Polecane posty ---> Zmiany w składzie SZAPULUTU

15.11.2018

Od Khonha do Yatgaar "Marne pocieszenie"

Poczułem swego rodzaju radość. Tak, właśnie radość. Od dłuższego czasu dni zlewały się dla mnie w monotonną całość, a spotkanie tych koni przypomniało mi wszystkie nasze dawne przeżycia i sprawiło, że w końcu wybudziłem się z letargu, w jaki ostatnio wpadłem. Poczułem znowu chęć do działania. Ktoś mógłby zarzucić to, że wychwalam tak wydarzenie, które może oznaczać dla całego klanu niebezpieczeństwo, a zwłaszcza dla Yatgaar, którą zostawiłem samą. Jednak długie pasmo zwycięstw zarówno naszego stada, jak i mojej partnerki, pozwalało mi być względnie spokojnym. Po przybyciu do klanu chciałem najpierw zwołać grupę koni, której kazałbym ze sobą iść, ale po chwili dotarło do mnie, że teraz to nie ja o tym wszystkim decyduję. Na szczęście szybko odnalazłem Shiregt i wyjaśniłem mu całą sprawę, co było zresztą tylko formalnością. Ogier postanowił przyjrzeć się bliżej zaistniałej sytuacji. Konie, które nie czuły się na siłach, zostały w stadzie, zaś pozostałe zostały podzielone na trzy grupy. Jeśli natknęlibyśmy się na intruzów, Shiregt chciał najpierw dowiedzieć się czego chcą i czy samowolnie odejdą z naszych terenów. Wybrał kilka koni, które miały mu towarzyszyć podczas ewentualnej rozmowy, w tym swoją siostrę Miriadę. Gdyby polubowne rozwiązanie sprawy okazało się niemożliwe i nastąpiłaby walka, druga grupa miała przystąpić do ataku. Trzecia zaś w takiej sytuacji musiałaby spróbować zajść wroga od tyłu i dopiero wtedy zaatakować, gdyby przybył do nich posłaniec. Do chwili walki obie grupy oprócz pierwszej miały pozostać w miarę możliwości w ukryciu. Grupą pierwszą dowodził Shiregt, drugą ja, a trzecią Mikado. Przywódca zdecydował też, że posłańcami zostaną Forever i Dante. Po uzgodnieniu tych wszystkich najważniejszych spraw, ruszyliśmy. Szedłem oczywiście na przedzie, prowadząc całą grupę. Na początku konie rozmawiały między sobą, ale w końcu wszyscy się uciszyli, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji. Po jakimś czasie zaczęły do nas docierać niepokojące dźwięki walki, a niedługo później także doskonale rozpoznawalny zapach krwi i wilków. Konie zaczęły patrzeć po sobie z niepokojem.
-Trzeba sprawdzić, co się stało. Nie ma sensu, aby szło tam prawie całe stado, bo w ten sposób na pewno przyciągniemy do siebie wilki. Kto chce iść ze mną?-zapytał Shiregt.
-Na mnie możesz liczyć-odparłem natychmiast. Zacząłem się obawiać, co takiego mogło się wydarzyć. W końcu Yatgaar została sama, a teraz już nie tylko zagrażały jej nieznane konie, raczej nie nastawione do nas przyjaźnie, ale i wilki. Na trzeciego ochotnika zgłosił się Etsiin, nowy ogier, którego jeszcze nie zdążyłem bliżej poznać. Ruszyliśmy, kierując się w stronę źródła tych dźwięków i zapachu. Jednocześnie staraliśmy się oczywiście generować jak najmniej hałasu. Wtem usłyszeliśmy, że w naszą stronę coś zmierza. Po chwili z zarośli wypadły trzy wilki. Dwa z nich przebiegły obok nas obojętnie. Zdawały się być mocno nastraszone i chyba nie myślały nawet o jedzeniu, w przeciwieństwie do trzeciego, który zdecydował się zatrzymać i zaatakować. Skoczył w stronę Shirgegt'a, który znalazł się praktycznie naprzeciw niego. Ogier jednak zrobił szybki unik, po czym stanął na dwóch nogach, chcąc zadać drapieżnikowi silny cios kopytem. W odpowiedzi wilk cofnął się, odwrócił i zaczął dalej uciekać. Jeden z jego towarzyszy dawno już zniknął w gęstwinie, jednak drugi z nich w międzyczasie zatrzymał się. Wyglądał jakby wahał się, czy wspomóc pobratymca w walce, ale w końcu oba drapieżniki zniknęły nam z pola widzenia.
-Ktoś albo coś musiało im nieźle dać w kość-powiedział Etsiin.
-Tylko ciekawe co to było-odparł Shirget. Więcej już nikt z nas nie mówił. Skierowaliśmy się ponownie w tym samym kierunku. Odgłosy walki już ustały, jednak zapach krwi nadal był doskonale wyczuwalny. Po jakimś czasie w oddali zamajaczyła końska sylwetka, u której stóp leżało coś białego. Przyspieszyłem kroku i wyprzedziłem pozostałe dwa ogiery, kiedy tylko w stojącym koniu rozpoznałem Yatgaar. Patrzyłem właściwie tylko na nią, ciesząc się, że jest cała i zdrowa. No, może nie do końca, gdyż miała niemało ran.
-Yatgaar! Co ci jest?-zapytałem, zatrzymując się przy klaczy. Moja partnerka jednak nawet na mnie nie spojrzała. Powiodłem oczami za jej spojrzeniem i zobaczyłem leżącą na ziemi Valentię. W tej samej chwili doszli do nas Shiregt i Etsiin.
-Co się tu stało?-zapytał nasz syn.
-Zaatakowały nas wilki-powiedziała klacz, przenosząc na niego wzrok.
-Mocno ją zraniły? Może da się jej jeszcze pomóc?-spytał bez przekonania Etsiin.
-Ona nie żyje-odparła beznamiętnym głosem Yatgaar.
-To nie twoja wina. Cud, że sama przeżyłaś-chociaż ani moja partnerka, ani ja nie przywykliśmy do mówienia, a tym bardziej do wysłuchiwania takich rzeczy, coś kazało mi jednak tak powiedzieć. Mimo to czułem jednak, że to marne pocieszenie.
-Pytanie co ona tutaj robiła i to sama?-odezwał się Etsiin.
-Mogła przyjść na spacer..., mogła zabłądzić...możliwości jest wiele-powiedziałem, stając obok swojej partnerki.-To teraz zresztą nieważne. Yatgaar, jak się czujesz? Potrzebujesz pomocy-odezwałem się do klaczy.
-Na szczęście reszta została niedaleko, a wśród nich jest Nick-powiedział Shiregt.
-Świetnie, ty albo Etsiin idźcie po niego-odparłem, przyjmując pałeczkę dowódcy. Chyba jednak nikt nie oczekiwał, że pozostawię Yatgaar po raz drugi tego dnia i to w takim stanie.
-Może najpierw wysłuchalibyście mnie. Nie czuję się aż tak źle, a my musimy skupić się na innej sprawie-odezwała się Yatgaar.
-Właśnie stoczyłaś batalię z watahą wilków. Choć raz zachowaj się jak potulna, uległa żona. Poczekajmy chwilę na medyka i daj się chociaż opatrzeć. Oboje wiemy, że innego wyjścia nie masz, i tak ledwo trzymasz się na nogach-odparłem. Klacz już nic nie powiedziała. Etsiin zdecydował się iść po medyka, a Shiregt odszedł nieco, aby obejrzeć miejsce walki, usłane teraz kilkoma trupami wilków.
-Powinniśmy się pospieszyć. Świeża krew może zwabić inne drapieżniki-powiedziała Yatgaar. Patrzyła przy tym na ślady krwi znajdujące się...właściwie wszędzie wokół nas, ale te, na które wzrok skierowała moja partnerka, znajdywały się na korze drzewa po jej lewej stronie.
-Yatgaar...-zacząłem.
-Może lepiej już chodźmy? Ten ogier jakoś nas odnajdzie...
-Yatgaar-powiedziałem już nieco głośniej.
-Oby tylko tamci o niczym się nie dowiedzieli i nie zwalili się nam teraz na głowę.
-Yatgaar, spójrz na mnie-powiedziałem. Klacz westchnęła i przeniosła na mnie swoje spojrzenie.
-Coś cię gryzie?-zapytałem, gdyż niepokoiło mnie jej nieco dziwne zachowanie.
<Yatgaar?>

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!

Szablon
Margaryna
-
Maślana Grafika