Bardzo długo rozmyślałem o mamie. Czułem się strasznie. Każdy próbował mnie w jakiś sposób pocieszyć. W końcu mój stan pogorszył się tak, że nie mogłem oddychać. W końcu położyłem się na trawie. Ktoś chyba do mnie podbiegł, ale nawet nie zwróciłem na to uwagi. Zamknąłem szybko oczy. Niektórzy pomyślą, że to mój wielki koniec. Mylą się. Obudziłem się. Okazało się, że od tego wszystkiego zemdlałem. Medycy szybko jednak zareagowali. Dzięki temu nie mogło mi się już nic stać. Nie wiem o co im wtedy chodziło, ale czułem, że o czymś zapomniałem. Jednak pomyślałem, że może lepiej o tym nie pamiętać? Jednak nie dało mi to spokoju. Co chwila ktoś mnie pytał o samopoczucie. Jakbym miał o tym zapomnieć! W końcu nie wytrzymałem. Jednak nie chciałem zawracać nikomu głowy, więc sam musiałem pomyśleć. Poszedłem do lasu żebym coś sobie przypomniał. Jednak nic nie przychodziło mi do głowy. Zacząłem wariować i myśleć, że chodziło im o to, że mój stan jest za bardzo zapłakany żebym mógł przeżyć. Jednak nic takiego mi się nie przypominało. Nagle spotkałem Arrowa.
- Witaj! Jak tam zdrowie? - zaczął rozmowę Ogier.
- Dobrze, a co miałoby się stać? - spytałem myśląc, że może ogier wygada sekret. Jednak mi się to nie udało.
- N-nie, nic. Tylko się pytam, b-b-bo pomyślałem, że coś mogło ci się stać, czy c-c-coś... Hehe... - odpowiedział Arrow. Bardzo zadziwiło mnie to, że się jąkał. Przecież byliśmy zaufanymi przyjaciółmi! Jednak pominąłem tą myśl.
- Arrow, a jak tam twoje siostry? - spytałem.
- Super, choć... Dalej się ze mnie śmieją... Nie wiem czemu. Czy znowu to przez chód? Tak, jestem może kaleką, ale no... A co u twojej matki? Znaczy... O! Jak późno... To ja lecę, pa! - krzyknął, po czym pobiegł w stronę stada. Na początku zdziwił mnie fakt, że tak się spieszył. On nigdy tak nie pędził, bo nie chciał żeby mu się coś stało, bo wystarczy mu już że jest kaleką! Ale... Później sobie coś przypomniałem... Powiedział... MAMA! Moja mama przecież nie żyje! Kasja, ta wredna klacz ją za-za... Zabrakło mi aż słów... Szybko popędziłem galopem w stronę stada. Na miejscu spotkałem Arrowa. Rozglądał się właśnie.
- Arr-Arrow? Czego szukasz? Pomogę ci! - powiedziałem. Mój stan się pogarszał. Pewnie mój wygląd też nie wyglądał za dobrze...
- O! Zee... Em... Szukam rodziny. Pomo... Jak ty wyglądasz??? Co ci jest? - spytał Arrow. Kiedy usłyszałem jego wypowiedź zrobiło mi się jeszcze gorzej. Zakręciło mi się w głowie.
- Wiesz, jednak nie mog-mog... - próbowałem wykrztusić, ale nagle płacząc położyłem się na trawie. Arrow nie pomagał. Pobiegł tylko. Kiedy myślałem, że to koniec okazało się, że Arrow przybiegł z medyczką. Nagle wstałem.
- Nie da się o tym zapomnieć... Naprawdę... - powiedziałem.
- Twoja mama nadal tu jest! O tutaj! - powiedziała, wskazując na moje serce.
- Ta śpiewka działa tylko na dzieci. Może to prawda, ale to tylko wspomnienia... - powiedziałem zaczynając płakać jeszcze bardziej.
- Nie nie! Wspomnienia są w mózgu, a Mondream jest w twoim sercu! Mówię ci! - powiedziała.
- A mogę zostać chwilę sam? Albo cały dzień... - spytałem.
- Dobrze, ale wołaj mnie albo Mint! Nie zapomnij, że też jestem medykiem! Może nie takim jak Mint, ale nadal medykiem! - powiedział Arrow. Nagle oboje sobie poszli. Miałem w końcu spokój. W nocy, kiedy już spałem coś mnie połaskotało. Obudziłem się.
- Witaj, to J-A! Twoja matka - powiedział wiatr.
- Em... Z kim mam przyjemność rozmawiać? - spytałem. Nie mogłem wierzyć komuś, kogo nawet nie widziałem.
- Synku, już wszystko dobrze. Jak chcesz ze mną się spotykać tak co noc, to utrzymaj to w tajemnicy! - powiedziała postać wyglądająca jak moja matka, tylko niewidzialna. Świeciła bielą, choć trochę jak na jakimś rysunku. To wyglądało jakby nasz świat był jednym wielkim obrazem! Czarno było jak to każdej nocy, choć powinny być gwiazdy. Jednak ich nie było. Nie było także księżyca. Jedyną białą, a na dodatek świecącą rzeczą był... DUCH MOJEJ MATKI! Płacząc przytuliłem ją. Nagle przypomniałam sobie sceny z życia mnie jako nastolatka, kiedy to nie byłem zbyt miły dla mojej matki. Zawsze jednak byłem nazywany małym źrebakiem. Tym razem też mnie tak nazwała, kiedy to przypominała mi jak to się działo. Tym razem nie wkurzyłem się na nią, tylko czule popatrzyłem. Jednak dalej płakałem i nie byłem pewien, czy to nie jest sen. Mama zaczęła jeszcze coś mi opowiadać. Później powiedziała, że powinienem już spać, by jutro mieć siłę na cokolwiek. Od razu się położyłem. Zanim zasnąłem mama przytuliła mnie. Zasnęła pierwsza. Ja zaraz za nią. Następnego dnia nie było już mojej matki. Jednak obudził mnie Arrow.
- I jak? Lepiej się czujesz? - spytał z nadzieją.
- Tak, dużo lepiej... - odpowiedziałem z uśmiechem patrząc w niebo. Już chciałem powiedzieć ogierowi o wszystkim co przeżyłem, jednak przypomniałem sobie, że mama powiedziała o tym, by był to nasz sekret. Następnej nocy także spotkałem matkę. Tym razem nie miałem tyle szczęścia. Arrow nagle przyszedł. Klacz uciekła. Dosłownie rozpłynęła się w powietrzu. Arrow stanął obok mnie.
- No i jak? Dobrze się śpi po tym wszystkim? - spytał. Byliśmy oboje trochę zaspani.
- Tak - odpowiedziałem.
- Dlaczego nie płaczesz? Ja bym płakał całą wieczność, więc to mnie nie pokoi - powiedział. Jednak ja zdążyłem zasnąć. On poza tym też zasnął. I tak mijały dni. Były to bardzo szczęśliwe dni. Co noc odwiedzała mnie matka. Arrow i Erina podobno spodziewali się źrebaków! Byłem szczęśliwy, a Arrow dużo mi o tym wszystkim opowiadał. Na przykład jak nazwie dzieci jak będzie miał ogierka i klaczkę. Choć najwięcej pomysłów miał przy dwóch ogierach. Jeżeli miały być 2 klaczki, to miałby imię tylko dla jednej. Ale ten temat zostawię na później. Dalej ciągnijmy historię z moją mamusią. Pewnej nocy przyszła wraz z kimś innym. Także duchem. Nie kojarzyłem nikogo takiego.
- Zee, to jest twoja babcia, Mefira - powiedziała do mnie poważnie.
- W-w-witaj, babciu... Jeszcze nigdy cię nie spotkałem... Mama o tobie dużo mówiła! - pochwaliłem klacz. To przecież mama wszystko mi opowiadała. No... Mama też nie byłą zbyt dobra dla swojej matki. Podobno babcia jej nie odwiedzała.
- Cześć Zee! Miło cię poznać! - powiedziała babcia. Następnej nocy nikt już nie przyszedł. Zacząłem się niepokoić. Nie mogłem spać. Pomyślałem, że pójdę gdzieś rozejrzeć się, czy nic się nie dzieję. Nagle usłyszałem odgłosy walki dochodzące z krzaków obok. Kiedy wyjrzałem za krzaki nie wierzyłem własnym oczom! Były tam duchy i jakiś czarny diabeł. Diabłem tym była Kasja, jednak dziwiło mnie to, że Kasja była również duchem. Jak to mogło się w ogóle zdarzyć!? Przejdźmy dalej. Walczyły też trzy inne duchy. Była tam moja matka, oraz dwa których nie znałem. Wszystkie walczyły zacięcie. Dręczyła mnie pewna myśl-a co jeżeli się zabije ducha? Bardzo zmartwiłem się o moją mamę. Wolałem jednak tam nie iść. Żeby zachować bezpieczeństwo a co ważniejsze życie, szybko pobiegłem w stronę stada. Następnego dnia obudziłem się wcześnie. Szybko pobiegłem do miejsca, gdzie wczoraj w nocy toczyła się bitwa. Myślałem, że coś tam będzie. Jednak nie było ani śladu. Tylko przyciągający uwagę świecący klejnocik. Świecił jak duch! To mogło znaczyć, że któryś z duchów umarł, czy jak to inaczej nazwać. Zacząłem się modlić o to, by to nie był klejnot z mojej mamy. Jednak nie tylko tym się przejmowałem-czego nie było tam babci? No mogłaby być za stara, ale przecież kiedy ją widziałem ostatnio wyglądała na młodą. To mogło znaczyć tylko jedno-w niebie nie przybywa ci lat!!! Skoro tak, to dlaczego nie było tam babci? Jednak w tej chwili przyszedł Arrow.
- Cześć, mam ci coś do powiedzenia... - powiedział Arrow wyglądający na szczęśliwego. Całkiem zapomniałem, że jego partnerka jest w ciąży! Może wiedział już jak nazwać 2 klaczkę?
<Arrow? Nagły napływ weny! AAAAAAAAAA!>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!