednak moja ciekawość brała górę. Starałam się z nią walczyć jednak przegrywałam. Wzrok skierowałam najpierw na miejsce, które najbardziej się wyróżniało mianowicie, kończyny. Od kopyt po nadpęcie była jedyna biel. Następnie powędrowałam ku grzbietowi, pilnie przyglądając się budowie. Potem wzrokiem przeczesałam ogon i krótko ścięta grzywę. Dopiero potem zobaczyłam, że zostałam przyłapana. Szybko odwróciłam wzrok. Wtedy cisza zaczęła mi przeszkadzać. Zaczęłam zastanawiać się jak zacząć rozmowę.
- Ile masz lat?
- Osiem.
Tyle było z naszej rozmowy. Chyba na razie nic więcej nie powie. Chodziliśmy tak długo, aż do wieczora. Donatello widział wszystkich ze stada i znał większość miejsc, głównie z moich opisów. Właśnie przechodziliśmy przez drzewa. Zatrzymałam się wystraszona. Paręnaście kopyt dalej stała czwórka ludzi. Patrzyli się na nas. Jeden nawet czymś w nas celował. Nie wiedziałam co zrobić. Odwróciłam łeb patrząc na Donatella.
<Przepraszam, że tak długo, ale wena uciekła :/>

5.08.2017

Żegnamy Michelle!

Michelle zostaje wydalona z powodu braku kontaktu z jej właścicielem. Mamy nadzieję, że kiedyś zdecyduje się wrócić w nasze progi!

Michelle|7 lat|Klacz|Nauczycielka walki i obrony|Brak|Lauren

1.08.2017

Rozstrzygnięcie miesiąca

Witam serdecznie!

  Jak zapewne wiecie, dziś 1 sierpnia, a to oznacza kolejne postarzanie z niebrzydką pogodą, a także rozstrzygnięcie dotychczasowych eventów. W lipcu nabiliśmy 34 posty, w tym 21 z opowiadaniami. Całkiem nieźle, ale może być lepiej, nie?;) Oto nadchodzi sierpień - ostatni miesiąc wakaaacji:( No cóż, wszystko co dobre szybko się kończy. W fabule mija rok 1999, ,,Rok pierwszych poważnych", a kłania nam się kolejna, iście wyjątkowa data...
2000! Dwutysięczny rok! To już cztery lata, a w praktyce całe 5 miesięcy razem. Nawet nie zauważyłam, kiedy minęły. Dziękuję wam. Za cały spędzony czas, za wszystkie odpisy. 
  Hola, hola! Zapomniałaś o najważniejszym! My tu czytamy ściany tekstu i czekamy na eventy! Jeszcze skleroza mnie chyba nie dopadła, więc powiem tak: Konkursy w sierpniu może będą, chociaż mam dużo wyjazdów (Informacyjnie uprzedzam, że najprawdopodobniej do 9 sierpnia w środku dnia będę uprawiała skoki samolocików na bandżi, jazdę w tramwaju bez trzymanki i ujarzmianie ogrodowego węża, dlatego najłatwiej będzie mnie złapać wieczorem i rano (jestem we Wrocławiu), ale nie mam stuprocentowej pewności. Co się tego tyczy, mieliśmy dwa eventy w lipcu:

  Pierwszy, z pisaniem, jakoś nie wypalił. Od nikogo nie dostałam opka, co mnie trochę smuci.

  Lecz drugi, quiz, poszedł nieźle. Otrzymałam zwrotny, uzupełniony formularz od czterech osób. Wszyscy się staraliście i nie dostrzegłam śladów ściągi ani jakiejkolwiek nieuczciwości, za co chwalę. No i, rzecz jasna, macie wyniki...

1. Najlepiej napisał Edward Malligins, czyli Wefree z Klanu Ognistej Grzywy! Podobno poczynił już przygotowania do przyjęcia nagrody *). Na 15 pytań 14 dobrych odpowiedzi; 1 błąd, a zatem 50 pszenic dla ciebie, co oznacza, że masz możliwość wybrania sobie kolejnego, droższego upominku. Serdecznie gratuluję przyszły partnerze handlowy.

2. Na to miejsce zasłużyła sobie La Vida, czyli julka20502 z Klanu Mroźnej Duszy! Nasza partnerka Shere daje czaduB) Z 15 pytań 11 z dobrymi odpowiedziami; 4 błędy, i już leci nagroda w postaci 30 pszenic. 70 pszenic, gratki:)

3. Tu sadzam Krystal, czyli 00psiara00 z Klanu Ognistej Grzywy! Ma odpowiedź na wszystkoXD Na 15 pytań 6 błędnych i jedno wypełnione w połowie; dostajesz 20 pszenic. Już mało brakuje do zniesienia ograniczeń. Tak trzymaj! Serdecznie gratuluję.

Reszta uczestników, czyli Wizja z Klanu Mroźnej Duszy otrzymuje 10 pszenic. Jeszcze raz serdecznie gratuluję wszystkim i zapraszam do aktywnego udziału w kolejnych eventach!
Dobra...Ten upał mnie dobija;_; Także idę porobić coś tam i wylać na siebie kubeł wody. Udanych wakacji...

~Przywódczyni Klanu Ognistej Grzywy Calipso
Szablon
Margaryna
-
Maślana Grafika