- Witaj, jestem Niko. Należysz do jakiegoś stada? - jej przyjazny, melodyjny głos odbijał mi się w uszach. Była dość... Bezpośrednia.
- Nie - odparłam krótko. Nie czułam potrzeby otwierania się przed pierwszą lepszą osobą.
- Szkoda. Błąkam się tak samotnie od dobrych kilku dni, nie zdzierżę kolejnego dnia samotności. Ale czekaj, skoro nie należysz do żadnego stada, to pewnie również wędrujesz w poszukiwaniu jakiegoś? - nie musiała kończyć, bym zrozumiała, o co jej chodzi.
- Nie poszukuję towarzystwa - łaciatka spojrzała na mnie błagalnie - ...Ale dla ciebie zrobię wyjątek - westchnęłam. O matko, Mivana, kiedy stałaś się taka miękka?
- Dziękuję ci bardzo - moje nowe towarzystwo sprawiało wrażenie, jakby za chwilę miało pęknąć z nadmiaru radości. Wnet pokonała rzekę, po czym, przemoczona do suchej nitki, stanęła u mojego boku - Gdzie idziemy? - wstrząsnął nią dreszcz, który porozrzucał krople z jej sierści we wszystkie strony. Nie mogłam uniknąć tej wątpliwej przyjemności.
- Przed siebie? - mimowolnie przewróciłam oczami. Jej osoba była dla mnie stanowczo zbyt naładowana pozytywną energią.
- Zatem w drogę!
Dałam kilka kroków przed siebie. Tylko tyle potrzebowałam, żeby usłyszeć jej śmiech.
- Ktoś ci wsadził gałąź w tyłek? Poruszasz się jak jakaś rasowa damulka.
Zatrzymałam się. Zwyczajnie wbiło mnie w ziemię. Takiego komentarza... Jeszcze nie słyszałam. Jasne, niektóre konie komentowały mój chód jako elegancki, pełen gracji, niekiedy nazbyt dumny, ale żeby coś takiego...?
- Wybacz, jeśli irytuje cię mój sposób poruszania. Ale w moim poprzednim stadzie rzeczywiście zajmowałam bardzo wysokie stanowisko, więc jeśli potrzebujesz wytłumaczenia, proszę.
- Nie, po prostu... Czy to nie jest męczące? Nie lepiej iść jak normalny koń?
- Sugerujesz, że jestem NIEnormalna? - prychnęłam na nią. Chyba zmienię zdanie i zostawię ją na pierwszym lepszym przystanku...
- Oczywiście, że nie. Ale może spróbuj przynajmniej...
Westchnęłam głęboko, chcąc ukoić nerwy. Dam radę, dam radę. Postawiłam przed siebie kilka kroków, starając się naśladować moją towarzyszkę. Nie mogę powiedzieć, że było mi wygodniej, lub że mi wyszło. Po kilku bardzo chwiejnych i niewygodnych ruchach zaprzestałam tego cyrku.
- Jeszcze jedno słowo odnośnie mnie, a zginiesz na miejscu - powiedziałam, patrząc z obojętnością przed siebie.
Ta podróż będzie dłuższa, niż przewidywałam.
CDN
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!