Jakiś znany mi tylko z widzenia kasztanowaty źrebak z połączeniem gwiazdki i strzałki na czole, jak go opisała rodzina, od dość długiego czasu nie wracał ze swojej małej wycieczki, więc miałam gotowe zajęcie na popołudnie tego chłodnego, wietrznego dnia. Wraz z drugim medycznym pomocnikiem, Spearem, udaliśmy się na poszukiwania, zataczając samodzielnie kręgi wokół miejsca postoju stada i spotykając się co jakiś czas. Wreszcie moje starania okazały się owocne. Fashagar był cały i wyjątkowo radosny jak na ogierka nie do końca zdrowego; zranił się gdzieś w prawą przednią kończynę. Odprowadziłam szybko zgubę do klanu i skierowałam prosto do medyka. Jego szczęście było dla mnie trochę dziwne, ale zarazem krzepiące, podobnie jak wplatane czasem w ciszę wypowiedzi źrebięcia. Może i dzieci bywają nieznośne, ale żeby ich nienawidzić? - przyszło mi do głowy. Musiałam jeszcze pomóc w oczyszczeniu sporego zadrapania i przykładania ostatnich ziół z zapasów. W pamięci miałam moje indywidualne wyprawy po lecznicze rośliny, lecz teraz, przy swojej obecnej liczbie i sile, zielarze nie potrzebowali pomocy, a rzadko chciało mi się to robić dla przyjemności.
Czas do zmierzchu zajęło mi po prostu jedzenie. W ten sposób, przesuwając się krok po kroku w poszukiwaniu posiłku, znalazłam się w miejscu, z którego roztaczał się piękny widok na las. Położyłam się na boku, z błogością przeżuwając pokarm i równocześnie obserwując na wpół zimowy, na wpół jesienny krajobraz. Przymykałam już oczy, gdy do pionu postawiło mnie głośne szeleszczenie podłoża. Z tej pozycji nie mogłam wstać zbyt szybko, lecz zdecydowanie robiłam to gwałtownie; instynkt i odruchy wpisane były w naszą psychikę.
— Przestraszyłem cię? - spytał niewinnie stojący niedaleko skarogniady ogier. Prychnęłam, uśmiechając się krzywo na przekór. - Cóż...przynajmniej wiem, że jesteś bezpieczna, księżniczko. - dodał z uśmiechem. Księżniczko... - wyraz ten brzmiał obco. Zbyt dumnie. Formalnie był prawdą, lecz...
— Jestem już dorosła. Nie masz już obowiązku...a właściwie nigdy nie miałeś. - rzekłam, odwracając wzrok w stronę widoków.
— Ale nie potrzeba go, byśmy byli dobrymi znajomymi, nie? - odparł ogier, stając obok mnie.
— Może. - mruknęłam ciszej, zastanawiając się, dlaczego to proponuje i ciągnie rozmowę.
— Jaką rangę wybrałaś? - zapytał znów. On jako strateg powinien mieć teraz więcej roboty i mniej czasu.
— Medyczny pomocnik.
<Cardinano?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!