Od niemal tygodnia chowałam coraz to nowsze objawy choroby. Kaszel, dziwna wydzielina z nozdrzy i ogólne zmęczenie zamieszkały u mnie na stałe.
Bałam się, nie wiem czego - odrzucenia, samotności, litości ze strony innych?
„Jesteś zdrową klaczą, Quinny” - wmawiałam sobie, choć w głębi duszy znałam odpowiedź. „Nie. Już nie”.
Wiedziałam, że coś się zbliża. Podniosłe, choć niekoniecznie radosne wydarzenie. Czułam to.
I wreszcie, tamtego wieczoru zrozumiałam. Nareszcie dowiedziałam się, co na mnie czeka – albo na co czekam ja, nieważne. To właśnie to skłoniło mnie do napisania tego listu.
„Drogi czytający!
Ten list będzie krótki; wiem, że nie starczy mi czasu na długi.
Czy umiesz wyczuwać smierć? Ja nie potrafiłam, dopóki nie odkryłam własnej. Czujesz ją w żyłach, stopniowo zaciemnia twój mózg. To stało się ze mną.
Hadvegarze; kiedyś byłam zauroczona. Przeszło.
Bush Brave; ciekawa jestem, czemu wtedy dostałam gałęzią.
Yatgaar; nie znam cię, ale powiem ci jedno - nie zdradza się swoich.
Khonkhu; zdajesz sobie sprawę, ile osób cię nienawidzi?
Inni; nie znam.
Dedykacje skończone. Kropla potu spada na kartkę, rozmazując to sło*nieczytelne*. Coraz ciężej mi trzymać pióro.
Czułam ją w żyłach, umyśle, kościach, krwi, oczach, uszach i żołądku. Wyczuwałam jej zapach i smak; towarzyszy mi do końca. O czym mowa? Śmierć. Uważaj na nią, czytający.”
Nad ranem klacz zmarła, bez ustanku mając upiorne wrażenie, że ktoś ją obserwuje.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!