Ucieszyłem się, kiedy klacz odparła, że jest jej równie miło jak mi a kiedy powiedziała, że już wie do kogo udać się, gdy będzie potrzebować pomocy, nie potrafiłem ukryć swojej radości. O to mi właśnie chodziło, żeby czuła się przy mnie bezpiecznie i mi ufała, żeby nie bała się mnie odwiedzać tak często jak tylko tego potrzebuje. Staram się robić wszystko co tylko w mojej mocy i mam nadzieję, że jej nie zawiodę.
– A więc oznacza to, że będziemy się bardzo często widywać. Nie wiem czy wypada mi mówić, że jestem z tego faktu zadowolony, bowiem to stwierdzenie ma dwie strony medalu. – zaśmiałem się lekko, po czym kontynuowałem, tłumacząc bardziej co mam na myśli. – Jednak chodzi mi bardziej o tą drugą, bowiem twój uśmiech sprawia, że jest mi niezwykle miło. – uśmiechnąłem się do klaczy.
Moja towarzyszka miała w sobie coś takiego, jakby to określić, źrebięcego... taką radość i urok, które sprawiały, że chciałoby się nią opiekować przez cały czas. Jednak rozumiem, że nie jestem do tego powołany, przynajmniej nie w tym rozumieniu i ta niewielka namiastka opatrywania jej ran zdecydowanie musi mi wystarczyć. Chociaż nie ukrywam, że wolałbym jej tutaj aż tak często nie widywać, bo przecież nie chcę by cierpiała. Cierpienie to nic dobrego, a im wszystkim należy się samo dobro, bo czemu miałoby być inaczej, prawda?
<Salkhi?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!