Kiedy tylko stado dopadło do wodopoju, wraz z kilkoma innymi wyznaczonymi członkami zacząłem obserwować okolicę. Po jakimś czasie sam udałem się, by zaspokoić swoje pragnienie. Następnie dopadły do mnie rozradowane Khairtai i Vayola, chcąc się ze mną w coś pobawić. Nie mogłem niestety zignorować zadania, które wyznaczył mi sam władca. Miałem obserwować okolicę w miejscu postoju klanu, więc kazałem swoim córkom iść pobawić się z mamą albo z innymi źrebiętami. Były mocno niepocieszone, ale to idealna okazja do nauki, że nie zawsze można mieć lub robić to, czego się pragnie. Wróciłem więc na swoje stanowisko i zacząłem wykonywać wyznaczone zadanie. Stado pomału zbierało się do odejścia. Spojrzałem w stronę Doriana, który także został poproszony o pilnowanie i obserwowanie terenu. Od początku nie ukrywał, że nie było mu to na rękę. Jak tylko klan był gotowy do dalszej wędrówki, Dorian przestał obserwować okolicę i zaczął wpatrywać się w zgromadzone konie. Przez to nie zauważył, że z zarośli zza niego wyszła jakaś nieznana klacz o karodereszowatym umaszczeniu.
-Dorian, uważaj! Ktoś za tobą jest!-zawołałem do ogiera. Dorian obrócił się i posłał klaczy zdziwione spojrzenie, jakby nie wiedział, skąd się tam wzięła. Inne konie także zauważyły przybycie nieznanej przedstawicielki naszego gatunku. Khonkh i Yatgaar zaczęli kierować się w stronę klaczy, a ja razem z nimi. Tylko raz spojrzałem za siebie, by napotkać spoczywający na mnie zaniepokojony wzork Valentii. Niestety nie miałem teraz jak jej uspokoić. Podeszliśmy do nieznajomej. Dorian jedynie cały czas ją obserwował. Sytuacja wyglądała co najmniej dziwnie, a poza tym pewnie komicznie. Widząc, że kierujemy się w jej stronę, nieznana klacz także do nas podeszła.
-Kim jesteś?-spytał władca, kiedy już stanęliśmy naprzeciwko siebie. W tym samym czasie Yatgaar obrzuciła nieznajomą nieufnym i badawczym spojrzeniem. Ja wolałem się nie odzywać i pozwolić Khonkhowi działać w jego dziedzinie.
-Nazywam się Genardene-odparła niepewnie klacz.
-Ja jestem Khonkh, władca Klanu Mroźnej Duszy. To jest moja partnerka Yatgaar, a to Kikr, nasz obrońca-powiedział władca, przedstawiając nas wszystkich.
-Możemy wiedzieć, co robiłaś na naszych terenach?-zapytała partnerka ogiera.
-Nie wiedziałam, że to miejsce zajmuje jakiś klan. Szukałam po prostu wody-odparła Genardene.
-Rozumiem. Teraz jednak wiesz to wiesz. Masz do wyboru opuścić ten teren lub do nas dołączyć. Co wybierasz?-powiedział Khonkh. Na pysku Genardene malowała się niepewność.
-Gwarantuję, że nie pożałujesz decyzji o dołączeniu-odezwałem się po raz pierwszy od samego początku rozmowy.
<Genardebe?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!