Wieczorny postój przyjęłam z ulgą. Dobra kondycja mimo wszystko nie niwelowała objawów starzenia, a dziś pokonaliśmy spory kawał drogi. Z relacji kułanów wynikało, że jesteśmy już blisko. Okolica zrobiła się bardziej sucha, a w związku z tym zmieniła się również szata roślinna. Mniej lasu, więcej stepu. Szczęśliwie znaleźliśmy jakiś ciek wodny w zagajniku i z marszu postanowiliśmy się przy nim zatrzymać. Jako pierwszemu obowiązek trzymania warty dostał się Cardinanowi. Miriada nie była nawet brana pod uwagę. Skubała trawę jak wszyscy, oczywiście w towarzystwie Etsiina. Miło mi się patrzyło na tę parę przyjaciół. Po powrocie do klanu będzie co świętować. W każdym razie ogier miał na nią niemalże zbawienny wpływ, i miałam wobec niego dług. Wędrując po polanie za roślinnością, wkrótce znalazłam się bliżej nich.
— Cześć. Jak się masz, mamo? - zagaiła moja córka.
— Hm...? Jakiś kosmyk wyłamał się z szeregu? - odparłam z lekkim uśmiechem, próbując poprawić grzywę. Rozmówczyni zaśmiała się krótko. - Masz ochotę się przejść ze starą matką?
— Idź. - dodał stanowczo nakrapiany koń. Klacz rzuciła mu coś na pożegnanie i dołączyła do mnie. Przeszłyśmy tak kawałek, zagłębiając się nieco w las, do tego stopnia, by nikt nas nie usłyszał. Rosła tu nienadgryziona jeszcze przez nikogo, soczysta trawa. Zabrałyśmy się ochoczo do jedzenia. Po pewnym czasie, z pełnymi żołądkami, stanęłyśmy obok siebie, chłonąc żywiczy zapach lasku.
— Szczerze mówiąc...dopiero teraz naprawdę zdaję sobie sprawę, jaki świat jest wielki. - mruknęła Miriada.
— To trzeba po prostu przeżyć. Jak wszystko. - odparłam lakonicznie. Przysunęłam pysk do jej szyi, chcąc wyciągnąć z włosów jakąś gałązkę, jednak odskoczyła prędko zaskoczona, prychając. Byłam już do tego przyzwyczajona, ale rzecz jasna zdarzało mi się zapomnieć. Teraz obie miałyśmy wyrazy pełne poczucia winy. Szybko jednak zacisnęłam zęby, podeszłam do córki i spojrzałam jej w oczy.
— To nie twój błąd. Nie przejmuj się tym. - westchnęła cicho, uspokajając się i podnosząc powoli wzrok. - Nieważne, co było i będzie. Zawsze będziemy cię kochać. - ku mojemu zdziwieniu w oczach klaczy, kładącej się powoli na ziemi, pojawiły się błyszczące łzy. Położyłam się natychmiast obok, mimo wszystko czując rosnące napięcie i zaniepokojenie.
— Ja...ja muszę ci coś powiedzieć. Chyba...już nadszedł...czas. - zamieniłam się cała w słuch, aczkolwiek starałam się nie popędzać jej spojrzeniem. To przełom. Byle tego teraz nie zepsuć... - Oni...oni mnie... - widać było, że walczy ze sobą. Czułam, że za moment nie wytrzymam, patrząc na jej cierpienie. - Oni mnie zgwałcili... - przemówiła Miriada, ostatecznie się rozsypując. Zszokowana, nieświadomie wstrzymałam oddech. Mój świat obrócił się o 360 stopni. Zgwałcili...co?Jak?Gdzie? Oni ją zgwałcili...
Podniosłam się gwałtownie.
— Mamo? - spytała cicho córka, aczkolwiek nie dotarło to do mnie. Obróciłam się w lewo, po czym stanęłam dęba i rzuciłam się przed siebie cwałem, z ogromną prędkością szarżując prosto na najbliższe, młode drzewo. Uderzyłam w nie przednimi kopytami z taką siłą, że ból przeszył całe moje ciało, dając mi jednak niesamowitą ulgę. Pień zatrzeszczał złowrogo. Błyskawicznie cofnęłam się o krok i sprzedałam mu kopa z półobrotu, łamiąc tym razem drewno. Ostatni, trzeci cios, ostatecznie pokonał roślinę, która z ogromnym hukiem zaczęła walić się na swoich sąsiadów, płosząc okoliczne ptactwo, dodające do harmidru swoje okrzyki. Dyszałam ciężko, próbując odgonić stojące mi przed oczami mroczki. Było mi trochę słabo.
— Mamo! - obok mnie pojawiła się zapłakana Miriada. Uśmiechnęłam się słabo.
— Już...już mi lepiej. Musiałam... - rzekłam jak najbardziej uspokajającym tonem. Nie zdążyłyśmy wymienić więcej słów, ponieważ na polanę wpadł Etsiin, a za nim Cardinano.
— Nic wam nie jest?! - krzyknął, wyraźnie podenerwowany, po czym zaczął przenosić wzrok to na naszą dwójkę, to na drzewo.
Parsknęłam cicho, po czym zaśmiałam się dźwięcznie, donośnie. Klacz "wzruszyła ramionami", dołączając do mnie.
KURTYNA W DÓŁ
TAK, WIEM
YATGAAR W KOŃCU WRACA DO ŻYWYCH GRY
#Jumanji, co do tego, co dałaś na końcu
OdpowiedzUsuń