I powtarzamy kamuflaż. Z pełnym entuzjazmem, poszedłem szukać Marabell, która wyszła wcześnie rano na spacer. Mgła lekko łaskotała moje chrapy i obolałe po wczorajszym treningu sile fizycznej podpalane kończyny. Po chwili poszukiwań, w których znalazłem wiele przeróżnych rzeczy, ale nie moją ukochaną partnerkę. A wśród tych dziwów, które znalazłem: były części gruzu i jakiegoś metalu, żelazna konewka oraz tępy nóż. Nagle poczułem wydzielany przez silnik parowy. Gdy ruszyłem jego śladem, bez problemu odnalazłem prowizoryczny traktor, prowadzony przez ludzi. Coś zaczynało mi tu śmierdzieć.
...
Nudziłem się już chyba prawie cały dzień. Nigdzie nie było Mary. Nagle ujrzałem przemieszczającą się sylwetkę. Wiedząc, że to mogła być Marabell, nie zastanawiałem się nad ratunkiem. I nagle stanąłem jak wryty. Traktor... Upadająca Mara... Schowałem się, nie chcąc by, ludzie mnie zauważyli i powiem szczerze, że całkiem nieźle mi to szło, ale po co mi to było? Może dało jakieś pozytywy, nie widziałem zderzenia. Siedziałem tam do nocy. Ludzie cały czas kombinowali coś przy swojej maszynie.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!