Szedłem przodem. Wędrówka przebiegała wręcz podręcznikowo, więc bez obaw zwolniłem nieco kroku i już po chwili znajdowałem się prawie na końcu grupy, gdyż wszyscy poruszali się dość sprawnie i szybko. Rozejrzałem się dookoła i zobaczyłem, że La Vida idzie trochę na uboczu i z zaciekawieniem obserwuje teren, a także członków klanu. Widać taka wędrówka była dla niej czymś nowym. Postanowiłem więc do niej podbiec i zając jej trochę czasu rozmową. O dziwo dobrze mi się z nią rozmawiało i nie uznawałem czasu spędzonego z nią za stracony. Przynajmniej nie tak bardzo. Podbiegłem więc do niej i zapytałem:
- I jak ci się podoba taka wędrówka? Dla ciebie to chyba coś nowego?
- Tak, choć nie do końca. Kiedy byłam mała, podróżowałam z moją rodziną, ale nie zbyt wiele pamiętam z tego okresu- powiedziała klacz. Zdawało mi się, że trochę posmutniała. Wiedząc, jak bolesne potrafią być wspomnienia, postanowiłem jakoś odwrócić jej uwagę od tego tematu.
- A jak w ogóle podoba ci się życie w naszym klanie?- zapytałem.
- Jak na razie nie mam na co narzekać- odparła La Vida.
- Cieszę się, że tak mówisz- odpowiedziałem. Zapadła chwila ciszy. Jednocześnie w mgnieniu oka znikąd nadciągnął zimny wiatr i przyniósł ze sobą mnóstwo burzowych chmur. Było to dość niezwykłe zjawisko, gdyż w tym okresie roku rzadko zdarzały się tak nieoczekiwane zmiany pogody. Podszedłem do dwóch koni, którym powierzyłem kierowanie wędrówką.
- Tutaj nie ma miejsca, gdzie moglibyśmy się zatrzymać. Idźcie dalej, może gdzieś po drodze spotkamy odpowiednie schronienie przed burzą- powiedziałem. W odpowiedzi oba konie pokiwały głowami. Nie wróciłem już do La Vidy, tylko zostałem na przodzie. W oddali ujrzałem pierwszy błysk.
<La Vida>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!