Stałam w miejscu, czując się jak totalna idiotka. Po pierwsze, nie pomyślałam wcześniej, że tak cudowny ogier jak Shiregt, mógł już przecież znaleźć klaczkę, a po drugie, głupio to rozegrałam. Gdybym nie dała się ponieść emocjom, na pewno by inaczej wyszło. A teraz będę uchodzić za tępą dzidę, roztapiającą się jak śnieg w pierwsze dni wiosny.
Wzięłam głęboki oddech, by się uspokoić. Nie chciałam przecież stać i beczeć przed całym stadem. Kiedy podniosłam głowę i zobaczyłam kilka kroków przed sobą Shi wraz z tą suką, zaczęłam brać stanowczo za dużo głębokich oddechów.
Przez chwilę zastanawiałam się, czy mam odejść, jakbym ich nie zauważyła, czy mam podejść i coś powiedzieć - konkretniej kilka ciepłych słów typu ogień i kożuch pod adresem Mint. W końcu zdecydowałam się na, może nie najlepsze, ale najbardziej widowiskowe, wyjście. Pogalopowałam wprost na Mint, która cofnęła się o krok, abym nie wpadła na nią ślizgiem, zatrzymując się na trawie, która nie słynie z dobrej przyczepności.
- Naprawdę musisz być taka okrutna? Lubisz się bawić innymi? Chciałaś wywołać kłótnię lub inne milutkie słowa, bo ci się nudzi, czy jaki masz plan? Doskonale wiedziałaś, że przywleczenie Shiregta do mnie wywoła dość niemiłe uczucia w naszej dwójce, prawda? Cudowną sobie klaczkę wybrałeś, przyszły władco - ukłoniłam się z ironicznym uśmiechem - Ale co mi do tego. Żyjcie sobie szczęśliwie, mam nadzieję, że do Mint dotrze, że takich rzeczy się nie robi. Macie coś do dodania, czy mogę już iść skoczyć w przepaść? - chyba wypadłam zbyt dramatycznie. Plecenie co ślina na język przyniesie, pod wpływem emocji, nawet, jeśli to wszystko jest prawdą, nigdy nie jest dobrym posunięciem. Ale nie cofnie się niczego, trzeba będzie z tym żyć - a ja miałam wrażenie, że przyjedzie mi przez to żyć bez jedynego przyjaciela, na którego natknął mnie los. Moje myśli chyba musiały odbijać się jakoś na mojej twarzy, gdyż oboje stali i przyglądali mi się zawzięcie, otwierając pyski i zamykając je ponownie.
- Naprawdę nie masz nic ciekawszego do dodania? - prychnęła izabelowata - Nie takich żałosnych tekstów się po tobie spodziewałam. Nawet nie można się zakochać - zaczęła odchodzić, jednak się zatrzymała i wróciła - Władca nie mógł żyć w niepewności. W końcu musiałam go tu przywlec, nie?
- Niepewności? Jest pewny, że go kochasz, że ja czuję do niego więcej, niż on. Więc o co ci chodzi? - podniosłam głowę, patrząc na nią z pogardą.
- Nie wyglądał na takiego, który zna twoje uczucia. Domyśl się, że nie każdy będzie od razu wiedział o co chodzi. Przyznam, że też przez długi czas się tego nie spodziewałam. A gdybyś nie odwalała histerii może by tu został - dopiero zauważyłam, że Shiregt dyplomatycznie się wycofał. A to szczwana bestia.
Ja jednak, skoro już zaczęłam gorącą dyskusję, musiałam ją zakończyć.
- On wiedział. Moja matka mu powiedziała - powiedziałam, przypominając sobie ostatni incydent z podsłuchiwaniem rozmów naszych rodziców.
- To odwołaj się do czwartego zdania - jednak zanim zdążyłam cokolwiek wymyśleć, dorzuciła - Mi też byłby ciężko coś takiego przyjąć.
- Komuś się zebrało na szczerości - przewróciłam oczami i robiłam minę, jak zawsze, kiedy nie jest pewna swoich uczuć.
- Próbuję grzecznie wczuć się w twoją sytuację, ale najwyraźniej komuś tak odbiła palma... Pewnie powiesz, że mnie. To prawda. Ta palma to miłość. Jestem chora na skomplikowaną chorobę - poetycko odezwała się klaczka.
- 0, doprawdy? Zatem panuje epidemia - uśmiechnęłam się słabo.
- Od zawsze panowała. Inaczej nie byłoby ciebie, mnie ani obiektu naszych westchnień - prychnęła z pogardą.
Skuliłam się, czując, jak cała pewność siebie ulatnia się ze mnie.
- Choć nie jestem całkowicie pewna czy poprzednie zdanie całkowicie mnie dotyczy. Rodząc się w nielegalnej hodowli - głos klaczki się załamał.
Spojrzałam na nią, dalej zniżając się ku ziemi.
- Skurczyłaś się w praniu? - zapytała ze śmiechem, podnosząc moją głowę kopytem - Wstawaj!
- Mint, ja... Po tym, jak dzisiaj skreśliłam jakąkolwiek znajomość z tobą i jedyną w życiu przyjaźń z Shi, chyba na prawdę nie pozostaje mi nic, jak rzucić się w pierwszą - lepszą przepaść - mruknęłam.
- I po co się poddajesz? Gdybym się poddała nie byłoby mojej pary z Shi - odparła klaczka, patrząc w niebo.
- Bo z tobą nie wygram. Nawet po tym, co zrobiłam, pomogłaś mi wstać. Shi dobrze trafił, a ja... jestem taką idiotką - nie dawałam się pocieszyć i zaczynałam się czuć, jakby moje życie było najgorszym, jakiego może doświadczyć koń.
- Moi rodzice... nie żyją - z oczu Mint zaczęły cieknąć łzy. Nie rozumiałam, dlaczego mi o tym powiedziała, ale uświadomiłam sobie, ze może wcale nie jest tak źle - Widziałaś kiedyś jakąkolwiek grupkę przyjaciół? - zapytała, zmieniając szybko temat.
- Oczywiście. Moich rodziców i Khonkha chociażby. A co? - coraz bardziej gubiłam się w plątaninie jej myśli.
- Kto wśród nich był najbardziej lubiany? Osoba, która miała niskie poczucie własnej wartości czy odwrotnie?
- Oni wszyscy mają wysokie. Tak myślę... - odpowiedziałam szybko, czekając, aż rozwinie swoją myśl.
- Hm... Ale może tak do końca nie jest? - dociekała klaczka - Zastanów się.
- Mój ojciec... Ale czekaj, do czego dążysz? - w końcu nie wytrzymałam braku konkretów.
- Do tego żebyś czuła się doceniana i lubiana... - teraz naprawdę byłam skonsternowana.
- Przez kogo? Ja na miejscu Shi bym się do mnie już nie zbliżała nawet na kilkaset kroków. A reszta... YyY - pokręciłam przecząco głową, dając znać, że znajomość z innymi nastolatkami rozpadłaby się w mgnieniu oka.
- Jak myślisz, ja nie zmienię twoich poglądów...
- Niby kogo miałaś na myśli? Teraz tylko moi rodzice mnie lubią. No chyba, ze oni też nie, bo ich denerwuję... - znowu zaczęłam użalać się nad sobą.
- A ty? Lubisz siebie?
- Po tym, co dzisiaj odstawiłam, nie jestem pewna - nie do końca zamierzenie, zrobiłam żałosną minę - Czekaj... ty masz rację! Po co mi inni? Ja wystarczę sama sobie! To chciałaś mi powiedzieć, prawda? - zadziwiające, ale Mint powiedziała w końcu coś, co mi się spodobało.
- Nie - wypowiedź krótka i równie mało znacząca, jak jedno źdźbło trawy.
- Nie? Trudno. To mi się podoba. Stanę się samowystarczalna - pogrążyłam się w wizji swojej doskonałości.
- A Dante? - nawet po Mint nie spodziewałam się wyciągania postaci księcia.
- Dante? - prychnęłam rozbawiona - To indywiduum wylądowało przeze mnie w pokrzywach. Ładny start, co nie?
- Myślę, że wszyscy w duchu cię lubią - Mint próbowała naprawić swój błąd, chociaż mi bardzo spodobał się mój nowy cel życiowy.
- Chyba głęboko. Dlaczego JA miałabym błagać o przyjaźń? Nikt mnie nie prosił o rozmowę, więc stracili znajomość ze mną.
- A co ze mną? Gdybym cię nienawidziła to dawno bym odeszła z prychnięciem.
- Sugerujesz, że mnie lubisz, mimo, że dalej mam wielką ochotę odbić twojego faceta? - popatrzyłam na nią z niedowierzaniem. Mint zaczynała być bardziej dziwna od Dantego, a to naprawdę spore osiągnięcie.
- Może nie uwielbiam... Ale wiem, że każdemu zdarza się chwila słabości. Chociaż to jak na mnie nawrzeszczałaś dobrze mnie nie znając, dało ci mały minus.
'Mały minus? Tak jakbym kiedykolwiek chciała się z tobą zakolegować' - miałam już to powiedzieć, ale nie chciało mi się z nią dłużej spierać.
- Ale musisz przyznać, że w tobie też by coś buzowało, jakby ktoś przyznał ci się, że chodzi z miłością twojego życia, a potem ją przyprowadził.
- A nie mówiłam ci już tego? - zapytała klaczka.
- Być może. Nie mam nieograniczonej pamięci - ostanie zdanie mruknęłam tak cicho, że nie miałam pojęcia, czy tamta to usłyszała.
- Hm... Mivana?
- Tak?
- A ty mnie lubisz?
- J-ja? - popatrzyłam na nią całkowicie oszołomiona. Ona naprawdę chciała wiedzieć, co ja o niej sądzę? Chociaż, w sumie, to co ja o niej sądzę? - Możesz być... - po chwili stwierdziłam niepewnym głosem, do końca nie dowierzając sobie, że to powiedziałam.
- Kim? - klaczka najwidoczniej nie rozumiała frazy ,,Możesz być".
- Możesz być koło mnie i cię nie zabiję - uśmiechnęłam się na oparach poczucia humor.
- Trochę nieufnie traktuje tą wiadomość - śmiech klaczki odbił się echem od ścian kotliny, w której się zatrzymaliśmy.
- Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej - uśmiechnęłam się drapieżnie - Wiesz, zapomniałam, ze przed chwilą cię nienawidziłam.
- Szybko zmieniasz nastroje - zauważyła Mint.
- Ty też - odparłam.
- To mamy wspólną cechę. To już dobry początek - Mint pokiwała głową zamyślona. Zastanawiałam się, czy ja też wyglądam jak idiotka, kiedy gdzieś odpływam.
- Początek czego? - zapytałam się, chcąc się upewnić, co klaczka miała na myśli.
- Naszej relacji bez zabijania się - znowu się zaśmiała. Jak dla mnie, było tego trochę za dużo.
- Skąd wiedziałam, ze to powiesz? - zapytałam, szczęśliwa, że w końcu udało mi się złapać koniec nici składającej się na mózg mojej rówieśniczki.
- Może jestem przewidywalna - mruknęła.
- A może myślimy podobnie? Pewnie zaraz mi powiesz, że zostaniesz strategiem - wzdrygnęłam się na samą myśli o konieczności współpracy z tą konkretną istotą.
- Ha, tego to jeszcze sama nie wiem - miałam nadzieję, że nigdy się nie dowiem.
Zerwał się silny, zimny wiatr, który, bawiąc się moją grzywką, postanowił zasłonić mi postać Mint. Zauważyłam, ze stado powoli zacieśnia się, gdyż, jak wiadomo, w grupie zawsze jest cieplej. Pośród tłumu zauważyłam swoich rodziców, którzy zbliżali się do lekarza.
'Ciekawe, co oni tam idą' - zastanawiałam się, całkowicie ignorując klaczkę, która milczała, patrząc w tym samym kierunku, co ja.
- Ym... Wiesz, ja już może wrócę do rodziców. A, Mint - oficjalnie się nie lubimy, a ja realizuję swój plan zostania silną, niezależną osobistością. Jasne?
'A Shiregt i tak będzie mój' - uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Jak wolisz, mówię rób ze swoim życiem co chcesz - uśmiechnęła się również, zapewne z myślą, że szczerzyłam się do niej.
Oddaliłam się od klaczki, wciąż zastanawiając się, jakim cudem nie chcemy sobie wydziobać oczu.
'Przecież to normalne, że chce się zabić kogoś, kto jest zakochany w tym samym ogierze, co ty. W dodatku, jeśli oni zostali już parą. A mimo to, z jakiegoś powodu, ona woli się ze mną kolegować. A przynajmniej tak wywnioskowałam z naszej rozmowy. Notabene, dość chaotycznej konwersacji. Przecież to było, i jest, czyste szaleństwo. Jak ja mogłam dać się w coś takiego wplątać? Trzeba było siedzieć i się nie odzywać, poderwać Shiregta, on by zerwał z Mint, wszystko by było dobrze. Głupie serce, czemu ty lubisz tak wszystko komplikować?' - zawzięcie rozmyślałam, stępem zbliżając się do reszty klanu.
W końcu przebiłam się do swoich rodziców. Akurat odchodzili od medyka, który nazywał się chyba Hadvegar, jeśli dobrze pamiętałam.
- Hej mamo, tato - przywitałam się z nimi.
- Cześć Mivana. Dobrze się bawiłaś ze znajomymi? - ojciec uśmiechną się do mnie, choć widać było, że stara się ukryć ciemniejsze emocje.
- Mamo, mogę z tobą porozmawiać? Na osobności? - zapytałam. Rodzice popatrzyli na siebie trochę zdziwieni, ale w końcu moja rodzicielka odeszła ze mną od reszty klanu.
- Co się dzieje, masz jakieś kłopoty? - gniadoszka była widocznie dość przejęta tym, co mogło mi się stać.
- Wiem, że żyjesz już trochę - jej pysk wyrażał 'Wcale nie jestem taka stara' - i chciałam się ciebie zapytać, co byś zrobiła, gdyby się okazało, że... No ogierek, w którym się kochasz, ma już dziewczynę?
Klacz zamyśliła się, wpatrując się w drzewa, jakby chciała policzyć wszystkie liście, które na nich zostały.
- Chciałabym powiedzieć, że dałabym sobie siana, gdyby był szczęśliwy z klaczą, z którą aktualnie jest. Ale, to nie jest takie proste. Będąc szczerą, próbowałabym go odbić.
- Ale jak? - zapytałam. Byłam kompletną nogą w sprawach miłosnych, a potrzebowałam planu.
- Nie byłabym nachalna. Chodziłabym z nim na spacery, rozmawiała, pokazywała z jak najlepszej strony....
- A jeżeli on jest na ciebie obrażony, bo zrobiłaś coś głupiego? - uśmiechnęłam się przepraszająco.
- To... Zaprzyjaźniłabym się z jego drugą połówką.
- Co?! Mamo, nie masz przypadkiem gorączki? Przecież nie mogę, ona, ja... Boże, nie! - zaplątałam się we własnej wypowiedzi i myślach. Jasne, mogłam nie zabijać i tolerować Mint, ale przyjaźnić się z nią? Przecież to nie możliwe.
- Pomyśli. Jeśli zbliżysz się do niej, zbliżysz się także do niego. Pokażesz, że wcale nie jesteś taka zła i możesz dobrze bawić się nawet z wrogiem. Jak będziecie przyjaciółkami, z pewnością nie będzie miała nic przeciwko spędzaniu czasu we trójkę. Ponownie zbliżysz się do Shi i...
- Skąd wiesz, że to Shiregt? - zapytałam, czując się mocno zażenowana, chociaż wiedziałam, że moja matka odkryła już, kto jest obiektem moich uczuć.
W odpowiedzi dostałam spojrzenie mówiące ,,Ja wiem wszystko"
- I przy okazji odciągniesz od niego jego dziewczynę.
- Ten plan jest taki zmyślny... Czemu sama na niego nie wpadłam?
- Bo nie jesteś mną - matka prychnęła ze śmiechem.
- Dzięki wielkie! - krzyknęłam na odchodne.
~Następnego dnia rano~
Zauważyłam Mint przeżuwającą trawę w pewnej odległości od stada, jednak wciąż na widoku. Potruchtałam do niej dumnym krokiem i zatrzymałam się tuż przy jej schylonym pysku.
- Hm? - zapytała, podnosząc głowę i spoglądając mi w oczy.
- Wiesz, Mint, pomyślałam sobie, że... Jeśli już stwierdziłaś, że nie jestem aż taka zła, to może byśmy się przeszły razem? - szybko podałam jedną z rzeczy, którą przyjaciele robią razem.
- Jak chcesz - powiedziała obojętnie - Kiedyś miałam do ciebie jeszcze lepsze odczucia, ale wszystko schrzaniłaś... - powiedziała, gdy oddaliłyśmy się trochę.
- Chcę to naprawić - powiedziałam, machając głową, aby pozbyć się z grzywy listka, który przypuścił szturm na moją fryzurę. Przyczepił się jednak tak bardzo, że bez pomocy Mint się nie obeszło.
- Może ci pomogłam i ocaliłam przed złymi myślami, żeby nie mieć plamy na sumieniu, ale od tego już chcesz wszystko naprawiać? Z klaczą, która chodzi z miłością twojego życia? - niestety klaczka okazała się bardziej podejrzliwa, niż myślałam.
- Masz niezłe pomysły. Zraziłam do siebie Shi. A siedzieć cały czas samotnie nie mam zamiaru, więc... - skłamałam szybko, patrząc w oczy mojej rywalce, aby dodać trochę realizmu.
- Powala mnie twoja zmienność. Jeszcze wczoraj twierdziłaś, że chcesz być samotna - stwierdziła ironicznie.
- Samotna, ale nie aż tak bardzo. Wciąż jestem tą ambiwertyczką, nie? - uargumentowałam swoją chęć zbliżenia się do niej. Co z tego, że nie była szczera.
- Ta... Skoro tak sądzisz, to musi tak być - klaczka nie wydawała się być usatysfakcjonowana moją wypowiedzią.
- Dlaczego miałabym kłamać?
Coraz bardziej oddalałyśmy się od klanu. Jeśli dalej chciałyśmy iść prosto, musiałybyśmy wejść na wzniesienie, a ja nie miałam na to zbytniej ochoty.
- Nie o to mi chodzi. Ja i tak nie mogę tego stwierdzić. W końcu nie jestem dwoma grupami, które mają z tobą kontakt i uważają, że znają nie tą samą osobę. A to cecha ambiwertyka - w jej głosie nie skrywały się żadne uczucia, co nadawało trochę grozy jej wypowiedzi.
- Masz skomplikowany tok myślenia - powiedziałam, zmieniając śliski temat.
- Dobrze wiedzieć - mruknęła.
- Naprawdę. Nigdy nie potrafię dociec, co się dzieje w twojej głowie. Twoje wypowiedzi są niespodziewane i czasami aż nazbyt dwuznaczne - starałam się pociągnąć temat, gdyż nie potrafiłam znaleźć innego.
- To miał być komplement? - zmierzyła mnie wzrokiem.
- Ani komplement, ani obelga. Po prostu stwierdzenie.
- To pozytywnie - uśmiechnęła się - Przynajmniej nikt nie daje mi obelg za moje wypowiedzi.
- Choć raz stwierdziłaś, że moja wypowiedź jest pozytywna - odwzajemniłam minę.
Nie dostałam żadnej odpowiedzi, a jedynie jakiś pomruk. Zbliżałyśmy się do pagórka, który aktualnie zasłaniał słońce.
- Hm... To, masz jakieś miejsce, w które byśmy mogły pójść? - zapytałam, licząc na szybką zmianę kierunku.
- Przyznam się szczerze, że nie mam zbytniego obeznania w terenie - dla potwierdzenia swoich słów, palomino pokręciła głową na boki, przyglądając się otoczeniu, jakby była tu pierwszy raz w życiu.
- Tak więc, idźmy po prostu przed siebie. Przynajmniej będzie łatwo znaleźć się później - powiedziałam, godząc się z losem, który pchał mnie z jakiegoś powodu na wzniesienie przed nami.
- Nie wiem. Z moim zmysłem orientacji w terenie wszystko jest możliwe.
Prychnęłam z rozbawieniem. Przerażające było to, że jakaś moja część naprawdę zaczynała lubić Mint.
- Która pierwsza na szczycie? - zaproponowałam, gdyż powoli nudziło mi się suche gadanie i truchtanie.
- Ta, która jest szybsza - odparła ze śmiechem.
- To się zaraz okaże, mądralo. Raz... Dwa... Trzy... Start! - krzyknęłam, ruszając od razu z kopyta.
Biegłyśmy łeb w łeb, chociaż wkładałam wszystkie swoje siły w ruchy. Po przebyciu połowy trasy, Mint zaczęła mnie wyprzedać. Wydawało mi się, że znalazła w sobie jakąś zapasową energię, chociaż brak takowej u mnie także działał jej na kopyto. W końcu dopadła szczyt ze zwycięskim uśmiechem i zaczęła stawać dęba, wciąż śmiejąc się zadowolona.
- Wygrałam - powiedziała, kiedy minęłam jej bok.
- Nie dało się nie zauważyć - mruknęłam.
Wtem mój wzrok przykuła ogromna dziura, znajdująca się przed nami. Z jej ścian wystawało wiele półek skalnych, po których, przy użyciu odrobiny sprytu i siły, można było się dostać na dół.
- Ej, tam da się zejść - machnęłam głową w stronę wgłębienia.
- Jeśli chcesz wybuchnąć - droga wolna - Mint najwidoczniej myślała, że to jakiś wulkan.
- Żartujesz? Patrz tam na dół. Trawa. Boisz się trawy? - spojrzałam na nią z politowaniem, podśmiechując się pod nosem.
- Wybuchnąć z całej złości nagromadzonej i stworzyć nowy krater oczywiście - klaczka zaimprowizowała, co oczywiście wywołało mój śmiech.
- To co, próbujemy się tam dostać? - zapytałam, podekscytowana wizją małej wyprawy.
- Hmm... Wolę ufać twoim wyborom.
- No to za mną - krzyknęłam, podchodząc do krawędzi i skacząc na pierwszą półkę - Idziesz? - cofnęłam się trochę, robiąc miejsce dla Mint.
- Tak - skoczyła i znalazła się koło mnie. Już miałam pójść dalej, kiedy klaczka spadła na sam dół.
- Mint?! Żyjesz tam?! - zapytałam, naprawdę przerażona.
- Tak - uspokoiłam się. Jeśli była w stanie normalnie mówić, to znaczy, że nic wielkiego jej się nie stało - Trochę się poharatałam, ale wynagradza to zabawa przy spadaniu w dół.
- Ja bym tego nie nazwała zabawą. Pozwolisz, że ja zejdę tradycyjnym sposobem - przeskoczyłam poziom niżej.
Kiedy zeszłam na sam dół, zastałam Mint. Jej sierść była poprzecinana czerwonymi plamami, jednak ona zdawała się nie zwracać na to uwagi. Stała, przyglądając mi się z uśmiechem.
< Mint? >
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!