Przystanęłam nad ciepłym, końskim ciałem. Klacz spała snem kamiennym na brzuchu z podwiniętymi pod siebie przednimi kończynami, głową opuszczoną niemal do ziemi i zamkniętymi lekko oczami, całkowicie pogrążona we własnym świecie, tak, jak ja nie byłam w stanie zasnąć od dawna. Miałam ochotę przelać trochę krwi, poczuć jej smak na wargach, na moment zyskać w ten sposób całkowitą pewność, że jeżeli Miriada otrzymała trochę mojego dziedzictwa, to wróci tu żywa; albo chociażby będę w stanie ją pomścić. Może nic nie było jeszcze przesądzone, a jej zniknięcie w trakcie walk i zauważone przez jednego ze świadków kątem oka spotkanie z renami przypadkowe; intuicja jeszcze nigdy mnie nie wyprowadziła mnie w pole. Westchnęłam, wybudzając się z zamyślenia, po czym podeszłam bliżej i trąciłam arabkę kopytem. Pokręciła jedynie głową, mamrocząc coś. Przewróciłam oczami, ze złością gwałtownie podnosząc jej łeb do góry. Dopiero wtedy obudziła się, natychmiast wstając i otrzepując się energicznie.
— Przepraszam...miałam sen o Miriadzie. - mruknęła sennie klacz, bliżej mi się przyglądając - Yatgaar... - dodała nieco zaskoczonym tonem. Pominęłam to milczeniem. Dlaczego ona przeżywa zniknięcie czyjejś jedynej córki? Mogłaby w tym czasie zająć się własną latoroślą.
— Khonkh pragnie, byś zjawiła się na spotkaniu dotyczącym wyprawy do bazy reniferów. - oznajmiłam bez emocji, ruszając w stronę zebrania, by przeprowadzić tam U'schię. Sama nie miałam ochoty w nim dalej uczestniczyć. Miałam lepsze rzeczy do roboty, jak nauka synów.
<U'schia? O relacjach przyjacielskich z Ya też możesz ułożyć marzenia senneXD>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!