Skręciłem w prawo, w puszczę. Idąc wolno, rozglądałem się za jakimś konkretnym przedmiotem do ćwiczeń. Przy okazji czasami zrywałem się gwałtownie do przodu i robiłem serię wygięć między drzewami, niekiedy zaliczając bliższe spotkanie z chropowatym pniem. Wreszcie moją uwagę przykuła leżąca pośrodku wykrotu kłoda. Niezarośnięta, a więc jeszcze świeża, niespróchniała, a co za tym idzie - ciężka. Idealna.
Zerwałem dwie długie witki bluszczu i owinąłem je wokół przedmiotu, po czym złapałem je w zęby i zacząłem ciągnąć z całych sił. W pocie czoła przedzierałem się przez las razem z tym bagażem, aż na otwartą przestrzeń. Tam porzuciłem balast i pozwoliłem mięśniom odpocząć, wypijając trochę wody z kałuży.
Zerwałem dwie długie witki bluszczu i owinąłem je wokół przedmiotu, po czym złapałem je w zęby i zacząłem ciągnąć z całych sił. W pocie czoła przedzierałem się przez las razem z tym bagażem, aż na otwartą przestrzeń. Tam porzuciłem balast i pozwoliłem mięśniom odpocząć, wypijając trochę wody z kałuży.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!