— Zobaczymy. - mruknęłam krótko, po czym zajęłam się na przemian skubaniem trawy i ostrzeniem kopyt. Pień był śliski, mało chropowaty i dość cienki, więc szło mi to niesporo.
— Będę tu niedaleko. - rzekła klacz, po czym oddaliła się. Sama stanęłam teraz spokojnie i zajęłam się obserwacją pociech pogrążonych w swoim świecie. Czasem zatrzymywały się na moment lub dyskutowały o czymś mniej lub bardziej podniesionym tonem, by zaraz ponownie rozpocząć szaloną gonitwę albo udawaną walkę z w większości groźnym potrząsaniem grzywą, pikowaniem spojrzeniem i stawaniem dęba. Niektórzy zajmowali się w tym czasie ,,cudami" świata, jak owady czy wyjątkowo ciekawe kwiaty. Spojrzałam od niechcenia w niebo; słońce stało już wysoko, prawie u szczytu swej wędrówki, co przypomniało mi o pewnej ważnej rzeczy: nauka. Powinniśmy już iść.
— Miriada! - krzyknęłam do gromady, by wyłonić moją córkę, czyli najlepszego posłańca który zrobi to bez ociągania. - Zawołaj braci. Idziemy.
— Dokąd? - spytała zaciekawiona klaczka.
— Na naukę... - odparłam. Czekałam, gdy przepychający się jeszcze Dante i Shiregt podeszli i ruszyli za mną.
— Dobrze, że jesteście. - Eragon przywitał się z uśmiechem (chyba trochę sztucznym...). - To co, zaczynamy. Możesz już iść, pani. - dodał.
— Chętnie to sobie poobserwuję. - odpowiedziałam, zajmując wygodną pozycję. Nudziło mi się dziś bardzo, a to akurat dobre urozmaicenie. Zajęcia przebiegały gładko. Wszystkie źrebięta radziły sobie z zadaniami, lepiej lub gorzej. Po dłuższym czasie nastąpił koniec zajęć, jednak równocześnie nadeszła pora na trening walki z Kasją. Dzieci jednak potrafiły się jednocześnie bawić i uczyć, choć po dwóch turach wracały z mniej radosnymi minami. Na spotkanie wybiegły im Khairtai i Vayola, potomkowie Kirka i Valentii. Najwyraźniej całkiem nieźle się dogadują. - stwierdziłam, obserwując źrebięta.
<Valentia? Meh....>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!