Rzeczywiście, czułam na sobie wzrok chyba całego klanu, co pomimo moich usilnych prób niesienia głowy w górze nieco mnie przytłaczało. Dobrze, że nie znałam życia w stadzie i nie miałam pojęcia o tym, że teraz większość zapewne wysnuje absurdalne wnioski na temat relacji mojej i Shere Khana. Zamyśliłam się jednak, kiedy zauważyłam, że dwie klacze mierzą nas wzrokiem, a następnie szepczą między sobą, chichocząc. Potrząsnęłam grzywą, starając się je ignorować, jednak postarałam się tak mocno, że wyłączyłam się nie tylko na nie, ale także na towarzysza. Uśmiechnęłam się do niego przepraszająco.
Czułam ekscytację na myśl o wyścigu i z pewnością było to widać w moich oczach. Pewnie nie zdawałam sobie sprawy, że pierwszy raz od dawna uśmiechałam się niemal bez przerwy.
Kiedy ruszyliśmy, ja również nie włożyłam w to wielkiego wysiłku, pozwalając ogierowi narzucić rytm. Jakby nie patrzeć, nikt mnie jeszcze nigdy nie przegonił, moja rasa była stworzona do biegania. Muszę przyznać, że trochę go nie doceniłam, bo wydawało mi się, że koń tak duży i ciężki nie będzie szybki. Pomyliłam się, więc chcąc nadać zmaganiom nieco więcej smaczku, wyciągnęłam nogi w biegu, wyprzedzając Shere Khana o pół długości, a następnie całą.
Pęd rozwiewał moją śnieżnobiałą grzywę i zadarty dumnie ogon. Czułam się wspaniale, na chwilę zapomniałam o strachu i o tym, że mam do czynienia z najważniejszym osobnikiem w stadzie. W końcu to był wyścig, nie było tu miejsca na hierarchię. Teraz oboje byliśmy równi.
Gdy ogier mnie dogonił, spojrzałam na niego i zarżałam radośnie, dając upust nagromadzonym emocjom. Moje oczy lśniły, a ciało zdawało się frunąć. Przez chwilę biegliśmy równo, po prostu ciesząc się wiatrem w grzywach i jedyne co słyszałam, to rumor kopyt, szum w uszach, bicie serca i nasze zsynchronizowane oddechy.
W końcu jednak przypomniałam sobie, że to wyścig i mimo, że nie chciałam tego kończyć, zawołałam:
- Dokąd się ścigamy?
- Do tamtego wzniesienia! - odparł ogier, pyskiem wskazując mi metę.
- W takim razie powodzenia!
To mówiąc, zebrałam w sobie pozostałe siły i wkładając w to całe serce, wyciągnęłam smukłe ciało, przechodząc do najszybszego cwału, na jaki tylko było mnie stać. Wystrzeliłam jak z procy, a przynajmniej tak zawsze mawiał mój ojciec. Nie zamierzając dawać mojemu przywódcy forów, gnałam w stronę wzniesienia, stopniowo się od niego oddalając.
<Shere Khan?>
- W takim razie powodzenia!
To mówiąc, zebrałam w sobie pozostałe siły i wkładając w to całe serce, wyciągnęłam smukłe ciało, przechodząc do najszybszego cwału, na jaki tylko było mnie stać. Wystrzeliłam jak z procy, a przynajmniej tak zawsze mawiał mój ojciec. Nie zamierzając dawać mojemu przywódcy forów, gnałam w stronę wzniesienia, stopniowo się od niego oddalając.
<Shere Khan?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!