Szłam za sokolicą, niepewna co szykuje. Podczas naszej krótkiej znajomości zdążyłam się już przyzwyczaić, że jest ona zdolna do wszystkiego, więc przed oczami mijały mi naprawdę straszne i dziwne obrazy. W końcu zatrzymaliśmy się przy stercie kamieni w różnych rozmiarach.
- Tada! Bieganie w kółko nie jest jedyną czynnością, jaką możesz wykonywać, żeby się trochę udoskonalić - głos Avy sugerował, że osiągnęła samozadowolenie - Możesz pobawić się kamykami!
- Em, Ava, z jak wysoka ostatnio spadłaś? Jak kopanie kamyków ma mi pomóc w zdobyciu najwyższych wyników w Igrzyskach Naadam?
- Mała, ty nie masz ich kopać. Masz je podnosić - słowo ,,mała" w tym przypadku nie pasowało, zważywszy na to, że jestem od niej dobre kilka razy większa, ale nie skomentowałam tego.
- Jak twoim zdaniem mam nosić te kamyki?
- No... No właśnie. Nie masz szponów, więc... Może postawię ci kilka na grzbiecie? - Raróg chyba nie przewidział pewnych różnic anatomicznych pomiędzy nami.
- Czemu nie. Zawsze można spróbować, najwyżej nie wyjdzie - stwierdziłam, dając się obładować kamykami, które jednak, mimo moich starań, dość szybko spadały, w dodatku podrażniając mój grzbiet.
- Dobra, koniec tego - powiedziałam - Chyba wolę biegać. A ty dobrze liczysz - mój ton sugerował, że nie zniosę żadnych sprzeciwów.
- No dobra... - moja towarzyszka niechętnie się zgodziła, jednak po chwili leciała koło mnie, kiedy biegłam przed siebie, gdyż nie mogłam nigdzie dostrzec żadnych punktów w dobrej odległości do biegów.
- Juuuuuhuuu - wykrzyknęłam, gnając przed siebie ile sił w kopytach. Moja skrzydlata towarzyszka wydała z siebie pisk radości.
CDN
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!