Polecane posty ---> Zmiany w składzie SZAPULUTU

29.10.2019

Nieobecność głównej administratorki

Moi drodzy, ze względu na rodzinny wyjazd będę nieobecna w dniach 1.11-3.11.2019 r. Moje obowiązki przejmie reszta SZAPULUTU, m. in. adminka Najmi. Życzę wszystkim udanego święta zmarłych i do zobaczenia!
Viva Dziady! *Nie, nie te Mickiewicza*

~Łowca much

26.10.2019

Jesienny event

Czy wy też mieliście ostatnio wrażenie, że na blogu zrobiło się tak jakoś...cieplej? To dość niepokojące, biorąc pod uwagę, że lato już dawno minęło, a zima nadchodzi wielkimi krokami. Czas, by ochłodzić trochę klimat nutą rywalizacji!
Jesienny Event
   Waszym zadaniem jest napisać opowiadanie z jesiennymi motywami. Po prostu. Nie ma ściśle określonego tematu; może to być opis halloweenowych igraszek z zaświatami, opowieść o trudnym etapie w relacji z przyjacielem, który zapada w sen zimowy albo zwykły, wietrzny dzień, taki, w którym jesień spotykamy na każdym kroku, a jedynym twardym wymogiem jest liczba słów powyżej 350. Opowiadanie może być podzielone na części, jednak nie może być pisane wspólnie. Event trwa od 26.10.2019 r. do 9.11.2019 r.
   Podczas oceniania przez nas - ekipę SZAPULUTU, nie będzie brany pod uwagę wybrany temat, ale jego realizacja, a więc przede wszystkim: związek z głównym motywem eventu, jesienią, interpunkcja, ortografia, składnia, styl, ogólne wrażenie. Ostatnia rzecz o jakiej musicie pamiętać, to dobra zabawa!
   Nagrody:

I Miejsce - +30 pszenic, ekskluzywny towarzysz wysokiej jakości lub ekwipunek wysokiej jakości/50 punktów sprawności
II Miejsce - +15 pszenic, 30 punktów sprawności/180 SŁ
III Miejsce - +10 pszenic, 15 punktów sprawności/100 SŁ
Udział w evencie - +5 pszenic, 10 SŁ

Powodzenia!
~Łowca much

24.10.2019

Od Moa do Shantsai ,,Nasza paczka"

— Nieee, to chyba nienajlepszy pomysł. Rodzice nie pozwalają nam się aż tak oddalać nie bez powodu, jeżeli wilk wywęszyłby któreś z nas, to po ptakach. A na otwartej przestrzeni zabawa w chowanego nie ma sensu... - mruknęła Naris, drapiąc się po łopatce. Zmarszczyłam brwi, próbując wymyślić coś lepszego, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. 
— Wcale nie musi nas znaleźć, jedynie może. Zresztą będziemy się chować tylko na obrzeżach lasu, a jeżeli już coś wyskoczy, natychmiast uciekniemy do stada. Zasady są po to, żeby je łamać, czyż nie? - nie mogłam się powstrzymać przed wtrąceniem mojego ulubionego motta.
— I ściągniemy klanowi na kark drapieżniki. - odparowała tamta, grzebiąc kopytem w ziemi.
— Pewnie tak, ale do takiego dużego zgromadzenia nie odważą się nawet podejść na odległość, z której mogłyby zaatakować. - uśmiechnęłam się nieznacznie, spoglądając po reszcie.
— No cóż, nie ukrywam, że zabawa w ganianego i "zgadnij co to" już mi się trochę znudziły... - rzekł cicho Skires, przenosząc spojrzenie na moją osobę. Przytaknęłam ogierkowi. Zamierzałam już coś powiedzieć, jednak dostrzegłam ruch nieopodal. Wszyscy odwróciliśmy głowy niemal w tym samym momencie ku podążającemu w naszą stronę źrebięciu, jeszcze dosyć niezdarnie stawiającemu kroki. Była to klaczka o ciekawym, brązowo-białym wzorze sierści, z gwiazdką na czole. Nowa towarzyszka do naszego grona. Wspaniale! Poczekałam, aż podejdzie wystarczająco blisko, i jako pierwsza wyszłam z inicjatywą:
— Hej! Jak się nazywasz? - spytałam głośno, całą swoją postawą wyrażając przychylność i sympatię. Nowa nie wyglądała na śmiałą osobowość.
— Sh-Shantsai. - uśmiechnęła się lekko, ponownie ruszając w naszą stronę.
— Ja jestem Moa, to Nivero, Naris i Skires. - wskazałam po kolei wymienione źrebaki. - Chcesz może do nas dołączyć? - klaczka przytaknęła energicznie. - Zastanawiamy się właśnie, w co się pobawić, ale nie możemy dojść do porozumienia. Może ty pomożesz nam to rozstrzygnąć?
<Shantsai?>

23.10.2019

Od Miriady do Etsiina ,,Narzeczony"

Leżałam obok Etsiina na brzuchu w którym wciąż fruwały motyle, obserwując wirujące w powietrzu płatki śniegu. Niemożliwe stało się możliwe. Wszelkie zło i troski odeszły w niepamięć, dreszcze ze szczęścia rozlewały się po całym moim ciele. Nic już nie stało między nami, co nie pozwalało mi spać spokojnie. Na wargach czułam wciąż smak naszego pierwszego pocałunku. Razem jesteśmy w stanie stawić czoła całemu światu, tego byłam pewna.
— Wyglądam cudownie, prawda? - parsknął ogier z uśmiechem. Zastrzygłam uchem, po czym szybko podniosłam się i energicznie otrzepałam wprost na ukochanego.
— Bałwan jak żywy. - odparłam ze śmiechem i na wszelki wypadek cofnęłam się kilka kroków. Nakrapiany koń również wstał z zaciętą miną. Już po chwili obrzucaliśmy się śniegiem w najlepsze. Przerwaliśmy dopiero w momencie, gdy przypadkiem zderzyliśmy się przednimi kończynami.
— Przepraszam...nic ci się nie stało? - spytał od razu zatroskanym głosem mój towarzysz.
— Nie, skąd. Nie przepraszaj. - oznajmiłam łagodnym tonem, by jak najszybciej go uspokoić. - Wolę cię uśmiechniętego. - dodałam.
— Skoro tak mówisz...
Uspokoiliśmy się i nieco wyczyściliśmy. Zatrzymaliśmy się na środku polany, wpatrując się we fragment nieba nad nami.
— Czy mi się zdaje, czy nasze gwiazdy się do siebie zbliżyły? - zagaił Etsiin, machając lekko ogonem.
— Może... - mruknęłam, przybliżając się nieśmiało do jego pyska z rumieńcami na ganaszach. Chciałam poczuć jeszcze raz tę rozkosz, pieczętującą naszą miłość. Na szczęście ogier dobrze odczytał moje zamiary i nie miał absolutnie nic przeciwko. Po długim pocałunku oparliśmy się na sobie, chłonąc po prostu bliskość drugiego. W końcu postanowiliśmy wrócić do reszty - mogli się już zaniepokoić. Na horyzoncie zauważalny był już cienki, jaśniejszy pasek. Fartem wszyscy smacznie spali, a strażnika nigdzie nie było. Stanęliśmy na swoim miejscu jakby nigdy nic i zasnęliśmy.
~Na wiosnę, czyli nazajutrz~
Obudziłam się. Czułam na skórze chłodne powiewy wiatru z północy, a w nozdrzach niesiony wraz z nimi zapach mokrej ziemi i zielonej roślinności, woń wiosny. Wraz z nią obudziła się we mnie iskra tęsknoty za rodzinnym stadem, szybko jednak zagłuszona przez miękki dotyk chrap na mojej szyi. Wspomnienia wróciły momentalnie. Otworzyłam szeroko oczy i odskoczyłam w bok. Ogier Appaloosa spojrzał na mnie trochę zdezorientowany i zmartwiony.
— Przepraszam... - wydusiłam, czując wykwitające rumieńce. - Chyba jeszcze nie do końca wróciłam. - uśmiechnęłam się lekko, ustawiając się znów obok towarzysza, który parsknął cicho śmiechem.
Etsiin. Przed oczami po kolei zaczęły mi się przesuwać obrazy wczorajszej upojnej nocy. Przeżywałam ją na nowo, równocześnie z tyłu głowy mając nieprzyjemne przeczucie, że mógł to być tylko wytwór mojej wyobraźni. Może bardzo realistyczny, ale tylko sen. Przecież go nie zapytam. Wtedy przypomniał mi się jeden drobny szczegół. Spojrzałam na prawą przednią nogę. Zdobił ją piękny, spuchnięty siniak. Westchnęłam z radością, przenosząc wzrok na bezchmurne, błękitne niebo w kształcie kopuły nad otwartą przestrzenią. Wkrótce wszyscy pochłanialiśmy śniadanie. Śnieg nadal zalegał na ziemi niecienką warstwą, ale również niezbyt grubą. Przy okazji wcierałam sobie trochę białego puchu w nogę, w czym pomagał mi...ukochany? To wciąż brzmi tak nierealistycznie. Po zabiciu porannego głodu zostałam otoczona przez wianuszek ciekawskich ośląt, domagających się mojej uwagi. Biało-brązowy ogier już był gotów rozgonić towarzystwo, jednak posłałam mu uspokajający uśmiech.
— Idź już, poradzę sobie. - rzekłam z jak największą dawką pewności siebie, przekrzykując młodzież. Ten westchnął cicho, by po chwili oddalić się ku gromadzie kułanów dyskutujących z Cardinanem.
— No dobrze, to co chcecie robić, dzieci? - odpowiedział mi bezładny chór, przypominający bardziej szum wiatru niż poszczególne głosy. Wskazałam zatem na jednego z ogierków, jednak pierwszy odezwał się jego towarzysz:
— Opowiedz nam jakąś historię ze swojego stada! - kilka osobników przytaknęło, jednak czułam, że nie mogę tak tego zostawić.
— Dobrze, ale dajmy się wypowiedzieć koledze. - brązowawe młode milczało przez chwilę.
— Ja popieram księcia... - rzekło cicho. To zmienia postać rzeczy.
Czas mijał, a mnie całkowicie pochłonęło opowiadanie. Może powinnam zrobić karierę nauczycielską...? W sumie im dłużej zastanawiałam się nad tym pomysłem, tym bardziej wydawał mi się słuszny. Ale wróćmy do tu i teraz.
— ...Zatem jak widać, nie ma lekko na naszej ziemi, lecz razem zdołamy przetrwać wszystko. Cieszę się, że dane mi było urodzić się w Klanie Mroźnej Duszy. - uśmiechnęłam się, kończąc kolejną historię, tym razem znaną mi jedynie z przekazów ustnych starszych koni. Wtedy to doszło mnie wołanie matki od południa; stali tam całą grupą, nasza ekipa i sporo kułanów. Pożegnałam się z dzieciakami i pogalopowałam radośnie w stronę towarzyszy.
~~~
— A zatem, czy dobrze zrozumiałam, że oddanie naszych terenów ma być rekompensatą za niedogodności spowodowane naszymi działaniami? - spytała pewnym, acz uprzejmym tonem jabłkowita klacz. Mimo wieku z jej sylwetki bił ten majestat i siła przekonywania, głęboko zakorzenione w jej psychice. Zawsze to podziwiałam. Odpowiedziało jej milczące potakiwanie kilku starszych.
— Czy mogę wiedzieć, czym naraziliśmy się waszej wysokości? - znów chwila ciszy; na szczęście po niej nastąpiła szczegółowa odpowiedź Khuvi Zayego.
— Dokładniej, pogwałciliście nasze odwieczne prawa do użytkowania tych ziem. Od zarania dziejów nasze stado wędruje szlakiem między innymi przez zachodni Ałtaj na zielone pastwiska, by uniknąć niedogodności surowego mongolskiego klimatu. Wasz klan przejął te tereny w wyniku wojny, w której szczegóły nie będę się zagłębiał, kilka lat temu. W tym czasie niemal tuż po zakończeniu konfliktu wysłaliśmy delegację, aby ustalić zasady migracji, jednak spotkaliśmy się z bardzo niemiłym przyjęciem, niegodnym takiego stada, jak Klan Mroźnej Duszy. Wręcz nas wykpiono.* Musimy więc pozostawać przez cały rok w tym samym miejscu, cierpiąc głód, chłód i nędzę. Młode umierają na oczach matek, dorosłe, silne ogiery zamieniają się w szkielety, niewielu dożywa szczęśliwszej pory, a wszystko to z tego prostego powodu. - podczas tej wypowiedzi narastało we mnie dokumentne zdziwienie, podszyte nutą strachu. Nigdy nie słyszałam o czymś takim, mimo że dokładnie znałam przebieg walk, a sytuacja wyglądała na poważną. Jak to się mogło stać? W każdym razie, trzeba to będzie dobrze rozegrać, abyśmy nie ponieśli konsekwencji w postaci kolejnej wojny...
— To doprawdy okropne. - odparłam ze szczerym współczuciem. Mama już była gotowa.
— Nie potrafię wyrazić słowami, jak bardzo nam z tejże przyczyny przykro. Wasza mość musi jednak wiedzieć, że z delegacją jakiejkolwiek grupy kułanów nie mieliśmy do czynienia od dawien dawna. Być może trafiliście na złą osobę i stąd wynikło nieporozumienie. Proponuję jednak zastanowić się teraz nad rozwiązaniem całego embarasu, bo to w obliczu nadchodzącej zimy jest kluczowe.
No i zaczęły się pertraktacje, negocjacje, nazwijcie to jak tam chcecie. Szło nam dosyć opornie, bowiem kułany były nieugięte i nie zamierzały zmniejszać swoich żądań do akceptowalnych rozmiarów, czemu w zasadzie nie można się było dziwić. Dyskusja ciągnęła się jak mucha w żywicy. Ostatecznie ostudziliśmy trochę wrogie nastroje, lecz praktycznie nic nie ustaliliśmy. Gdy już rozeszliśmy się, by kontynuować napełnianie żołądków, zagadnęłam o tę sprawę matkę.
— A daj spokój, Miriado. Albo to ja o czymś nie wiem, albo ten Khuvi robi nas w balona. W czasie mojego panowania żaden kułan nie pojawił się w zasięgu wzroku. Naprawdę dziwna sprawa. - klacz zmarszczyła brwi, biorąc kolejny kęs trawy. Wtedy obok mnie pojawił się Etsiin i trącił mnie czule pyskiem. Uśmiechnęłam się lekko. Podniosłam głowę, spoglądając prosto w te głębokie, brązowe oczy, które kocham.
— O, Etsiin. - mruknęła krótko Yatgaar. - A ty, co sądzisz o bezdusznie zagarniętych przez nas terenach? - ogier milczał dobrą chwilę, patrząc gdzieś na lewo. W duchu parsknęłam śmiechem.
— Z pewnością mamy tu jakieś nieporozumienie... - postanowiłam odpuścić mu te polityczne "tortury" i odeszliśmy na bok, gdzie mogliśmy porozmawiać sam na sam o przyjemniejszych rzeczach.
~~~
— Niech żyje! - wykrzyknął wysoko postawiony samiec, odziany w bordową szatę, wskazując na stojącego przed tłumem władcę w otoczeniu rodziny i służby.
— Niech żyje!!! - poparł go chórem tłum, stając dęba, a my poszliśmy w jego ślady. Rozległ się ogłuszający dźwięk uderzania o ziemię setek kopyt i nieliczne rżenia, w powietrze wzbiły się tumany pyłu. Zaraz potem rozległy się śmiech i na nowo rozgorzał szum rozmów, wszyscy znów rozeszli się po stepie, czy to w celu degustacji kolejnych przysmaków i napoi, tańca czy kolejnych dyskusji. Lawirowałam między różnymi grupkami, starając się zaszczycić każdego swoją obecnością, ale te nachalne spojrzenia nieco mnie irytowały. Na szczęście zawsze gdzieś w pobliżu kręcił się Etsiin, dodając mi otuchy. Zabawa trwała w najlepsze.
Nieoczekiwanie Khuvi Zayaa znów zwołał członków stada i ogłosił...rytualny taniec. Wszystkie kułany ustawiły się w trzech zawierających się okręgach, jeden za drugim. My również wcisnęliśmy się gdzieś pomiędzy poddanych. Nie byłam najgorsza w przebieraniu kończynami, ale mimo wszystko dopadł mnie lekki stres. Na zewnątrz pozostała tylko jedna, szara klacz i ogier, być może jej partner. Kiedy zaczął wybijać rytm, wraz z nim popłynęła piosenka, i korowody ruszyły...
Podczas tańca zostałam zepchnięta do samego środka razem z Dain'em, synem Khuvi'ego, przyszłym władcą tej społeczności. Starałam się unikać jego świdrującego spojrzenia i po prostu dobrze się bawić, ale to młodemu księciu nie wystarczało. Nie powiem, żeby jego pewność siebie mi nie imponowała, ale była to dosyć niezręczna sytuacja i westchnęłam z ulgą, kiedy melodia ostatniego refrenu, zaśpiewanego już tylko przez tłum, ucichła. Sam książę jak do tej pory rzadko się odzywał podczas negocjacji, zawsze kulturalnie, aczkolwiek z pewną nutą...drapieżności? Nie wiem, jak to nazwać. Już podążałam ku swojej ekipie, kiedy jeden z kułanów mnie zatrzymał.
— Nasz władca ma coś do przekazania... - mruknął. Odwróciłam się, a moim oczom ukazała się monarchia w komplecie, z szeroko uśmiechniętym Dain'em, owiniętym niebieskim płaszczem z włócznią przy boku, na czele. Ostatnie promienie zachodzącego słońca tworzyły wokół niego świetlistą poświatę, podkreślającą dumną sylwetkę. Poczułam ukłucie niepokoju, spodziewając się raczej złych wieści.
— Droga Miriado, najmądrzejsza i najpiękniejsza z dam, uosobienie wszystkiego co dobre i szlachetne, czy zechcesz uczynić mi ten zaszczyt i zostaniesz moją królową? - wyrecytował ogier, posuwając w moją stronę podarunek w postaci drogocennego naszyjnika z czerwonego kamienia.
O mały włos nie zapytałam, czy może powtórzyć, chociaż pewnie i tak nie byłabym w stanie wydusić z siebie więcej niż ciche jęknięcie. Zatkało mnie. Nogi zrobiły mi się jak z waty. Dlaczego to robi, dlaczego teraz? Nie mogę się zgodzić, nie mogę odrzucić zaręczyn... Co mam robić? Co robić?!
Nie wiem, co by się stało, gdyby nie pojawiła się przy mnie matka, która powstrzymała mnie przed upadkiem.
— Co się dzieje? - to pytanie wbrew pozorom zadał Etsiin.
— Przyjmujemy waszą propozycję dotyczącą zwrócenia nam trzech czwartych ziem Hovd i niewielkiego odszkodowania, jedynie wraz z kopytem księżniczki, by wiodła tu szczęśliwy żywot i panowała nad naszym narodem wraz z mym synem po kres swych dni. - oznajmił radośnie starszy władca, a parę osób przytaknęło. Wciąż nie mogłam z siebie wydusić ani słowa.
— Och, zapewniam cię Khuvi Zayo, nikt nie byłby w stanie oprzeć się tak silnemu i dostojnemu młodzieńcowi, jakim jest Dain. Jednak Miriada jest już zaręczona. - przez grupę przebiegło ciche westchnienie żalu. Odrobinę oprzytomniałam i wyciągnęłam do przodu nogę, na której miałam założoną bransoletę. Od Etsiina. 
— Kimże jest narzeczony? - padło kluczowe pytanie. Przełknęłam ślinę, modląc się o to, by mama nie improwizowała, mimo że nie wyglądała na kogoś, kto ma jakikolwiek plan. Raczej plan na ucieczkę.
<Etsiin? 1770 słów JEST NARESZCIE JEST nawet nie wiesz jak się cieszę, zaraz dostanę głupawki, jeb XD>

*Aby wyjaśnić, co mogło się wtedy wydarzyć, należy wrócić pamięcią hen, aż do czasów Frakcji Kruczych Cieni. Pamięta ktoś może takie niepozorne NPC, jakim był Fenrir i jaką karę otrzymał? Aczkolwiek, to tylko jedna ze spekulacji naszego tajnego agenta. Ciekawskich odsyłam do lektury: https://freedometernal-s.blogspot.com/2018/04/od-yatgaar-do-khonkha-szalenstwa-do.html

20.10.2019

Od Shiregt'a do Mint ,,Smutny żart"

Zebrałem kilka garści odwagi, by spojrzeć Mint w oczy, i...uśmiechnąłem się. Moja manipulacja przyniosła oczekiwany efekt, nadszedł moment oczyszczenia poprzez ten gniew i nienawiść, jaka się w tym momencie pojawiła. Trzeba będzie tylko kontrolować wulkan emocji, aby nie nastąpiła zbyt gwałtowna erupcja, dopóki z czasem nie przyjdzie zrozumienie i równowaga. Jak to mówią, chcesz pokoju, szykuj się na wojnę. Miałem szczerą nadzieję, że teraz już wszystko będzie iść ku polepszeniu sytuacji. Nie zwracałem raczej uwagi na poszczególne słowa, jednak ostatnie zdanie utkwiło mi wyraźnie w głowie. Czego ty ode mnie oczekujesz? Czego ja chcę od klaczy, którą tak naprawdę wolałbym widzieć jako jedną z tłumu poddanych mi koni, część historii, o której mnie tyle uczono? Nie polubiłem jej nowej wersji, ale wciąż pamiętałem to zauroczenie. Chciałem po prostu pomóc.
— Tego, że dostrzeżesz swoje szczęście. Oczekuję, że będziesz szczęśliwa. - odparłem cicho, odwracając się i zakłusowując w stronę stada, tym samym kończąc dyskusję i pozostawiając Mint z jej przemyśleniami sam na sam.
~Trochę czasu później~
Obudziłem się dziś wczesnym rankiem, właściwie przed wszystkimi, a jednak wszystkie obowiązki wykonałem z opóźnieniem. Spytacie, dlaczego? Kilka godzin stałem na uboczu, zmuszając się do przeżucia choć kilku kęsów trawy i znosząc ból głowy. Potem objawy ustąpiły jak kopytem odjął, a ja mogłem wrócić do życia.
~Wehikuł czasu start~
Zrobiłem kilka ostatnich kroków kłusa i zatrzymałem się, dysząc ciężko. Dopiero po pół minut zdołałem uspokoić oddech. To była zaledwie rozgrzewka. Co się ze mną dzisiaj dzieje?
— Witam szanownego pana. - usłyszałem za sobą znajomy głos. Odwróciłem się z uśmiechem ku partnerce i sprzedałem jej delikatnego całusa.
— A gdzie Moa?
— Bawi się z resztą źrebaków. Potrafi o siebie zadbać. - odparła z dumą w głosie. - Wyglądasz jak zmokły bażant. - dodała, lustrując mnie od kopyt do czubka głowy.
— Dbam o formę. - oznajmiłem z lekką pretensją.
— W takim razie ci pomogę. - tuż po tej wypowiedzi w moją stronę poleciał cios. Zablokowałem go, aczkolwiek z pewnym trudem. Zaśmialiśmy się krótko, po czym Mivana nieoczekiwanie wtrąciła z zaniepokojeniem:
— Schudłeś. - nie mogłem temu zaprzeczyć.
~~~
Pomimo brania przeróżnych leków i ziół objawy nie dawały za wygraną. Najgorsza była jednak dziwna słabość, niemoc, sprawiająca, że każdy krok wydawał się wyzwaniem. Wewnętrzny przerażający głos z każdym dniem stawała się coraz bardziej wyraźny. Podczas jedzenia trawy ni stąd, ni zowąd kaszlnąłem gwałtownie. Otworzyłem szeroko oczy, wpatrując się w czerwone plamki które pojawiły się na ziemi. Prędko przetarłem miejsce kończyną, po czym zacisnąłem zęby i ruszyłem szybkim marszem na poszukiwania.
~Wehikuł czasu stop~
Mint zastałem przechadzającą się po lesie i nucącą coś pod nosem. Na mój widok natychmiast zamilkła.
— Hej. - mruknąłem na przywitanie.
— Witaj. Co się stało, że spodobało ci się moje towarzystwo? - jej wyraz pyska nie wyrażał żadnych emocji.
— Nie przyszedłem do Mint, tylko do głównego medyka. - wysyczałem niemalże przez zaciśnięte zęby. Do klaczy chyba dotarła powaga sytuacji. Opisałem dokładnie swoje objawy, pomijając jedynie kaszel z krwią. Nie chciałem martwić Miv, gdyby jakimś "cudem" dotarły do niej te informacje. Siwo-jabłkowita w milczeniu przebadała mnie, od czasu do czasu kiwając tylko głową i mrucząc niezrozumiale do siebie. Czułem narastające we mnie napięcie i zniecierpliwienie. To nie może być nic poważnego; po prostu do tej pory używałem złych remediów. Moja towarzyszka zmarszczyła brwi, przyglądając mi się uważnie.
— Kaszlałeś może...krwią? - spytała z wahaniem. Zaległa cisza była dostatecznie jasną odpowiedzią. Dostrzegłem na pysku Mint szok i strach. Coś było bardzo nie tak.
— Jestem tylko koniem...nigdy nie mam stuprocentowej pewności, tak naprawdę wszystkie diagnozy są jedynie spekulacjami. Twoje objawy są dość nietypowe...
— Mint, proszę cię. Zrób mi tę jedną przysługę i przestań owijać w bawełnę. - westchnęła cicho.
— To może być rak. - poczułem się tak, jakby cały mój świat obrócił się o trzysta sześćdziesiąt stopni.
— To nie był śmieszny żart. - prychnąłem ze złością, kładąc po sobie uszy.
— Nie, Shi. To był smutny żart. To nie był żart...
<Mint? Hello darkness my old friend>

18.10.2019

Od Mint do Shiregta "Facet to świnia"

Poczułam jak moje części ciała posklejane na szybko, rozlatują się ponownie, roznosząc po całym organizmie nieprzyjemny dreszcz myśli o agonii. Ścięgna zaczęły się kruszyć, tym samym sprawiając, iż ledwo uniknęłam spotkania z matką ziemią troskliwą, bo jako jedyna chce mnie złapać i przywrócić stan mojego ducha do przynajmniej dobrego.  Przeszył mnie prąd, który nie oszczędzał żadnego z moich organów, wprowadzając ich resztki w taniec trupów niespokojne drganie. Niczym setki igieł dotknęła mnie myśl, iż brzydzę się jego osobą  w obecnym stanie. Z mojej skóry parowała nienawiść do połączenia arystokrackiej laleczki z żołnierzem, któremu zakręciło się w głowie od wirowania z nią w pozytywce.  Zdałam sobie sprawę, że moja wypowiedź została zinterpretowana zupełnie inaczej niż brzmiał jej przekaz w tym jednym prostym słowie. Tak dawno nie słyszał żadnego słowa z moich zbolałych warg, że teraz jego umysł ma trud w ich rozszyfrowaniu.
-Wiesz...- słysząc, iż dalej mogę mówić, dostałam czegoś w rodzaju nadzwyczajnej ulgi zmieszanej z resztkami pewności siebie. On nie przebierał w słowach, więc nie mam obowiązku tego czynić. Nie zauważył nawet zapowiedzi cierni, które mógł roztoczyć między nami- - Nie jestem twoim źrebięciem. Nie jestem dzieckiem, nie mam tylu promyków nadziei do liczenia.  Jeśli uciekam to nie, żeby ocalić bańkę  utkaną z mylącej słodyczy, którą mogłoby naruszyć brutalne ostrze życia. Uciekam, ponieważ emocje zaczynają we mnie wrzeć, sprawiając, iż płonę i jedynie muskające mnie powietrze, może go przytłumić jako równie silny żywioł.  Stwierdzasz, że chcesz mi pomóc, sam starając się mnie zranić  i zrazić do siebie. Stwierdzasz, że chcesz mi pomóc omijając mnie. Sugerujesz, że jestem naznaczona. Sugerujesz, że jestem chora psychicznie. A wzmiankę o odpadaniu z gry mogłeś sobie naprawdę darować. Zwłaszcza jeśli masz jakiekolwiek myśli o tym, iż mogę być zraniona.  A to "Jeżeli masz ochotę porozmawiać, możesz na mnie liczyć" jest wyjątkowo naiwne z twojej strony. Kiedy ostatnio chciało Ci się otworzyć do mnie pysk? Otwórz oczy, skoro miałeś być dobrym władcą.  A to, że nie pamiętasz tego, iż w ogóle możesz lubić taką dziwną istotę to już twoja sprawa. Może powinnam ci to wybaczyć, skoro dawno nie miałeś okazji usłyszeć mojego głosu. Co właściwie było jedynie twoją stratą i zaniedbaniem. Niczego od ciebie nie chcę, ale zauważyłam, iż  ty  tu podszedłeś. Może zmieńmy pytanie. Czego ty ode mnie oczekujesz?-zakończyłam, urywając z nim wszelki kontakt wzrokowy. Wszystkie litery jakie znałam, zaczęły mieszać się  w mojej głowie tworząc bezsensowne toki słów, które pierwszy raz przebiegły przez moją  świadomość. Skończyłam się wysławiać. Sądziłam, że to przynosi więcej satysfakcji. Więcej niż żadną.  I nagle grube liany mojego umysłu przywiązały moje kończyny do podłoża. Byłam uwięziona w pułapce, którą sama sobie stworzyłam. Może jednak jestem chora psychicznie.
<Owco? Mówiłaś, że masz jakiś plan, więc oddaję tę oto reakcję w twoje łapki
Wszelkie prawa autorskie zastrzeżone
Skreślenia też
Eksperymentowanie zawsze na propsie >
 Tak Lisku, daj etykietę "Shiregt". Mhm

15.10.2019

Od Mivany do Shiregt'a ,,Rodzicielstwo"

Zmierzyłam swojego partnera od kopyt po czubki uszu. Wydawał się być szczęśliwy z powodu narodzin swojej córki. Chyba nie mam powodów do zmartwień, prawda? 
- Nie jesteś rozczarowany? Ona nie jest następcą tronu - spojrzałam głęboko w jego oczy, czując, że zaraz może wydarzyć się coś strasznego.
- To nasze dziecko, Mivana - usłyszałam w odpowiedzi.
W końcu kiwnęłam głową i odsłoniłam źrebię, aby jego ojciec mógł dokładniej przyjrzeć się nowej członkini monarchii. Podszedł do niej spokojnie, widocznie ostudzony przez moją wcześniejszą reakcję.
- To twój tata - powiedziałam za niego. Nie byłam pewna, czy Moa zrozumiała cokolwiek z wypowiedzianych przeze mnie tego dnia słów, jednak czułam się w obowiązku powoli przyzwyczajać ją do komunikacji.
Patrzyłam, jak szczerze wzruszony władca delikatnie przytula się do kruchego ciałka. To twoja rodzina, Miv. Jak mogłaś zakładać, że coś pójdzie nie tak?

~*~

Przez następne księżyce coraz bardziej przywiązywałam się do tej kulki kręcącej się przy mnie i zasypującej różnymi, często nielogicznymi i dziwacznymi pytaniami. Gdyby ktoś ją po prostu usunął z mojego życia, czułabym dziwną pustkę, mimo, iż czasami wolałabym choć na chwilę zostać sama ze sobą, niekoniecznie zostawiając młodą z którymś z jej wujków, którym tak bardzo ufałam pod względem wychowywania dzieci. Księżniczka rosła niczym bambusy, nie wiadomo kiedy i nie wiadomo jak. Wszelkie próby usposobienia jej do poważnego żywota spełzły na niczym (chociaż czego mogłam się spodziewać po miesięcznym źrebięciu?), poszłam więc po rozum do głowy i dałam jej jak najwięcej wolności, by mogła się nauczyć na błędach, jednocześnie nadzorując, by nie robiła takich, które można popełnić tylko raz. Rodzicielstwo może nie wyglądało tak, jak sobie to zaplanowałam, jednak czy można narzekać, mając przy swoim boku kochającego małżonka i potomkinię tak słodką, że nie można się na nią gniewać?

<Shi? Chciałam coś dopisać, ale szkoła skutecznie zabija wenę :) Mogłabyś pociągnąć to jakoś, mało ciekawych rzeczy się dzieje ostatnio>

11.10.2019

Przemiana Naero i Arrow'a

Postacie te decyzją ich właścicieli zostają zamienione w NPC, dzięki czemu nadal będą mogły uczestniczyć w tworzeniu naszej historii. Majątek Naero zostaje rozdzielony pomiędzy rodzeństwo, zaś Arrow'a przekazany Nivero i Naris.

Arrow|7 lat|Ogier|Medyk II stopnia|142p.|Erina

 Naero z dynastii Altbachów|4 lata|Klacz|30 p.|wolfik

11.10.2019

Żegnamy Specter, Virginię, Risę, Vayolę i Dantego!

  W dzisiejszym dniu żegnamy z żalem powyższe postacie. Nasz książę Dante odchodzi, by szukać miłosnych przygód w innych stadach. Virginia, Risa i Vayola postanowiły zacząć nowe życie z dala od dawnych intryg, podobnie Specter (choć istnieją spekulacje, że ruszyła za Dante'ym). Powodem jest taka decyzja ich właścicieli. Majątek Specter zostaje rozdzielony pomiędzy jej potomstwo, Siraane i Leandera. U reszty postaci zostaje rozdzielony pomiędzy najbliższą rodzinę, czyli matkę i rodzeństwo.
  Ale to nie wszystko. Z dniem dzisiejszym żegnamy jednego z naszych najwierniejszych, najzdolniejszych i najukochańszych autorów, kogoś, kto był tu z nami od samiutkiego początku. Tak, mam na myśli adminkę DODĘ, znaną bardziej jako Kromek. Większość tego, co chciałam powiedzieć, wylałam już na Discordzie, ale powtórzę to jeszcze raz: nikt nie ma do ciebie żalu. Stworzyliśmy wiele super wątków. W życiu trzeba patrzeć w przyszłość, a niewykluczone, że ta wspaniała osoba kiedyś do nas powróci. Zatem życzymy ci wszystkiego dobrego, i oby nasze drogi kiedyś się jeszcze skrzyżowały! 

Dante z dynastii Altbachów|15 lat|Ogier|Książę, Szeregowiec|26 p.|Brak|DODA

Specter|13 lat|Klacz|Szeregowiec|80 p.|Brak|wolfik 


Virginia|7 lat|Klacz|Starszy Szeregowy|96 p.|Brak|DODA

Risa|7 lat|Klacz|Stróż|16 p.|Brak|DODA

Vayola|17 lat|Klacz|Emerytka|145 p.|Brak|DODA

9.10.2019

Od Shiregt'a do Mint ,,Jaką ja tu gram rolę?"

Rzuciłem klaczy oburzone spojrzenie, jednak nie dała mi dojść do głosu.
— To jak? - uśmiechnęła się lekko, wręcz zwycięsko. Tym bardziej gorzki będzie smak porażki...zaraz, przecież nie zamierzam się odgrywać; nie będę zniżać się do tego poziomu. No, może trochę. Zaczyna sobie za dużo pozwalać.
— Podobnie jak ty. - odparowałem, dostrzegając z radością zaskoczenie rozmówczyni. - Nie uważasz chyba, że twoje wczorajsze zachowanie było przejawem jakiejkolwiek mądrości. - postanowiłem wylać z siebie wszystko za jednym zamachem i doprowadzić sprawę do końca, by nikt mi nie przerywał w połowie zdania, odwodząc od głównego wątku. - Możesz złorzeczyć i wyrzucać światu wszystkie jego wady, pamiętaj tylko, że ogranicza cię prawo. Nigdy nie stwierdziłem, że jesteśmy przyjaciółmi, bo taka relacja jest w tej sytuacji zwyczajnie niemożliwa. Chciałbym ci pomóc, ale nie dajesz mi takiej możliwości - może po prostu nie chcesz. Na to akurat nie mam wpływu. Jeżeli masz ochotę porozmawiać, możesz na mnie liczyć, ale wysłuchiwanie w kółko tego samego jest wyjątkowo nudzące. Świat nieubłaganie pędzi do przodu, a ci, którzy nie nadążają, odpadają z gry. Przeszłość minęła i nie wróci, nasze drogi się rozeszły, tworzymy dwie osobne historie, a próba ich ponownego zlepienia jest jak przekopywanie kanału z jeziora Chirgis do Uws. Serce nie sługa, zresztą myślę, że sama o tym najlepiej wiesz.
Czego ty ode mnie chcesz, Mint? Jaką ja tu mam grać rolę?
<Mint?>

5.10.2019

Od Shiregt'a do Mivany ,,Różowe rozczarowanie"

Od rana czuć było napięcie, narastające z każdą chwilą. Do Mivany bez kija lepiej było nie podchodzić. Mimo że instynkt stanowczo nakazywał mi uspokoić się i zaufać matce naturze która obdarzyła wszystkie klacze macierzyńskim zmysłem, w chwili kiedy partnerka zniknęła z zasięgu mojego wzroku, wątpliwości osiągnęły punkt kulminacyjny. Za wszelką cenę powstrzymywałem się od głupiego ruchu jakim było jej odszukanie. Prawdopodobnie nie uwolniłoby mnie to od nieprzyjemnych emocji, a jedynie je nasiliło. Przed oczami przelatywały mi setki katastrofalnych wizji. Mogą ją nagle opuścić siły i nie poradzi sobie z parciem. Źrebię może być nieprawidłowo ustawione. Albo zaplącze się w pępowinę i się udusi. Mogą się też pojawić drapieżniki, matka i młode to łatwy kąsek. Bardzo łatwy. Paradoksalnie z każdą sceną moje obawy i stres coraz bardziej ustępowały miejsca zobojętnieniu i cierpliwemu oczekiwaniu, a nawet wyobrażeniom dotyczącym samego źrebięcia. Powtarzałem jedynie w myślach: Dasz radę. Dasz radę. Dasz radę.
Przeżuwałem roślinność, rozglądając się jednak uważnie. Wtedy zauważyłem dwie sylwetki wyłaniające się z lasu. Bez wahania ruszyłem w ich stronę, nie mogąc się doczekać spotkania. Serce biło mi jak oszalałe. U boku szczęśliwej matki stąpał pokracznie, ale pewnie, piękny, rosły, myszaty...klaczka. Ona. Przez moment miałem wrażenie, jakbym dostał z liścia. Zwolniłem nieco kroku, przyjrzałem się jeszcze raz. Tak, to była przewspaniała klaczka, jak na córkę pary królewskiej przystało.
Wbrew woli poczułem na dnie duszy ziarnko rozczarowania. Gdzie podział się mój syn? Gdzie dziedzic majestatu Klanu Mroźnej Duszy? Szczerze mówiąc, nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogłoby być inaczej. A jednak nie chował się za drzewami, by wyskoczyć z bojowym okrzykiem, szedł właśnie ku mnie, śmiejąc się radośnie i plącząc nogi. To przecież takie proste: dobry władca, jego kochana małżonka i zdolny syn. Dlaczego życie musi wszystko komplikować? 
Ten smutek został szybko zagłuszony przez falę szczęścia. W końcu to było moje dziecko, nasza latorośl, światło życia. Po chwili szoku na moim pysku pojawił się szeroki uśmiech. Spojrzałem prosto w zmęczone, ale pełne radości i miłości oczy Mivany. Zetknąłem jej wargi z moimi, pragnąc wyrazić w ten sposób gorące uczucie. Pozwoliła mi na to, ale kiedy postanowiłem podejść do córki, spotkałem się z ostrzegawczym kwiknięciem. Cofnąłem się gwałtownie kilka kroków, unikając zębów partnerki. Ochłonąłem nieco, po czym zapytałem pokornie, jakbyśmy widzieli się pierwszy raz:
— Czy mógłbym...się przywitać?
<Mivana? Nie do końca mi się podoba, ale norma chyba wyrobiona xD>

2.10.2019

Podsumowanie września

Witam was serdecznie, kochani członkowie i internetowi wędrowcy, na kolejnym podsumowaniu miesiąca z Eternal Freedom. Myślę, że większości ostatnie cztery tygodnie przy różnego rodzaju formalnościach upłynęły jak z bicza trzasł, co jednak nie przeszkodziło nam w zachowaniu aktywności na blogu - napisaliśmy równo 50 postów. Życzymy dalszych szkolnych i zawodowych sukcesów, a teraz przechodzimy do właściwiej części!
Nowe pokolenie
Ten wrzesień zostanie zapamiętany na długo. Na początek dobre wieści, na które składają się narodziny księżniczki Moa, Shantsai i Skiresa, owoców różowego czwartku ( ͡° ͜ʖ ͡°).  Przeciwwagą stała się czarna niedziela, kiedy to pożegnaliśmy m.in. Anamy'ego oraz Rose, przegranych w walce o przetrwanie, a nieco później opuścił nas także Takhal. W związku z postarzaniem właściciel Naris oraz Nivera proszony jest o formularze dorosłych koni.
Rok 1999 możemy ogłosić rokiem miłości wszelkiego rodzaju, także tej jednostronnej. Strzeżcie się, nowe pokolenie nadciąga!
Bank CPA
Jak pewnie zdążyliście zauważyć, od około miesiąca na Giełdzie Pięciu Kopyt nie pojawiło się podsumowanie zebranych przez członków pszenic. Głównym winowajcą jest tu nasz brak czasu, lecz w tej kwestii pozostaje nam tylko modlić się o cud. Przede wszystkim jednak na początku roku szkolnego nie chciałam tym martwić ani Was, ani siebie. Kolejne podsumowanie ukaże się 5.10.2019 r. (sobota) i będzie dotyczyć aktywności z całego września.
Znalezione obrazy dla zapytania memy październik
Serdecznie dziękuję za uwagę i do zobaczenia w opowiadaniach!
~Łowca much

1.10.2019

Od Mint do Shiregt'a „Prywatka pomiędzy krzaczkami?”


-Wyczuwam dystans. Niezdrowy dystans- zmierzyłam go wzrokiem- Czy to możliwe, że w jedną chwilę zdążyłeś mnie znienawidzić? Może przyjaciele mieli funkcjonować jako niewinna otoczka, dodająca smaku do niezbyt zabawnych chwil? W końcu zawsze jest ktoś, kto może Cię wspierać, czyż nie? -posłałam mu krzywy uśmiech.
-Ja... nie chcę wracać do przeszłości, Mint- w jednej chwili dostrzegłam w jego oczach resztę zagubionego i nieśmiałego chłopca. Być może coś z tych okropnych dawnych czasów, uchowało się w jego dorosłej otoczce, która zaś zdawała się ociekać powagą pełnienia tak odważnego stanowiska. Wciąż jednak nie było dla mnie zrozumiałe, dlaczego się tak odnosił do tak skomplikowanego uczucia w moim wydaniu, skoro sam jest dość kruchy w tej kwestii. Wyrósł na hipokrytę, gagatek. Ogier odwrócił łeb, w zamyśleniu zaczepiając swój wzrok gdzieś na linii horyzontu.
-Ja również nie chcę wracać do tego teatru ze spieprzaniem, gdzie pieprz rośnie- skoncentrowałam swoje spojrzenie na jego osobie. Ktoś musiał trenować nie tylko jego psychikę uciekaniem na parę miesięcy, ale także i formę- Mimo wszystko musisz przyznać, że dawno nie wyciągnąłeś „serdecznej przyjaciółki” na spacer i wyraźnie stwierdziłeś, iż stałam się niemową, ponieważ tylko zabijasz mnie wzrokiem.
-Prawie jak Mivana, widzisz podobieństwo?- lekko się skrzywił z nutą niemego rozczarowania na pysku, co postawiło mały pytajnik w mojej głowie. Być może miał coś, co chciał zachować dla siebie i nie dzielić się tym ze mną. Cóż ja pierdolę, na pewno ma jakąś tajemnicę..., ale czy taką, którą może przemilczeć?
-Pf... Ona nie zawsze ograniczała się do wzroku czy mieczyka. Potrafiła też zabijać łzami-prychnęłam, przypominając sobie cały ogrom sytuacji z przeszłości, wzdrygając się od ich żenującego poziomu.
-Przyznaję- spuścił wzrok, błądząc nim po ziemi, jakby szukając resztek życiodajnej wody w korzeniach kwiatów, aby nie uschnąć z pragnienia ucieczki z tego miejsca. Zilustrowałam znaczącym wzrokiem jego napięte mięśnie. A więc jeszcze się nie przyzwyczaił do mojej osoby. Chyba podziała na nim specjalna terapia o nazwie se...rnik na zimno-Potrafiła nie być zbyt mądra.
-Zbyt mądra?- uśmiechnęłam się tajemniczo, zbywając jego oburzone spojrzenie i próby doprecyzowania- To jak?<Shireeegt? *)  Spacerek to zawsze dobre miejsce na akcję, więc oddaję w twe łapki to coś napisane parę dni temu, tyle, że znowu wstawić zapomniałam (xD)>

Szablon
Margaryna
-
Maślana Grafika