Pasłem się spokojnie, gdy wtem usłyszałem, że ktoś się do mnie zbliża. Wyprostowałem się i okazało się, iż jest to Marabell. Klacz podeszła do mnie niepewnym krokiem.
- Coś się stało? Czy może masz jednak jakieś pytania?- zapytałem.
- Tak, mam jedno- odparła klacz.- Skąd wzięła się nazwa "Klan Mroźnej Duszy"? Bo w poprzednim klanie słyszałam o nim coś nie coś. Podobno było to najpierw trio morderców, ale potem ktoś ich wszystkich zabił...- Marabell przerwała, oczekując odpowiedzi. Nie miałem zamiaru niczego przed nią ukrywać. W końcu prawie cała Mongolia wiedziała o moim czynie.
- Tak, było kiedyś trzech morderców, którzy nadali taką nazwę swojemu... stadu. I tak, potem ktoś ich zamordował i założył klan o tej samej nazwie- wyjaśniłem.
- Czyli...- zaczęła niepewnie i z lekkim przestrachem Marabell.
- Tym kimś jestem ja- odparłem głosem bez wyrazu. Klacz cofnęła się o krok.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię. Dopuściłem się tamtego czynu, gdyż ktoś musiał uwolnić Mongolię spod ich panowania. Nawet nie planowałem zakładać potem żadnego klanu. Różne konie same z siebie zaczęły do mnie ściągać. Skoro one mi ufają, ty chyba także możesz?- powiedziałem. Marabell nie wydawała się być do końca przekonaną, nic też nie odpowiedziała.
- Więc? Jakieś jeszcze pytania, uwagi?- zapytałem tak łagodnym głosem, na jaki tylko było mnie stać. Nie chciałem jeszcze bardzie denerwować mocno już spiętej i wystraszonej klaczy.
<Marabell?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!