Od Mivany do Salkhi ,,Nowy członek"

W grobowej ciszy dotarłyśmy do Khonkha.
- Władco, na naszych terenach znalazłyśmy tego oto osobnika. Twierdzi, że chce dołączyć do naszego klanu - powiedziałam wyprostowana.
- Pewna klacz poleciła mi te stado - gniadosz posłał mi długie spojrzenie.
- Mivana? - władca zwrócił się bezpośrednio do mnie.
- Cóż, raz uratował mi życie, tylko tyle o nim wiem - powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Ah, nie ma problemu, mogę coś o sobie opowiedzieć. Nazywam się Atlas. Przez trzy lata należałem do Stada Białego Orła.
- A przez resztę życia? - tym razem pytanie zadała Salkhi.
- Innych rzeczy nie robiłem, oprócz wędrówki do tego miejsca - ogier zaczął ryć kopytem w ziemi, jakby wstydził się swojego nudnego życia.
- Jeżeli jesteś z nami szczery, i nie kłamiesz mówiąc, że chcesz dołączyć, nie widzę przeciwskazań - arab kiwnął głową, jednoznacznie oznajmiając, że gniadosz może dołączyć do naszej grupy.
- Bardzo dziękuję - Atlas ukłonił się - Kiedy odbędzie się ceremonia?
- Jaka ceremonia? Po prostu mówisz, kim chcesz zostać i możesz się cieszyć z członkostwa - powiedziałam, patrząc na niego zdumiona wypowiedzią.
- Żadnych obrzędów, walk... Niczego? - ogier wydawał się jeszcze bardziej zdziwiony ode mnie.
- Nie wiem, jak działa przyjmowanie nowych koni w twoim starym stadzie, jednak u nas nic takiego nie ma miejsca - władca, jak zwykle spokojny, cierpliwie wytłumaczył ogierowi wszystko, czego może oczekiwać od klanu.
- Czy stanowisko bojownika jest zajęte?
- Przez Forever i ciebie - Khonkh uśmiechnął się lekko do nowego członka - Jesteś oficjalnie przyjęty do Klanu Mroźnej Duszy.
- Dziękuję, panie - świeży bojownik znowu się ukłonił. Zaczynał mnie denerwować z tym przymilaniem się.
- Salkhi, Mivana. Czy mogłybyście oprowadzić Atlasa?

<Salkhi? Nienajlepsze, nie najdłuższe, ale da się czytać>