- Kiedy słońce już wstanie, chciałam cię prosić, żebyś obudziła resztę. Musimy mieć wystarczająco dużo czasu do przygotowanie się. Dziękuję także za wsparcie w ostatnich dniach...-skończyłam nieco ciszej, grzebiąc kopytem w ziemi, ciemnej i żyznej. Po jednym ze źdźbeł trawy mknęła na błyszczących nóżkach mała biedronka, z lśniącym czerwonym grzbietem na którym znajdowały się okrągłe, czarne kropki. Kąciki moich warg uniosły się lekko do góry, a widząc że klacz chce coś jeszcze powiedzieć, dodałam pospiesznie:- Idź już się zdrzemnąć.-Zrezygnowała ze swego zamiaru i odeszła dalej, w kierunku wyższej niż inne kępy trawy. Sama jeszcze parę chwil spędziłam na leżeniu odwrócona do słońca, obserwując powstawanie rosy na łodyżkach roślin. Było to takie proste, a zarazem piękne, gdy kropelki wody pojawiały się w pobliżu, zginając drobne listki swym ciężarem. Podniosłam głowę i wstałam, otrzepując się z wilgoci. Rozejrzałam się dookoła by sprawdzić, czy wszystko w porządku, lecz przez noc nic się nie zmieniło. Nie licząc świata. Cały czas się zmienia. Czas też. Odszukałam jakąś większą kałużę i napiłam się trochę wody, co zaspokoiło na krótki czas pragnienie, chociaż z drugiej strony je nasiliło. Następnie skubnęłam na śniadanie parę kęsów trawy i ustawiłam się na brzegu stada. Znajdowaliśmy się na płaskowyżu otoczonym wzniesieniami, ale na horyzoncie widać było linię drzew. Przez moment miałam złudzenie rzeki, lecz szybko okazało się, że to tylko las. Ale i to było dobrym znakiem, bowiem w pobliżu Eg znajdował się spory, sięgający daleko, raczej przejrzysty i tętniący życiem, a przy tym wskazujący kierunek południowy. Odwróciłam się i pokłusowałam z powrotem w do klanu. Blask słoneczny poranka rozlewał się po niebie na którym przystanęły pierzaste kształty chmur. Fretka zajęła się już budzeniem członków, pomogłam jej trochę i przekazałam wiadomość, iż ruszamy dalej za około 2 godziny. Przy sprzyjających warunkach dotrzemy na miejsce może jeszcze dziś, i odpoczynek byłby dłuższy, dzięki czemu kolejna trasa będzie łatwiejsza. Po dłuższym czasie wydałam komendę do wymarszu i luźną gromadą wyruszyliśmy na południe. Ale niedługo zauważyłam gwałtowne zmiany w pogodzie: nadciągnęły ciemne i ciężkie, ołowiane chmury, wszystko pociemniało i trwało w nieruchomym niepokoju, a wiatr nasilił się znacznie. Spoglądałam wciąż na boki, szukając schronienia w razie burzy. Poczułam mokrą kroplę deszczu na nosie, i tuż za nią spadło więcej na grzbiet. Deszcz nasilił się gwałtownie, przechodząc w ulewę. Podłoże momentalnie nasiąkło, utrudniając stawianie kopyt. Mokre kosmyki grzywy kleiły mi się nieprzyjemnie do sierści, a po niej spływały strugi wody. W powietrzu widać było siekące smugi, a my przemokliśmy już i tak do suchej nitki. Jedynym pocieszeniem było to, że takie oberwania chmury nie powinny trwać długo. Las był już niedaleko; może tam znajdziemy schronienie przed deszczem?
- Przejdziemy przez las!!!-krzyknęłam ponad nieustannym szumem ulewy, zarzucając łbem. Wkrótce z ulgą wkroczyliśmy w las. Nasze zadowolenie nie trwało długo, bowiem ziemia była tu grząska i zamieniła się w błoto. Kopyta mlaskały, dreszcz przenikał mnie na wskroś, a wody kapała przy każdym ruchu. Nagle przed nami dostrzegłam brunatną wstęgę wijącą się i porywającą za sobą grudy ziemi. Gdy się przybliżyliśmy, okazała się być strumieniem powstałym w wyniku niespodziewanej powodzi. Jeśli ktoś by się potknął, byłby to koniec, ale musielibyśmy przejść teraz, bo później nie damy rady...Kątem oka zauważyłam Fretkę która przerwała moje rozmyślania, idąc bokiem ścieżki do mnie. Przewróciłam oczami i położyłam lekko uszy po sobie. Skoro już wszystko wie, to może zostawić mnie w spokoju. Nie chciałam niczyjego towarzystwa.
<Fretka? Zaczyna się Calipso CalipsoXD>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!