- Wybacz, że tak długo - przeprosiłem.
- Nic się nie stało - ogier uśmiechnął się - Gotowy? - skinąłem głową. Szczerze spóźniłem się bo zaspałem. Wczoraj nie umiałem spać. Zastanawiałem się od czego mam zacząć jeżeli chodzi o zbieranie informacji. Ruszyliśmy zgodnie lecz po piętnastu minutach gdy byliśmy już daleko od stada Shere Khan zawrócił życząc mi powodzenia i dając linę. Patrzyłem jak odchodzi, a potem ruszyłem przed siebie. Najgorsze było, że bardzo długo mnie może nie być, a jak wrócę to nie będę wiedział gdzie szukać klanu. Na szczęście kursowaliśmy po między tymi samymi miejscami więc chociaż tyle. Po krótkim marszu zatrzymałem się nie wiedząc co dalej robić...
*Mija tydzień*
Po tygodniu mojej podróży bez celu w końcu coś znalazłem. Niewyraźne ślady kopyt i na pewno nie były to ślady naszego klanu. My nie kursowaliśmy pomiędzy tymi miejscami, a śladów było za dużo jak na jakieś pojedyncze osobniki. Przystanąłem w miejscu. Postanowiłem zrobić króciutki odpoczynek. Najadłem się trochę trawy, napiłem wody i ruszyłem dalej.
*Mijają dwa tygodnie*
Kolejny tydzień mija, a ja włóczę się bez celu. Chociaż...odkryłem ślady i napotkałem pewnego samotnego konia. Nazywał się Armaldo czy jakoś tak...Powiedział, że widział tu pewien klas i rozmawiał z jego przywódcą...A raczej przywódczynią... Nawet znał nazwę ale zapomniał...
*Mijają cztery tygodnie*
Kolejne dwa tygodnie nie przyniosły nic nowego. Minął już miesiąc i stwierdziłem, że czas wracać. Tydzień zajęło mi odszukanie stada. Poprosiłem Raphaela by poinformował Shere Khana o moim powrocie, a sam - chodź było południe - udałem się na spoczynek. Porozmawiam z nim jak wstanę. Byłem tak wymordowany, że musiałem się nawet położyć.
<Shere Khan?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!