→ Polecane posty ---> Zmiany w składzie SZAPULUTU
7.08.2018
Od Cardinaniego „Tymczasem w błotku” (Naadam)
-M-mi zmarli rodzice- wyjąkała w końcu z wyraźnym bólem malującym się na jej czarnym niczym popiół pysku.
-Jak?- zapytałem, wpatrując się niewidzącym wzrokiem w horyzont, chociaż wiedziałem, że to było trochę nie na miejscu i przywołuję jej złe wspomnienia. Innych słów jednakże nie potrafiłem z siebie wydusić.
-B-błoto, woda... -powiedziałam niewyraźnie ochrypłym głosem. Nie bardzo rozumiałem, o co jej chodzi z wodą. Jakaś powódź? Ostatnio w Mongolii nie było aż tak deszczowo. Po chwili przycisnęła swoje różki jeszcze bardziej do mojego torsu, po czym podniosła głowę, patrząc na mnie zamglonymi ślepiami.
-Hej! Uważaj- uśmiechnąłem się lekko.
-Jasne- odpowiedziała z subtelnym uniesieniem warg, lecz po chwili dodała- Nie mogę sobie z tym poradzić. Ja... ofiaruję ci stosunek. W zamian za to, że oczyścisz mnie od zmartwień- dodała szybko. Zaśmiałem się w duchu. Czy ona naprawdę dalej myśli, że chcę to z nią zrobić?
-Zrozum, nie tego chcę- odpowiedziałem twardo.
-A czego?- jej oczy zabłysły z powodu łez.
- To tajemnica- dopowiedziałem jej i odbiegłem w kierunku klanu. Zostawię ją sam na sam z tą kwestią. Tym razem postanowiłem tym razem dojść tam przez las. Wszędzie otaczały mnie piękne oszronione drzewa. Ucieszyłem się, że wybrałem właśnie tę drogę. Było klimatycznie i... pięknie. Po chwili jednak aż po szyję zapadłem się w błoto. Zdesperowany próbowałem skoczyć, lecz maź trzymała mnie w miejscu i uniemożliwiała jakiekolwiek ruchy. Ponowiłem próbę raz, drugi, trzeci... W końcu rozluźnił się i wyleciałem w powietrze, po to, by za chwilę z gracją wylądować ponownie w tym bagnie. Począłem więc kopać, lecz tylko się męczyłem i wciąż nie mogłem się uwolnić. Chwilę potem coś wciągnęło mnie tak, że na powierzchnię wystawał tylko mój pysk. Zdesperowany, odbiłem się z całej siły tylnymi kopytami. Wynik tego był następujący. Moje przednie kopyta wleciały w powietrze, a ja poczułem, jak tracę równowagę. Jakimś cudem jednak nie runąłem jak długi na plecy. Nie myśląc już o niczym innym niż przetrwaniu, zrobiłem to, co przed chwilą. Pomimo tego, że przed chwilą prawie zakończyło się to zassaniem przez błoto mojej głowy, udało mi się wyskoczyć. Zarżałem zadowolony, stając dęba. To był dopiero wyczerpujący trening. Walka z błotem.
C.D.N
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!