Ostatnio większość mojego czasu zajmowały ćwiczenia — chciałam podszkolić się w każdej możliwej dziedzinie, głównie chodziło mi jednak o siłę (która, z powodu mojej wielkości, spora nie była) oraz wytrzymałość (przydatną umiejętność, w związku z wykonywanym przeze mnie zadaniem).
Pech lub szczęście — ewentualnie oba, czego osądzić nie potrafię — stało się powodem mojego małego wypadku przy pracy. Wkradł mi się błąd przy obliczaniu miejsca, z którego powinnam się wybić, by przeskoczyć nad wysoką jak na moje standardy kłodą, przez co zrobiłam to za późno i w efekcie z potężną siłą uderzyłam przednimi nogami o kawał drzewa.
Przez chwilę narastała we mnie panika — co jeśli coś sobie złamałam? Konie z takimi urazami za długo nie żyją. Kiedy jednak poruszyłam delikatnie kończynami, poczułam ból, ale jednak nie taki, jakiego się spodziewałam. Dałam radę oprzeć je na ziemi i po chwili nawet się podnieść, więc z pewnością bogowie mieli mnie w opiece.
Śnieg mile chłodził moje rozgrzane z wysiłku ciało oraz świetnie służył jako znieczulacz, jeśli chodzi o ból. Po dłuższej chwili spokojnego poruszania — by nie wywołać fali cierpienia, ale też, żeby nie zamarznąć — mogłam się powoli zacząć przemieszczać. Miałam w planie odwiedzenie jakiegoś medyka ze stada, oni znają się na takich rzeczach.
Koniec końców utykając przede wszystkim na prawą nogę, rozpoczęłam wędrówkę w stronę bazy.
Cała podróż zajęła mi zdecydowanie zbyt wiele czasu, o dużo więcej niż się spodziewałam. Kiedy byłam jednak niedaleko, wreszcie zauważyłam sylwetkę konia, którego kojarzyłam jako właśnie lekarza. Z westchnieniem ulgi się zatrzymałam. Nareszcie.
— Przepraszam! — krzyknęłam głośno, by zwrócić na siebie uwagę ogiera. — Byłabym wdzięczna, gdybyś mi pomógł. — dodałam już ciszej, uśmiechając się najmilej, jak umiałam. Nie mogłam być wredna — nie tylko dlatego, że dobre maniery miałam we krwi, ale przede wszystkim z powodu tego, że był uzdrowicielem, a takich się nie denerwuje (nie chciałam, by „przypadkiem” coś spartaczył z moim zdrowiem — znałam już takie przypadki).
Siwek ruszył ku mnie szybkim krokiem, na co odetchnęłam głęboko. Czeka mnie najgorsza część — leczenie, czyli pożeranie jakichś okropności i wytrzymywanie paćkania na sierści. Mimo że to wszystko zazwyczaj działa, to... Nienawidzę lekarzy.
<Hadvegar?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!