Gdy tylko klacz zapytała się mnie o mój problem... To jakby wstąpiła we mnie nowa energia. Zachowanie godne potępienia. Sama tego żałuję co robię, ale wszystkim naopowiadam jakie to jest cudowne. Po prostu czysty idiotyzm... Ale co zrobić jak nawet i umysłem twoim to żądzi. Ja nie mogę.
I wtedy zobaczyłam, że U'schia chce odejść. Znaczy stawia wielkie kroki w tym kierunku. Przeraziłam się wtedy okropnie bo bardzo chciałam kogoś poznać. A wiadomo, że jak chce się kogoś ponać to najlepiej, żeby obiekt zainteresowań nie uciekał.
- Hej, poczekaj. - Powiedziałam, prawie krzyknęłam. Za gwałtownie. Klacz zatrzymała się wpół kroku. Kontynouowałam więc. - Przepraszam. E... - Szukałam w głowie jakichkolwiek, sensownych słów. - No bo to jest tak, że ja sama się tego wstydzę i w ogóle tego nie chcę. A koszmarnie trudno od tego odejść jak się raz spróbowało. Przypadkiem, oczywiście. Przymierałam wtedy z głodu i w akcie desperacji, zjadłam tę trującą roślinę. - Westchnęłam. I dotarło do mnie co powiedziałam, również w akcie desperacji. Zająknęłam się i nie mogłam się przemóc, żeby wyjść z tej głupiej sytuacji, coś normalnego powiedzieć. Zacięłam się i stałam jak porąbana. Ach, może jakoś to będzie...Nie pomyśli, że jestem jakaś upośledzona i ze mną jeszcze pogada...Niech mi ktoś powie jak nawiązuje się te cholerne kontakty z innymi końmi.
<U? Pogadamy jeszcze? I sorry, że takie koszmarnie krótkie, ale jakoś ostatnio nie mam weny>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!