Zimowy spacer był jedną z niewielu przyjemności, które mnie ostatnio spotykały. Śnieg lekko prószył, wokół nie było żywej duszy. Cieszyło mnie to i napawało swego rodzaju spokojem. Wtem w oddali dostrzegłem leżącą sylwetkę jakiegoś konia. Skierowałem się w tamtą stronę mocno zaniepokojony. Kiedy podszedłem, okazało się, że to Marabell. Jeszcze bardziej zaniepokoiło mnie to, że w żaden sposób nie zareagowała na moje przybycie.
- Wszystko w porządku?- spytałem z troską.
- Tak, oczywiście. Tylko sobie trochę leniuchuję- odparła klacz.- Ale już wstaję-dodała po chwili.
- Nie musisz, nie przeszkadzaj sobie- powiedziałem, lecz mimo to Marabell podniosła się.
- Napędziłaś mi niezłego stracha.
- Ja? Czemu?- zdziwiła się klacz.
- Już myślałem, że coś Ci się stało- wyjaśniłem.
- Nie powinieneś zakładać od razu najczarniejszego scenariusza- odparła Marabell, po czym przyjaźnie się uśmiechnęła. Na jakiś czas zapadła między nami cisza.
- Właściwie to czemu tak nagle zniknęłaś po ceremonii? Nigdzie Cię nie widziałem aż do teraz- powiedziałem.
- Nie za bardzo wiedziałam, co powinnam zrobić i jak się zachowywać. Poza tym miałam wrażenie, że inne konie trochę mi... zazdroszczą? Chociaż wiem, że takie przeświadczenie jest niezwykle egoistyczne z mojej strony- powiedziała klacz, grzebiąc przy tym kopytem w ziemi. W tym samym momencie zawiał lekko wiatr, przez co nasze grzywy rozwiały się i splątały razem, a ciałami wstrząsnęła seria dreszczy. Musieliśmy poświęcić trochę czasu na ponowne rozplątanie włosów.
- Cóż, to w takiej sytuacji normalne, że ci zazdroszczą. W końcu jako pierwsza dostąpiłaś takiego zaszczytu- powiedziałem.
- No tak, ale nadal nie jestem przekonana, że na niego zasługuję- odezwała się niepewnie klacz.
- Przestań, mówiliśmy już o tym. Nie chcę słyszeć więcej żadnych Twoich wątpliwości na ten temat. Po prostu ciesz się z przyznanej Ci nagrody- postarałem się nieco pocieszyć Marabell.
- To nie takie łatwe, kiedy wszyscy ci jej zazdroszczą- odparła klacz. W tym samym momencie śnieg zaczął przybierać na sile. Jego płatki były coraz większe i teraz znacznie szybciej pokrywały sobą całą ziemię i wszystko inne dookoła.
- Może przejdziemy się i omówimy tę kwestię?- zaproponowałem. Uśmiechnąłem się przy tym lekko, a klacz skinęła głową na znak, ze się zgadza. Ruszyliśmy w stronę drzew, aby w razie czego chroniły nas one chociaż trochę od wiatru, który także z każdą chwilą się nasilał. Oznaczało to zatem, że nie mogliśmy iść za daleko.
- Dokąd chciałabyś pójść?- spytałem.
<Marabell? Wybacz, nie miała żadnego pomysłu:'( >
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!