Szarpałam się jak mogłam, ale lina ściskała moją szyję, nie pozwalając na wydostanie się z jej więzów. Ludzie szamotali się przy obozie, a nas przywiązali do jakichś słupków. Kilka dwunożnych zebrało się wokół nas, zainteresowanych naszym przybyciem. Kilka nas dotknęło i choć nie podobało mi się to w żadnym stopniu, nie miałam wyboru, jak stać w miejscu i zachowywać się potulnie. Vayola wyglądała również jakby miała wybuchnąć. Obie znajdowałyśmy się w tragicznej sytuacji. Po chwili jeden z ludzi przyprowadził drugiego, wysokiego i umięśnionego.
-Wołałeś, szefie –mruknął pod nosem, wkładając swoje ręce w ubranie, moje spojrzenie niespokojnie wertowało całe otoczenie, nie widziałam żadnej drogi.
-No, wreszcie, Chase! –zawołał ,,szef”, gładząc Vayolę po szyi, mojej siostrze widocznie to przeszkadzało, ale nie chciała nas pewnie jeszcze bardziej wkopać. Posłałam jej przerażone i pełne złości spojrzenie. Ona odpowiedziała tym samym, w moim ciele buzowała chęć ucieczki i dania w mordę grupce tych całych głupich istot.
-No, jestem, o co chodzi? –zapytał, ale kiedy nas zobaczył kiwnął głową.-Ah tak.. ładne sztuki, myślę, że będą naprawdę pożyteczne –powiedział, a szef wysłuchał jego słów w skupieniu.
-Tak myślisz? –odparł ostro, chcąc znać szczerą odpowiedź.
-Bez wątpliwości.. –powiedział Chase, a szef posłał mu troszkę wkurzone spojrzenie. Potem się odezwał.
-No dobra! Do namiotów! Jutro je zabierzemy! Justin będzie zadowolony –szef oparł się o słupek, do którego byłam przywiązana. Wszyscy rozeszli się do swoich ,,namiotów” a szef zmierzył nas okrutnym spojrzeniem.
-No.. klaczki. Nie ważcie się uciec.. –powiedział, a potem roześmiał się i również zniknął w namiocie. Światła zgasły, a Chase zgasił ognisko. Otuliły nas kompletne ciemności.
-Vayola.. boję się.. –szepnęłam do siostry, która tak samo jak ja, nie wyglądała najlepiej. Obie byłyśmy blade i przerażone.
-Nie martw się… coś wymyślimy.. –odparła klaczka, ale mnie to nie uspokoiło, przez następne godziny trzęsłam się, a łzy spływały mi po pysku.
=RANO=
Ludzie obudzili się wcześnie i nie zwlekając, odwiązali nas i przywiązali do jakiegoś gniadego konia, który patrzył na nas ze współczuciem. Szef wsiadł na konia, a ten, pociągnął nas w niewiadomy los.
<Vayola?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!