Zawarcie partnerstwa. Yatgaar i Khonkh... Trzeba wyjaśnić sobie parę spraw. Z Yatgaar. Tylko z nią. Podszedłem do klaczy, która miziała się z władcą bez wątpienia przerywając im z pewnością jakąś intymną chwilę. Miałem to gdzieś.
-O pani, czy zechciałaby wasza wysokość zamienić ze mną słówko - skłoniłem się ze sztucznym szacunkiem.
-Tak, oczywiście - odrzekła klacz,i szepnąłwszy coś na ucho Khonkhowi zwróciła się w moją stronę. Odszedłem kawałek, a ona ruszyła za mną. Gdy przystanąłem odwróciłem się w jej stronę.
-Zawiodłem się na tobie Yatgaar. A raczej wasza wysokość. Jak mam do ciebie mówić o pani? Tak się martwiłaś, że Tenbris zabierze mi czas, a teraz sama dałaś się ponieść uczuciom. Dowódca niewierny swojemu oddziałowi. Jaka hańba. Dezercja. Ucieczka. Zawiodłaś moje zaufanie. Widocznie nie byłaś jego godna. Nie jesteś godna aby tu być. Życzę ci z okazji Wielkanocy, abyś szczezła gdzieś w środku stepu. Tam gdzie nikt cię nie odnajdzie. Nawet ten twój zasrany Khonkh. Tenebris odeszła. Przez ciebie. Nie mam tego za złe ani jej, ani co gorsza tobie. To była dobra decyzja. Wspaniała. Lepsza niż przebywanie w takiej propagandzie. W takim reżimie. Nie jesteś nikim więcej niż jakąś jeb**ą ku**ą. Śmieciem. Z chęcią rozpier****ł bym ci łeb, wasza wysokość - zakończyłem swój monolog. Zabolało? Cóż. Miało.
<Yatgaar?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!