Oprócz spojrzenia ogiera poczułem na sobie uważny wzrok Yatgaar. Spojrzałem na nią. Nasze oczy spotkały się na ułamek sekundy i to pozwoliło nam zebrać siły na dalszą, prawdopodobnie nie najmilszą, rozmowę z ogierem. W czasie podróży nie mieliśmy wiele czasu dla siebie, ale udało mi się ustalić strategię zarówno na wypadek, gdyby przywódca stada był miło nastawiony, jak i na zupełnie inny scenariusz. Teraz wystarczyło tylko odpowiednio wszystko rozegrać.
- Chcemy pokoju. Doszły nas słuchy o waszym stadzie. Wiedzieliśmy, że prędzej czy później się spotkamy, więc postanowiliśmy was odnaleźć- powiedziałem. Jak na razie nie chciałem nic wspominać o tym, że należymy do Klanu Mroźnej Duszy i planujemy podbić te tereny. Liczyłem się z tym, że stado to miało przecież swoich szpiegów i mogło wiele wiedzieć. Na wszelki wypadek postanowiłem spróbować wyciągnąć z nich to, co wiedzą na temat nasz i klanu.- Aby pokazać, że nasze zamiary naprawdę są pokojowe, proponujemy wam wspomniane tereny- dodałem po chwili. Ogier obrzucił nas kolejnym nieufnym spojrzeniem.
- Ach, gdzież nasze maniery. Nazywam się Lotar, a to moja towarzyszka Sheep. Miło nam was poznać- powiedziałem, lekko się kłaniając. Na wszelki wypadek wolałem nie zdradzać swojego prawdziwego imienia, gdyż stało się ono nieco bardziej rozpoznawalne przez niektórych mieszkańców Mongolii po tym jak... pozbyłem się trójki nieprzyjemniaczków. Wątpiłem, by ktokolwiek mógł znać tutaj Yatgaar, ale mimo wszystko nie chciałem zdradzać i jej prawdziwego imienia. Rzuciłem jej szybkie i ukradkowe spojrzenie.
- Niezmiernie cieszymy się z tego spotkania- dodała klacz, uśmiechając się przyjaźnie jak nigdy wcześniej.
- Trele- morele. Dość tych niepotrzebnych gadek. Jestem przywódcą tego stada. Dobrze nam się wiedzie i nie potrzebujemy od was niczego- ogier położył nacisk na ostatnie słowo.- Coś jeszcze?- dodał szybko.
- Ależ przywódco, mimo wszystko warto byłoby rozważyć tę propozycję- wtrącił nieśmiało towarzysz ogiera. Przywódca spojrzał na niego, jakby zastanawiał się, skąd on się tutaj wziął.
- To nie ty jesteś przywódcą- powiedział ogier.
- Warto by jednak zatrzymać ich i kazać się zaprowadzić do tego miejsca, aby przynajmniej przekonać się, czy mówili prawdę. Tereny, o których opowiedział Lotar wydają się być naprawdę obiecujące- towarzysz przywódcy nie dawał za wygraną, choć i ja zdążyłem już zauważyć, że tego konia nie da się do niczego przekonać jak już coś sobie ubzdura.
- Cicho. Przestań kwestionować poczynania swojego władcy. Zrobimy tak, na razie tu zostaniecie, a potem wskażecie nam drogę do tego miejsca- powiedział przywódca, po czym przymknął oczy i pokiwał lekko głową, jakby zapomniał o naszej obecności. Chyba właśnie sam siebie przekonywał, że to jego pomysł, a nie drugiego ogiera. Spojrzałem ze zdziwieniem na Yatgaar, a ona na mnie. Po jej minie poznałem, że też nie co najmniej nie rozumie postępowania władcy tego klanu.
- Zgoda- powiedziałem. Ogier otworzył oczy i obdarzył nas kolejnym nieprzychylnym spojrzeniem.
- Wyruszamy jutro. Na razie sobie odpocznijcie. Jednak nie możecie się samemu nigdzie oddalać i cały czas będzie wam towarzyszył ktoś z moich podwładnych- odparł ogier i skinął na jednego z koni. Ten natychmiast wyszedł z tłumu i stanął przy nas. Był to ogier nieokreślonej rasy o umaszczeniu czarnym z białymi skarpetkami na nogach i plamami na pysku. Nie wyglądał na jakoś specjalnie silnego, ale nigdy nic nie wiadomo. Mógł być za to szybki. Spojrzał na nas z wyrazem znużenia na pysku, nic nie mówiąc.
- Niech będzie- odparłem. Po chwili razem z Yatgaar oddaliliśmy się, odprowadzani przez zaciekawione lub nieufne spojrzenia innych koni. Ogier, który miał nas pilnować, ruszył za nami bez słowa. Poszliśmy na skraj stada.
- Mam nadzieję, że macie tu coś do jedzenia- powiedziała klacz do ogiera, ale ten obrzucił ją tylko znudzonym spojrzeniem. Zajęliśmy się szukaniem jedzenia, a nasz opiekun stanął nieopodal, tak, że nie było szans na rozmowę nawet szeptem. Zajadając się wygrzebaną trawą, zastanawiałem się, jak sprawić, byśmy mogli chwilę porozmawiać sam na sam. Odwróciłem głowę w stronę stada, kiedy nagle usłyszałem, że ktoś się przewraca. Odwróciłem się i okazało się, że Yatgaar upadła na ziemię.
- Yat...!- na szczęście w porę zdążyłem ugryźć się w język.- Sheep! Nic ci nie jest?!- zawołałem, pochyliwszy się nad nią. Ogier po raz pierwszy spojrzał na nas z zainteresowaniem.
- Co się gapisz?! Wymęczyła mnie podróż! Macie tu jakiegoś medyka?- powiedziała Yatgaar.
- Mamy- odparł ogier i powrócił do grzebania kopytem w ziemi.
- To może byś go wezwał?- spytałem. Domyśliłem się, że to plan klaczy, dzięki któremu być może będziemy mogli chwilę porozmawiać sam na sam. Ogier obrzucił nas kolejnym wypranym z jakichkolwiek uczuć spojrzeniem. Przez chwilę nie ruszał się z miejsca, ale po chwili puścił się biegiem w stronę stada.
- Świetny plan!- szepnąłem, kiedy tylko nasz towarzysz oddalił się na bezpieczną odległość.
- Pochwały odłóżmy na później. Jaki masz teraz plan?- odparła Yatgaar.
- Zostaniemy tutaj i rozeznamy się w sytuacji w klanie. To będzie najlepsze wyjście, tylko trzeba powiadomić Fenrira i Hasminę. Jakiś pomysł?- spytałem. Klacz nadal leżała, dzięki czemu mogłem udawać, że pochylam się nad nią z troską, martwiąc się o jej zdrowie.
<Yatgaar? Podoba ci się twoje tymczasowe imię? Mam nadzieję, że tak XD>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!