— Witaj, matko. - zawtórowałem Mint, nie mając innego pomysłu - Już jesteśmy... - dodałem, obrzucając nieco zdezorientowanym spojrzeniem grupę koni gotowych do wyruszenia.
— To dobrze. W samą porę. - odparła po chwili mama, wciąż wpatrując się w naszą dwójkę. Czekałem z niepokojem na jakieś słowo pogardy, wyrok, jednak nic z tych rzeczy nie następowało. Milczenie było właściwie znacznie gorsze. Nigdy nie byłem do końca pewny, co myśli o tym, co ją otacza, ale teraz miałem kompletny mętlik. Z jednej strony, ona również kiedyś zakochała się w ojcu i wreszcie połączyli się więzem partnerskim, a z drugiej...
— Mint, radziłabym ci już dołączyć do U'schii. - rzekła klacz. Moja towarzyszka posłusznie ruszyła kłusem w kierunku rodzicielki, rzucając mi to ostatnie spojrzenie, pełne znaków zapytania. Matka skinęła na mnie głową, lecz przy tym się uśmiechając. Odwzajemniłem gest, na ten moment wzdychając z ulgą. W końcu klan wyruszył w dalszą podróż, a my - źrebięta - ostatecznie poczuliśmy się uwolnieni od tyranki. Wątpię, by była na tyle głupia, aby napaść w pojedynkę na całe, duże stado gotowych do walki koni.
Znów przypomniały mi się pocałunki, smak jej warg, to uczucie wzniesienia pod niebiosa. Nie byłem teraz pewien, czy chciałbym to powtórzyć, lecz wiedziałem, że ją kocham. Jeszcze piękniejsza była świadomość, że klaczka czuje to samo - teraz będę mógł robić to otwarcie, bez skrępowania. Niegdyś dusiłem w sobie tę miłość. Wreszcie pozwoliłem jej się uwolnić. To było jak zdjęcie z barków wielkiego ciężaru.
<Mint? Co się tam u ciebie w umyśle dzieje? XD>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!