Po ostatniej przygodzie z błotem miałem mieszane uczucia co do przedzierania się przez ośnieżony, błotnisty las z małą widocznością. Nigdy nie wiem, kiedy wpadnę w bagno. Z jednej strony niezły trening, a zarazem przygoda, a z drugiej narażanie życia i zdrowia plus dodatkowy niepotrzebny stres. Nawet najbardziej urokliwych miejscach potrafi być wiele zagrożeń czy to w postaci warunków atmosferycznych, niebezpiecznych skałek, groźnych zwierząt... Można by wymieniać i wymieniać. Spojrzałem niepewnie na lód przede mną i położyłem na nim swoje kopyto. Pod wpływem jego ciężaru delikatna warstwa zaczęła się kruszyć niczym szkło, które spadło z dużej wysokości. Czułem już pierwsze mrozy na swojej skórze, choć była skrzętnie ukryta pod dość grubym kubraczkiem z sierści. Prychnąłem cicho, zastanawiając się, jak bym dziś mógł potrenować do Naadam. W końcu wpadłem na pewien pomysł. Pamiętam pomysł Mivany z drzewem. Całkiem niezłe zajęcie. Poszedłem więc do pierwszej lepszej takiej rośliny i zacząłem na nią napierać kopytami. Kopałem z całych sił, namiętnie gryzłem, a ona powoli stawała się coraz bardziej zniszczona. Strużki potu spływały po mojej szyi i byłem bardzo zmęczony, ale za to mięśnie bardzo szybko mi się wyrabiały. Wiadomo, że tego od razu nie widać, choć ja czułem się na swój sposób silniejszy. Uśmiechnąłem się. Nawet na własne kopyto można nauczyć się tylu ciekawych rzeczy. Pomysł kluczem do sukcesu. Przeżułem kawałek kory, lecz po chwili go wyplułem. Nie byłem głodny. Nagle poczułem dziwny zapach, lecz nie zawracałem sobie nim głowy. Najważniejsze jest, że udało mi się dzisiaj potrenować. Byłem tak zmęczony, że nie miałem już czasu na głupoty.
C.D.N
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!