Kolejny, długi dzień wędrówki był już za mną. Leniwym krokiem szedłem przez uśpiony las. Cisza była taka usypiająca... Gdyby tak zamknąć o...
Poczułem uderzenie widocznie wpadłem na jakąś istotę. Tak, istotę. Osobnik był ciepły i i futrzasty, co nie jest cechą kamieni albo drzew. Odwrócił się do mnie. Przyjrzałem się i bez problemu dostrzegłem, że jest koniem.
-Kim jesteś? - spytał koń.
-Chciałbym zadać to samo pytanie - odparłem.
-Jestem Khonkh, przywódca Klanu Mroźnej Duszy - przedstawił się mój rozmówca miłym głosem.
-Bush Brave, przywódca samego siebie - odrzekłem z nutką kpiny w głosie.
Przywódca powinien być twardy, ostrożny i silny. Ten tutaj był miły i przyjazny. Aż nazbyt jak na władcę.
-A więc rozumiem, że jakieś stado przebywa w okolicy? - spytałem z lekceważeniem - Może znalazło by się tam dla mnie jakieś miejsce?
Mimo mojego kiepskiego zdania na temat przywódcy Klanu Mroźnej Duszy, postanowiłem skorzystać z okazji i zakończyć samotne szwędanie się po stepie.
-Najpierw musiałbyś mi opowiedzieć coś o sobie. Nie znam cię i wolę być ostrożny.
Ostrożny? Może trochę, ale wątpię, że ktoś taki jak on mógłby być ostrożny.
-No dobra... - westchnąłem ciężko. - Jestem Bush Brave. Urodziłem się gdzieś w środku stepu. Niedaleko jakiegoś lasku, ale szczegółów nie pamiętam. Co tu mówić. Matka zmarła mi jak byłem jeszcze maluszkiem, niedługo po porodzie, więc nie zdążyłem jej poznać. Wiem tylko, że ma na imię Stracy. Ojciec znęcał się nade mną. Zapisał się w mojej pamięci krzykiem i przemocą. Jego imię pamiętam dokładnie. Cutdown. Nie mogłem wytrzymać tego, że się nade mną pastwił i uciekłem. Po roku tułaczki znalazłem się właśnie tu i na ciebie wpadłem.-zakończyłem.
-Dobrze, możesz dołączyć - powiedział po chwili zastanowienia. - A jakie chciałbyś zajmować stanowisko? - spytał.
-Jest może takie stanowisko jak morderca? - spytałem po chwili zastanowienia.
-A i owszem. Mam rozumieć, że chcesz je zająć? - spytał, a gdy Skinąłem twierdząco głową powiedział - Gratulacje, jesteś już pełnoprawnym członkiem stada. Chodź, zaprowadzę cię do stada - zakończył i ruszył dając znak, że mam kierować się za nim.
Poszedłem, więc tam gdzie chciał. W stadzie rozstaliśmy się. Khonkh poszedł załatwiać swoje sprawy. Kiedy się odwrócił splunąłem. Ładny mi przywódca i piękna ostrożność. Przyjął mnie od razu, nie zważając na mój charakter. Rozejrzałem się. Jedynym rzucającym się w oczy koniem była klacz. Mimo ciemności od razu to wiedziałem, bo miała dosyć jasną sierść. Podszedłem do niej mając nadzieję, że intuicja mnie nie myli.
<Yatgaar?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!