Uśmiechnęłam się szeroko. Wszyscy mieliśmy po tym zapasiku energii, a nogi aż kusiłyby go wykorzystać. Czasami U'schia przechodzi obok i patrzy na mnie w podziwem, zadziwia się moją kondycją, co już nie raz mi przyznała. Shiregt znowu musnął mnie lekko, a ja wiedziałam, że czeka mnie złapanie wszystkich. Nie, żebym narzekała, gonienie za innymi jest całkiem przyjemną sprawą, ale jednak wolę to uczucie beztroski w dawaniu nóg za pas. Po niecałej godzinie byliśmy już całkowicie wycieńczeni, kończyny nam lekko drżały, a bez zakwasów się nie obyło. Jednakże wszystko wynagrodziła nam radość z zabawy oraz wspólne śmiechy i chichy. Właśnie leżałam na górce obok przyszłego władcy, a słońce chyliło się ku horyzontowi, nadając niebu pięknych barw. Dante i Miriada przez wspólne wybryki sturlali się na podnóże zbocza. W końcu postanowiliśmy poszukać naszych rodzin. Ja już wypoczęta po harcach, w podskokach leciałam do złotej arabki. Ona na to posłała mi lekki uśmiech.
-Dobrze się bawiłaś?- zapytała łagodnie.
-Owszem- odpowiedziałam i zaczęłam się trochę denerwować, gdyż w głosie „macochy” dało się wyczuć dziwny ton głosu.
-Niedługo nauki. Khokh, władca klanu, ojciec Miriady, Dantego i Shiregta, zresztą pewnie go już poznałaś, będzie was uczył etykiety, czyli dobrego zachowania i ogólnie jak przetrwać.
Nie bardzo pojmowałam, po co mi to wszystko, ale postanowiłam już nie drążyć tematu. U'schia jednak kontynuowała.
-Rozpoczynają się jutro...
<Shi? Idziesz na lesson?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!