Wiadomość od władcy nie była jakoś wesoła. Zmarszczyłam czoło, ostro wpatrując się w Williama, poczułam wątpliwości, czy dobrze zrobiłam zwracając uwagę na ogiera. Po chwili odpędziłam od siebie te myśli, gdyby nie pomoc, koń z pewnością zmarłby z braku krwi albo zakażenia. Prychnęłam. Po jakimś czasie cały Klan wyruszył na poszukiwanie dobrego miejsca, dwunogi nie specjalnie się nami interesowały, choć widziałam je wyraźnie na wzgórzu dość dużą odległość od nas. Kręcili się i chodzili w kółko.
-Nie podoba mi się to, Kirk.. –mruknęłam to partnera, zwracając głowę do ludzi.
-Spokojnie, nie powinni się do nas przyczepić.. –odparł Kirk, a ja lekko kiwnęłam głową.
-I tak czuję się źle, czując ich obecność.. –powiedziałam po czym ruszyliśmy dalej. Po jakimś czasie znaleźliśmy dogodne miejsce a konie poukładały się wygodnie pod koronami drzew. Razem z Kirkiem leżeliśmy wygrzewając się na słońcu, a nasze córki były gdzieś nieopodal.
-Ale one szybko urosły.. –szepnęłam, obserwując kroki Vayoli i Khairtai.
-Faktycznie.. wydaję się, że to trwało chwilkę.. –odparł ogier, również patrząc na klacze.
-Są już dorosłe.. –westchnęłam spoglądając na źdźbło trawy. Kirk popatrzył na mnie.
-Smutno Ci?-zapytał mój ukochany, muskając mnie lekko pyskiem.
-Może.. to przykre, że nie będę mogła już się nimi opiekować.. my nie będziemy mogli.. –odparłam cicho, a ogier mnie przytulił. –Ale cieszę się, że są zdrowe i wolne.
-Właśnie tak –uśmiechnął się Kirk, a ja odwzajemniłam uśmiech i znów popatrzyliśmy na klacze. Obudziłam się w środku nocy, panował mrok, ale księżyc świecił bardzo jasno. Wstałam i wybrałam się nad strumyk. Błyszczał i ślicznie falował, zanurzyłam w nim pysk i poczułam ulgę, kiedy chłodna i letnia woda uderzyła mnie o pysk. Wtem dostrzegłam Williama, ogier nie spał i patrzył niespokojnie w prawo i lewo. Podniosłam głowę, a wtedy zobaczyłam dwunożnych, którzy zbliżali się w stronę noclegu Klanu.
<Kirk?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!