Wywiązała się zaciekła walka. Przewaga liczebna klanu przeważyła szalę zwycięstwa na naszą stronę. Kolejna bitwa w moim życiu, ale znacznie łatwiejsza i mnie znacząca. Psychiczne batalie bywają znacznie gorsze.
~Akcja: niedługo po zawarciu partnerstwa Yatgaar i Khonkha~
Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek za nią przepadała ani tym bardziej lubiła. Tolerowałam jej towarzystwo jak każdego nofrucha, a nawet mimo, że zajmowała to samo stanowisko co ja, wiedziałam tylko, że ma na imię U'schia i istnieje. Z moich doświadczeń wynikało też, że była dość wścibska i mało domyślna, przynajmniej w stosunku do mojej wcześniejszej...postawy. To już na wstępie mnie odrzuciło i zakopało ją wśród innych mało ważnych i przyjemnych wspomnień. Takie myśli kołatały mi się w głowie tego popołudnia gdy nie miałam już nic do roboty i skubałam pąki wraz z Khonkhiem w ciszy. Wieczorem miało się odbyć spotkanie dotyczące dalszej wędrówki klanu. Trochę ciekawiło mnie, a trochę wywoływało wątpliwości to, jak może przebiec. Czas sunął swoim miarowym tempem.
Wreszcie ogier dał znak. Arabska, kasztanowata klacz czekała już niedaleko poza rejonem polany. Spokojnie, lecz uważnie przyglądałam jej się.
— No dobrze, wszyscy jesteśmy. - zakomunikował władca, lekko się uśmiechając. - Możemy zacząć. Wraz z Yatgaar mamy pewnie zamiary. - poczułam delikatne szturchnięcie z jego strony. Zreflektowałam się i zaczęłam mówić:
— Podczas kolejnej wędrówki stada odłączymy się mniej więcej w połowie i udamy na północ. Jako wasz cel, czyli klanu, rozważaliśmy rzekę Dzawchan. I...chcielibyśmy usłyszeć twoją opinię. - dodałam ciszej na koniec.
<U'schia? Ten początek, taki emocjonujący. XD Ogólnie trochę liche.>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!