Obudziłam się jak zwykle grubo przed rankiem. Chciałam już udać się na trening, jednak przypomniałam sobie o tym, że miałam poćwiczyć w czyimś towarzystwie. Spojrzałam na ciało stojące obok mnie. Kasztanka najwidoczniej ani myślała o wstawaniu, sądząc po jej głębokich, spokojnych oddechach i braku reakcji na delikatne szturchanie ją pyskiem. Postanowiłam więc udać się na mały spacer, aby się trochę rozruszać, jednakowoż nie męcząc się przed zabawą z Salkhi. Dość szybko dołączyła do mnie Ava, której znudziło się polowanie z dala od mojego stada.
- Hej, szefowo. Jaki mamy na dzisiaj plan? - sokolica zaskrzeczała lecąc nad moją głową.
- Nic nadzwyczajnego. Spacer, potem trening. Na później się coś znajdzie - spojrzałam na skrzydlatą towarzyszkę.
- Znowu będziesz biegać na czas? A może rozwalimy jakieś drzewa? Albo... - Raróg jak zwykle podszedł optymistycznie do każdego mojego słowa.
- Ava, przystopuj. Dzisiaj mam zamiar potrenować z kimś - ostudziłam trochę zapał mojej towarzyszki.
- Z kimś? Dawno nie widziałam cię rozmawiającej z kimkolwiek, oprócz mnie oczywiście. Kim jest ten koń?
- Nowa w stadzie. Taka, ot, nowa znajoma. Nazywa się Salkhi.
- Klacz? - ptaszyna syknęła, zawiedziona - Znalazłabyś w końcu jakiegoś partnera. Uganiasz się za tym Shapegtem, jakby nie było innych ogierów w okolicy.
- Shiregtem - poprawiłam ją, ignorując resztę wypowiedzi - Chodźmy do stada, może Salkhi w końcu się obudziła.
Kiedy doszłam w końcu do stada, większość członków była już gotowa do funkcjonowania, jednak kilka osobników, których zdecydowanie nie można zaliczyć do rannych ptaszków, wciąż spało zadowolone z życia. Podeszłam do poznanego mi wcześniej przedstawiciela drugiej grupy i, tym razem, bezceremonialnie popchnęłam ją tak, że o mało nie przewróciła się na mieszankę trawy, błota i resztek śniegu.
- Śpiochu, mam rozumieć, że nie chcesz ze mną trenować? - prychnęłam, lekko rozbawiona sytuacją.
- Idę, idę - z pyska kasztanki wydobył się zaspany głos.
Potruchtałam w miejsce, gdzie zwykle trenowałam. Zwolniłam jednak, słysząc jakieś głosy. Jeden zdecydowanie należał do Atlasa, jednak drugiego nigdy nie słyszałam. Był trochę piskliwy, zupełnie jak głos mojej ptasiej towarzyszki, która swoją drogą powinna za chwilę się tu zjawić. Wyszłam zza krzaków.
- Gdzie idziecie? - ogier zapytał nas, jakby nigdy nic.
- Będziemy trenować. Ale tak cudownie umięśnione osobniki chyba nie potrzebują już dorabiać muskuł, prawda? - mruknęłam zawadiacko. Ktoś mógłby to uznać za podryw, i w sumie taki był mój plan, jednak ja miałam na celu rozbudzić jego męskie ego, które nie pozwoliłoby mu na podążanie za nami.
- Cóż, nigdy za dużo siły - gniadosz uśmiechną się do mnie i do mojej niskiej towarzyszki.
- Ależ, to zupełnie niepotrzebne. My będziemy się bawić w damskie zabawy, które dla ciebie będą pewnie równie trudne, jak gryzienie trawy - dalej ciągnęłam swoje gierki.
W tym momencie zmaterializowała się koło nas znajoma sokolica.
- Ej, szefowo, a ty nie miałaś trenować TYLKO z jakąś klaczą? - zapytała, patrząc podejrzliwie na ogiera.
- Miałam, to prawda - powiedziałam, również kierując wzrok w tamtym kierunku.
- Atlas, bądź tak miły i nas zostaw same - do rozmowy dołączyła Salkhi, która najwidoczniej rozbudziła się na tyle, by kontaktować ze światem.
- No dobrze, już wam nie przeszkadzam - ogier zmierzył nas wzrokiem, po czym odszedł, z aż nazbyt widoczną niechęcią.
- Nie wydaje ci się dziwne, że zawsze, kiedy go spotykamy, rozmawia z kimś, kogo później nijak zobaczyć? - szepnęłam do ucha kasztanki, kiedy upewniłam się, że nowego bojownika nie ma już na horyzoncie.
- Masz rację, to trochę podejrzane - odpowiedziała klacz, również bardzo cicho.
- Co ty na to, żeby zostawić nasz trening na później i pobawić się w szpiegów? - zapytałam, szczerząc się uśmiechem, który Ava określała jako przerażający.
<Salkhi? Akcja się powoli rozkręca, nie śpieszmy się, bo po co>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!