Dziś przyszedł czas na sprawdzenie umiejętności w walce. Wcześniej podreperowana przeze mnie pod różnymi kątami sprawność miała tu drugorzędne znaczenie - liczyła się przede wszystkim technika, sposób zadawania ciosów i zdolność ich unikania, której nie dało się wyszkolić inaczej, jak w prawdziwej potyczce. Możesz przenosić góry i wić się jak wąż, a bez metody niewiele zdziałać. Byłem pod tym względem jednym z tych wybitniejszych, lecz od dłuższego czasu - z drugiej strony całe szczęście - nie ćwiczyłem tego. Wszystko, co nieodnawiane, niedoskonalone, niekorygowane, powoli zanika. To powszechnie znana prawda.
Obudziłem Boroo o świcie, żeby nie niepokoić innych członków klanu. Odeszliśmy na odległość zagłuszającą wszelkie możliwe odgłosy walki. Ustawiliśmy się naprzeciwko siebie i rozpoczęliśmy pojedynek. Krążyliśmy naokoło dobrą chwilę, oceniając przeciwnika, po czym zwarliśmy się. Koziorożec mnie nie oszczędzał, i mogłem to odczuć, aczkolwiek skończyło się tylko na małych ranach po obu stronach. Później spróbowałem z bronią, będącą przeciwwagą dla rogów mojego towarzysza.
Po powrocie do stada zdążyłem się jeszcze nawet zdrzemnąć.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!