Gdy przechodziłam przy krzaku, usłyszałam stukot kopyt. Nie wiedziałam
kto to. Zaczęłam biec za tym ktosiem. Gdy dobiegłam do celu, zauważyłam,
że to Marabell, a nie ktoś taki, jak Gorlans, który uciekł strażnikom.
Byłam smutna, ale Marbell, zagadała mnie.
- Hejka!- krzyknęła. Zaczęłam się bać, lecz odpowiedź kuła w gardło.
- Cześć- powiedziałam.
- Co tam?
- Jak to co? Ogierki gonią mnie!
- Wiedziałam! Który to?
- Tylko mi tam nic nie mów!
- Okej! Sekret?
-Jakby...- odpowiedziałam, ale Marabell nic nie pisnęła. Po jakimś czasie odpowiedziała:
- A chcesz spotkać się przy tamtym drzewie?- spytała pokazując na drzewo.
- Okej! Jutro się spotkamy! Okej?- spytałam.
- Okej!- krzyknęła. Potem zaczęłyśmy tylko dołączać do stada. Położyłam
się pół godziny wcześniej, by wyspać się. Marabell też długo spała.
Potem jeszcze odpoczęłam, by być w pełni energii. Marabell jednak poszła
na spotkanie. Pogalopowałam za nią. Ten ranek zapowiadał się miło,
rozmowowo, i przyjemnie. Gdy byłyśmy prawie na miejscu, Khonkh nas
dogonił. Zdziwiłam się. Ten zaprosił mnie na rozmowę. Ja mu jednak
powiedziałam, że nie mam czasu. Potem podbiegłam tam, gdzie Marabell już
mi uciekła. Byłyśmy na miejscu. Mówiłyśmy o różnych rzeczach. Po
rozmowie podbiegłam do Khonkha. Powiedział, że muszę poszpiegować dalszą
drogę. Mówiłam mu, że mówiłyśmy tylko sobie o wszystkim.
- Nawet o moich sprawach? - spytał. Jednak powiedziałam mu, że nie. Ale i
tak mnie zaprosił do szpiegowania, a nie gadania, więc go uciszyłam.
Marabell była przy drzewie. Nie wiedziałam, co tam robi. Czy czekała,
czy podsłuch ją kusił?
<Marabell? Czekałaś? Masz!>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!