- Mikado? - zapytałam niepewna.
- Tak - wysapał ogier.
- Co się stało? O co chodzi? - zapytałam, licząc na szybką i konkretną odpowiedź.
- Byliśmy na spacerze, kiedy zaatakował na ibris. Oberwałaś w nogę, a potem w głowę. Straciłaś przytomność. Stanąłem dęba i przygniotłem ją do ziemi. Wziąłem cię na plecy i zacząłem uciekać. Tak się tu znaleźliśmy. Naprawdę nic nie pamiętasz?
- Nic a nic - powiedziałam.
Obejrzałam siebie - na nodze nie miałam żadnych śladów krwi, tak samo na innych częściach ciała (a przynajmniej w bladym świetle księżyca na to wyglądało).
- Mam krew na głowie? - zapytałam.
- Oberwałaś mocno opuszką. Trochę cię zadrasną na czole pazurem, ale oprócz tego nic nie widzę.
- To dobrze. Ty też niczego nie masz.
Zaczęliśmy powoli iść, starając się nie wydawać żadnych dźwięków oraz w miarę możliwości wtopić się w gałęzie. Jak się okazało, praktyka czyni mistrza - moje życie doskonale przystosowało mnie do ukrywania się. Jednak Mikado wypadał w tej kategorii dość słabo.
W pewnym momencie usłyszałam szybkie uderzanie miękkich poduszek o podłoże. Obejrzałam się za siebie - tuż za Mikadem pokazała się biała sylwetka w czarne plamki. Ibris najwidoczniej nie chciał odpuścić. Właściwie, gdyby trawa mnie powaliła na ziemię, też bym ją jeszcze chętniej zjadła.
Mikado nie odwrócił się, czym uśpił lekko czujność pantery. Gdy zbliżyła się tym razem, kopnął ją z taką siłą, że wyleciała w powietrze i wylądowała kawałek dalej. Słychać było trzask kości. Nie był to miły dźwięk. Patrzyłam na drapieżnika chwilę. Ogier również patrzył w tamtym kierunku.
- Chodźmy już - powiedział Mikado, gdy tylko po kilku minutach ciało wielkiego kota przestało się całkiem ruszać.
Bez słowa sprzeciwu ruszyłam za nim.
Zaliczone.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!